Kryminały Pasierskiego przestają być kryminałami, pisarz wszedł na trudną ścieżkę, która rozwija jego twórczość, ale schodzi z ścieżki autora fascynującego zagadkowymi morderstwami. Mamy w „Kłach” zamordowaną intrygującą Kalinę i powolne śledztwo w beskidzkich odludziach, gdzie pióro Jędrzeja Pasierskiego utknęło na dobre, podobnie jak Nina zagnieżdżona z dwójką dzieci bez ojców, umoszczona w górach, gdzie więcej rodzinnych tajemnic i przetasowań, które pisarz mozolnie maluje, spychając wątek kryminalny na obrzeża. Perspektywa już nie wychodzi wyłącznie od Niny, zajętej bardziej dwójką grzecznych dzieciaków, ale oglądamy świat oczami młodych, co Pasierski serwował już we wcześniejszej opowieści – zabieg ten nie wydaje mi się interesującym, wprowadza bowiem perspektywę zaburzoną hormonami, mętną i stanowiącą wypełniacz prozy, która tasuje układy i stosunki ludzkie, co w pewnym momencie staje się denerwujące i wzbudzające niecierpliwość w czytelniku.
„Kły” toczą się skokowo, co rozbija płynność narracji i pod koniec zaczęło mnie wkurzać. Winny zostaje zdemaskowany w sposób dosyć nudny, a odkrycia Niny zdają się być przypadkowe. Myśliwi robią swoje a wysiłki autora, żeby oburzyć czytelnika ich fascynacjami spełzają na nic. Kuszenie męskością, testosteronem, zabijaniem, bronią, wódką, rubasznością zawsze trafi na podatny grunt.
Nina jest tu bezradna, zagubiona, a jej przełożony przejmuje stery śledcze. Akcja toczy się niemrawo, trupy zagęszczają atmosferę, jest to malownicze w tym beskidzkim krajobrazie zimowym. Pasierski buduje zamknięty świat, gdzie groza jest uśpiona w zamrożonym powietrzu, ale mało kto jej się obawia. To nie jest świat ostatniej części „True detective” i może dlatego nie wywołuje poważnych dreszczów.
Pisarz z wykreowaną i lubianą bohaterką utknął w zamieci beskidzkiej i Nina Warwiłow wymknęła mu się spod pióra. Polubiła to swoje nowe miejsce na ziemi, wtopiła się w tę garstkę społeczności i wyczekuje kolejnych wyzwań, nie tylko osobistych.
Tak więc już nie kryminał, raczej obyczajowe rozważania tubylca, bo Pasierski z tych swoich Beskidów nie daje rady się uwolnić, zakopał się w śniegach łemkowskich, w lasach i wioskach wymarłych – ile tam jeszcze można zbrodni sprokurować, ile charakterów opisać?
Nina pospolicieje, jakby szukała stabilizacji, praca uświadamia, że sama z dziećmi w tych śniegach nie przetrwa, licząc jedynie na pomoc sąsiadów.
Na drugim biegunie zdaje się być zamordowana Kalina, atrakcyjna i w pewnym sensie zdemoralizowana kobieta z kategorii tych złych w ocenie mężczyzn i przez to fascynujących. Kalina ginie jakby zasłużenie, ale odkopanie przyczyn tej śmierci, prowadzi czytelnika przez mikroklimat sąsiedzko- rodzinnych swarów, a efekt końcowy zaskakuje nawet mocno wyrobionego analityka powieści Pasierskiego.
Zastanawiałem się nad tytułowymi kłami, do kogo należą i co symbolizują? Czyżby autor miał na myśli watahę wilków, stado w jakim żyją sąsiedzi malutkiej beskidzkiej wioski… nie jestem dobry w takich domysłach, a tytuł wilczy zapewne symbolizuje bardziej charaktery ludzkie niż wilcze echa.
Trudno wyobrazić sobie kolejny tom przygód zagrzebanej w górach i dzieciach Niny. Czytając „Kły” wyobrażałem sobie romans detektywki z miłośnikiem wyścigów zaprzęgów psich, ale autor brutalnie sprowadził mnie na ziemię , wykluczając trzecią już ciążę Warwiłow, a na koniec wyprowadził szybką kontrę stabilizacji uczuciowej.
Chciałem zdecydowanie bardziej ponarzekać na beskidzkie odsłony Niny, ale ostatecznie jest jak jest i pozostaję miłośnikiem tej prozy, nawet jeśli kolejny tom ponownie zagrzebie nas w śniegach na odludziu.