Maciej Siembieda, z autentycznej historii, wykroił fascynującą fikcję, gdzie miesza się przeszłość, także ta mocno odległa, teraźniejszość i przyszłość.
Nie streszczę tutaj kolejnych wątków zaginionego obrazu Matejki, zbrodniarzy hitlerowskich, sułtanów, Bokiry, miłości prokuratora, bo każdy powinien samodzielnie odczytać zdarzenia, dzięki którym zapragnie obejrzeć obraz „Chrzest Warneńczyka”.
W szkole mocno współczułem naszemu królowi, którego uciętą głowę w miodzie obnoszono jak łup po bitwie, choć podobno miała jasne włosy, a król urodził się brunetem. Potem czytałem, że niby uciekł przed bitwą do Portugalii, gdzie sobie żył w zapomnieniu. Jako dziecko współczułem młodemu królowi porażki pod Warną, w ładnym roku 1444 i nie wierzyłem, że był ojcem Kolumba.
Podobno pisarz Siembieda, lata całe zgłębiał losy obrazu Matejki i znając tyle nieprawdopodobnych faktów skonstruował dramat oparty na przepowiedni.
A autor jest dociekliwy jak Borewicz w kultowym serialu. Kiedy opisuje lądowanie idealne samolotu, to zna każdy szczegół przyziemienia, a kiedy wspomina o udarze lewostronnym, to musi zaznaczyć, że wywołuje go zapchanie prawej tętnicy mózgowej.
Historia obrazu i przepowiedni jest naprawdę wciągająca, a przemieszczanie się w czasie i przestrzeni, wymaga piorunującej wiedzy o świecie. Historyk Siembieda udowodnił już w „Oriencie”, że potrafi wciągnąć w wir swoich zainteresowań.
Jak nie lubię Bonaszewskiego podświadomie, to doceniam jego mistrzowskie interpretacje – w tym przypadku aktor przeczytał Siembiedę wzorowo i aż chce się słuchać w Audiotece jego kolejnych audiobooków, a wiem, że tego autora czyta regularnie i już mam „Gambit” na półce.
Przepowiednię wymyślił pisarz, ale z łatwością w nią uwierzyłem. Sama Bitwa 10 listopada, została sprowokowana przez papieża, który dla interesu, polecił zerwać porozumienie z sułtanem, a 12 letni Mehmed II, zdecydował o głowie polskiego króla.
Siembieda doskonale połączył fikcję i wymysły, z legendami i faktami historycznymi. Do tego ten bondowski prokurator, zakochany i dopiero wymykający się z wyobraźni Siembeidy. „444” to początek kariery Kani, a powieść, którą wysłuchałem, jest udoskonalonym wznowieniem pierwszego wydania sprzed paru lat. Intrygujący jest ostatni etap przyszłościowy, kiedy widzimy świat wiele lat do przodu.
„444” to dojrzała wersja przygód Pana Samochodzika i Tomka Wilmowskiego, perfekcyjnie skonstruowana, zwodząca czytelnika i pozwalająca uwierzyć w najbardziej fantasmagoryczne pomysły autora.
A Warneńczyk to nadal mój ulubiony władca z pocztu królów Polski. Matejko pozostaje nadal kreatorem wyglądu królów, co też nadaje się na fascynującą opowieść.
„444” to najlepsza historia w audiobooku w tym roku i mało co mogłoby ją przegonić.