Dałem się wystrychnąć, nie powiem na kogo, bo zakupiłem nazwisko, choć przeczuwałem lekko, że to nie musi być w stylu Harrego Hole, ale przecież zdarzyły się i „ Łowcy głów” albo „Macbeth” i nie miałem powodów do narzekań.
Tymczasem już okładka była sygnałem ostrzegawczym, bo jeśli wydawnictwo odeszło z tradycyjnej dla Nesbo okładki, to coś musiało być na rzeczy. Jest Jo autorem książek dla młodych, ale kiedy w pierwszej scenie telefon zeżarł dzieciaka, zacząłem się niepokoić, że nici z przyjemności smakowania kryminalnej opowieści ulubionego autora.
Jednakże próbowałem się wciągnąć w historię bohatera i przez pierwsze części niewiarygodnych wydarzeń zaciskałem zęby, bo może coś się jednak w końcu przekręci na drugą stronę. Nie cierpię Kinga, może za wyjątkiem „Dallas 63”, a lektura „Ręki mistrza” to najbardziej traumatyczne przeżycie czytelnicze, nie ze względu na przerażenie treścią a interpretacją audiobookową oraz konstrukcją. Do Stephena Kinga porównują „fachowcy” amatorzy wydarzenia z „Nocnego domu”, a ja żałuję, że nie spojrzałem w wypociny tych wszystkich fanów fantastyki czy fantasy, jak zwał tak zwał, tylko podkuszony nazwiskiem, wziąłem się za lekturę tej fatalnej opowieści. Czy mając 12 lat dałbym się wkręcić w ten świat zdziwaczały i polubił Richarda Elauveda w jego kampanii zbliżania się do Karen i zrozumienia co też się wokół niego wyprawia?
Wyobraźnia Nesbo przerasta możliwości dwunastolatka, a ostatnie rozdziały swoją nudą i fachowością zabijają entuzjazm młodzieży. No ale dobra, nie jestem nastolatkiem, więc z niecierpliwością dążyłem do finału tej przypowiastki. Kiedy raz się wszystko przekręca, to myślę sobie, że może da się coś z tego uratować, ale kiedy za chwilę kolejny przekręt, to już nie zdzierżyłem. W pewnym momencie wracamy do normalności i realnego świata, a to co wcześniej możemy odciąć i udać się w nowe przygody. Końcówki nie zrozumiałem – wpadamy w chorobę psychiczną i pisarz jakby nie wiedział jak się z tego wszystkiego wykaraskać, stracił koncept i prześliznął się do słowa koniec, niczym zaspany szczur w drodze do śmietnika.
Próbuję sobie wyobrazić potencjalnego, zadowolonego czytelnika i wypada mi nastoletni miłośnik, gier komputerowych, którego jedyną lekturą były jakieś krótkie opowiadania wiedźminowskie.
Niestety to nie dla mnie, nawet jeśli wakacje miałyby być odskocznią od Kafki.