Martwy klif

A już myślalem, że  Pasierski  wyjeżdżając nad morze , zrobił sobie urlop od Niny Warwiłow, a tymczasem dzielna policjantka, dotarła z córką  na  wyspę Wolin, zaproszona przez ojca swojej córki Mili,  na uroczystość, w której zapewne nie chciałaby uczestniczyć, ale zgodziła się, chcąc odetchnąć wakacyjnie  od beskidzkich krajobrazów. Na początku towarzyszymy Ninie, lecz  kiedy pojawia się Kacperski zdaje nam się, że przeżyjemy przygodę kryminalną właśnie z tym poznańskim policjantem i o wiele ciekawszą  jego asystentką  o greckim nazwisku Paidaki.

Morderstwa  związane z dawnym domem dziecka,  spędzają sen z oczu nie tylko Kacperskiemu, przydzielonemu  do tej sprawy, ale wciągają  w swoją otchłań, także  starającą się wypoczywać Ninę.

 

Pasierski sięgnął po modny w powieściach kryminalnych motyw   zawiłej historii, ziem odzyskanych, lecz jego metoda  wyraźnie odstaje od zgranych manewrów  np. Krajewskiego. Tutaj Nina i Kacperski, muszą zmierzyć się z demonami obecnymi  w życiu  nadmorskich miejscowości.  „Martwy klif”  otwiera też  skomplikowane relacje z dziadkami czteroletniej Mili i co ciekawe dawny partner Warwiłow, nie pojawia się  prawie wcale, zmarginalizowany, jakby autor nie wiedział co z nim zrobić,  a jego nieobecność nie przysparza mu sympatii, stąd przyłączamy się do tej niechęci wraz z pisarzem.

Książka mocno eksponuje skomplikowane relacje rodzinne  zarówno Warwiłow jak i Kacperskiego, choć zdaje nam się, że  najciekawszym byłoby poznanie historii wytatuowanej Paidiki.

Nina  zajęta mocniej relacjami rodzinnymi, nie pali się  do rozwiązywania, tajemniczych śmierci, a morderca zabija niejako od niechcenia, komplikując śledztwo  pozbawione wyraźnych punktów zaczepienia.

Pisarz próbuje  wystraszyć czytelnika elementami wyjętymi z thrillera i jeśli  potrzebujemy poczuć dreszczyk emocji, to wyobraźnia może podsuwać nam  spowite deszczem  zarośnięte urwiska, ale jeśli znamy Warwiłow, to nie z takich opresji udawało jej się wydostać. Widzę ją tutaj niczym Angelinę Jolie w Tomb Riderze i  po prostu,tej Larze Croft nic złego stać się nie może.

Warwiłow   jest jeszcze atrakcyjną czterdziestolatką i nie narzeka  na brak adoracji, ale  skoncentrowana na córce nie  dopuszcza do siebie myśli o bliższych relacjach z mężczyznami, którzy kręcą się wokół, co nie wyklucza  przelotnych flirtów. Rozterki duchowe bohaterki  podporządkowane są  zapewnieniu  bezpieczeństwa Mili. Finałowa rozgrywka z klifem w tle nieco rozczarowuje, a kiedy wiemy już kto zabija, zakończenie zdaje się być przewidywalne. Zabrakło chyba   napięcia  w scenach  rozstrzygających, jakby autor nie chciał przedłużać  zawodu bohaterki, przekonanej o swojej wygranej.

„Martwy klif” to  inny kryminał od choćby ostatniego „Gniazda”, bo nie liczę  zupełnie według mnie, chybionego „Wodnika”. Nie ukrywam, że ta nadmorska wycieczka sprawiła  mi wiele radości, podczas czytania i  jeśli zakończenie  sprawia niespodziankę nie tylko czytelnikowi, to co ma powiedzieć  Nina, która musi powrócić  do zmagań,  z czekającymi na nią wyzwaniami, nie tylko w życiu osobistym. Żal trochę Kacperskiego a zwłaszcza Paidiki, którzy może jeszcze kiedyś powrócą, ale o tym wie jedynie autor.

Dziękuję Wydawnictwu Czarne za egzemplarz książki

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.