Portret młodej wenecjanki.

Od długiego czasu w Pilchu siedzę, w jego głowie, w jego życiu, w jego literaturze i wydaje mi się, że go znam na wylot, stąd najnowsza powieść ani mnie nie zaskoczyła, ani nie rozczarowała.

Dwie biografie Jerzego Pilcha, Kubisiowskiej i Pietrowiak, wypełniły mi ubiegły rok, natomiast od stycznia zmagałem się z wczesnym Pilchem, bo wreszcie postanowiłem zmierzyć się z tym wszystkim, co wywindowało Pilcha tam, gdzie do dziś i do śmierci będzie tkwił. Bo kto dziś Pilchowi podskoczy – jeśli znacie jakieś nazwiska skuteczne, to proszę o uzasadnienie.

Pilchowi choćby się przydarzył  gniot, to będzie to gniot napisany według jego doskonale rozpoznawalnej maniery, która przeszła już do klasyki i ma swoją tradycję oraz wyznawców. Gruby tom „Indyka beltsville”, gdzie kompletnie niestrawne „Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej” przekartkowałem, natomiast debiutancko zachwyciłem się zarówno „Bezpowrotnie utraconą leworęcznością” jak i „Moim pierwszym samobójstwem”, przykuł mnie do charakteru Jerzego Pilcha na tyle trwale, że nawet niezrozumiały oraz bełkotliwy początek „Portretu młodej wenecjanki  nie zniechęcił mnie do ciągu dalszego.

Bo cóż mamy na początku – wszak to ma być historia miłosna, próba opisania romansu, do tego historia miłości nieszczęśliwej, opis rozczarowania, zmagań, erotycznych wygibasów – a tu jakieś dywagacje, zasygnalizowany początek, identyfikacja obiektu, a dalej bełkotliwe wynurzenia starca o depresji a nawet, o zgrozo, wpięty niczym lisia kita w wazon z kwiatami, utwór Atiny Milić, czyli kobiety z krwi i kości, o której książka traktuje, a której prozę mamy podziwiać. Żarcik? Wypełniacz? Kto jest autorem? Czy autorka musi się zgodzić na tę publikację, a jeśli nie jest autorką, to czy można się wysługiwać jej nazwiskiem?

Brniemy dalej co chwila potykając się o perełki, Pilchowe zdania najwyższej próby, choć bez tej frazy słynnej, a jednak takie, jakich oczekujemy, gdzie te wiślańskie słowa, odnajdywane u innych, wskazują na wspólne pochodzenie, że wspomnę tu o takich cudeńkach jak „fest” czy „wyro”, nie zapominając o  „nachtkastliku”.

Studio_20170212_141045_resized

Atina Milić, czyli Pralina Pralinowicz zdała dokładną relację Kubisiowskiej ze zmagań miłosnych z Jerzym, opisała ten uroczy początek przy podpisywaniu książek, a bezlitośnie wskazała na udrękę pijackich ekscesów pisarza, choć nie ominęła również chwil przyjemnych. Pilch stworzył z tej historii literaturę, po swojemu, wypełniając prozą niedomówienia i dając przy okazji kilka wykładów na temat sztuki, literatury, samobójstw, depresji i co najbardziej mnie pociąga, porannych nabożeństw porządkowania biblioteki. Te wypełniacze, oddalające się od właściwej historii, przypominają zabieg przerobienia autentycznego portretu Durera, którego Wenecjanka trafiła na okładkę książki, ale z dodanym i powiększonym biustem, w kształcie karcianego karo.

Jak by nie patrzeć, to książka miłosna, opowieść o niespełnionej, bo i niemożliwej miłości, to książka z rozterkami, ale i wspomnieniami, zanurzona w prawdzie, ale przecież będąca literacką fikcją, to tragiczne wyznanie człowieka, którego dylematy znamy, czy lepiej być samemu, czy też żyć z kimś (to jak Kiierkegaardowski dylemat: „Ożeń się, będziesz tego żałował; nie żeń się, będziesz tego także żałował; żeń się lub nie żeń, będziesz i tego, i tego żałował, albo się ożenisz, albo nie ożenisz, będziesz żałował tego i tego.”)

Portret młodej wenecjanki” to także bliska mi zawsze aura krakowskich ulic, a zaplątanie Krakowa w historie miłosne zawsze będzie się odnajdywało gdzieś w mojej wrażliwości, choćby to były jedynie wspomnienia z czasów, kiedy spacerowaliśmy ulicą Szpitalną i nic nie zapowiadało, że zamknie się ten punkt napraw wiecznych piór Mariana Grega, podobnie jak i nasza perspektywa.

Pilch rzecz jasna posiada ten dar ironicznego obserwatora, który tak naprawdę widzi siebie i przez siebie świat komentuje, z tym inteligentnym, a jednocześnie czułym spojrzeniem, więc jeśli patrzy na kochanków, patrzy na siebie jak na kochanka już zblazowanego i podstarzałego lowelasa, który ma obok siebie kobietę o trzydzieści lat młodszą, a do tego nieziemsko piękną, więc w takiej to sytuacji uwięziony kochanek, któremu już młodość się wymknęła i martwić się musi o spojrzenia zawistnych dwudziestolatków, którzy ten układ „starca” z boginią oceniają, więc ten tragizm niemożliwego kłóci się z pożądaniem, a na panicznie wymawiane wyznania, że kocham, wymyśla cudowne reakcje, z których obiecuję wykorzystać kilka, z moimi ulubionymi: „sam nie wierzysz w to co mówisz” oraz „No to coś z tym zrób… Ja wszystkiemu nie dam rady”.

Książka ma XXVI rozdziałów, ale nie ma spisu treści; każdy rozdział posiada tytuł, a ostatni jest niezrozumiały. Kończy się zdaniem: „Budzisz się i jak za życia z niebywałą lekkością prowadzisz piłkę między grobami”. Jest rozdział o samobójstwie i dlaczego hak zdominował desperatów porywających się na własne życie, jest o dwóch tajemniczych dziewczynach siedzących przy oknie kawiarni na Sławkowskiej, jest ten Kraków opisywany z nostalgią: „jest parę ulic w Krakowie, na których panują wieczne, choć odmienne pogody – Grodzka to jest ulica ulewnego deszczu, Bracka zimnego świtu, Sławkowska – ciemnego śniegu, Piłsudskiego  – upału.”

Żal jest mi rozstawać się z Pilchem, ale czy nie potrzebuję choć chwili oddechu? Zastanawianie się, czy pisarza stać jeszcze na coś niebywałego wydaje mi się nie na miejscu i przesycone jest buńczuczną swadą domorosłych krytyków. Oczywiście że stać, tylko nie każdemu się chce. Na kolejnego Pilcha przyjdzie pewnie długo poczekać, choć  kto wie? Tymczasem Pilchowe zmagania z wenecjanką można potraktować jak przypowieść z wieloma cytatami, odniesieniami i przypomnieniami, broń boże nie z radami, ale za to z przestrogami, bo jak bohater Pilcha można sobie zanucić: „Kiedy uzyskała (być może kłopotliwy dla niej) tytuł kobiety mojego życia? Szczerze powiem – nie wiem. Nie odnotowałem w pamięci wyrazistego momentu, po którym nastąpiłaby zmiana tytulatury. Nie miała, nie miała i nagle miała. Nagle miała tak jakby od urodzenia miała. Albo powiem wprost: jak tylko ją zobaczyłem – wiedziałem. Wiedziałem, że będą komplikacje.”

„Portret młodej wenecjanki” do kupienia w Taniej Książce.

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.