Zginę bez ciebie.

Bohater powieści kryminalnej Roberta Ostaszewskiego już na siedemnastej stronie wbija szpilę Mariuszowi Czubajowi, wyśmiewając jego nieznajomość policyjnej roboty. A to przecież Czubaj chwali ten kryminał słowami: Wciągająca intryga, stylowy policjant, skandal obyczajowy i brudna polityka w tle. „Zginę bez ciebie” to po prostu porządna, klasyczna szkoła kryminału. Korzystanie ze sprawdzonych wzorców, które dają oryginalny efekt”

Czubaj już dawno odrobił lekcje, natomiast Ostaszewski zdaje się wciąż tkwić w oślej ławce dla pierwszaków-debiutantów, choć przecież wydał już dwa kryminały (z Miziuro „Kogo kocham, kogo lubię” i Sajkiewicz „Sierpniowe kumaki”), ale może z dziewczynami to się nie liczy, może dziewczyny nie są w stanie dać porządnego kopa, uruchamiając tkwiący gdzieś w człowieku talent? Bonda by Ostaszewskiego kopnęła wystarczająco mocno, ale zajęta pisaniem „Lampionów”, nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego „Zginę bez ciebie” to żenująca przygoda z literaturą kryminalną.

20160521_195131_resized

Mam wrażenie, że wszystko w tej książce jest złe: sposób opowiadania historii, dowcip bohatera, konstrukcja wydarzeń, motyw przestępcy. Ojciec dziewczyny, która popełniła samobójstwo, miejscowy włodarz, pragnie zatuszować osobisty dramat, żeby cała historia samobójczyń, nie odstraszyła inwestorów nowej fabryki kosmetyków. Ja rozumiem, że takie rzeczy na pewno zdarzają się w rzeczywistości, ale nie powinny pojawiać się w dobrych kryminałach. Ludzie bywają odrażający, ale w literaturze warto znaleźć lepszy motyw dla nieczułości, głupoty czy zwykłej chciwości.

Ostaszewski powinien się doskonale znać na tym, jak powinien wyglądać porządny kryminał – zajmuje się tą działką od lat. Oprócz doświadczenia z młodymi pisarkami, jest redaktorem Portalu Kryminalnego, opublikował całą masę artykułów w gazetach oraz prowadzi bloga o literaturze „Mania literatury”. A jeśli jeszcze autor uczy pisania kreatywnego na Uniwersytecie Jagiellońskim, to chyba mogę wymagać więcej, niż tylko głębokiego rozczarowania samodzielnie napisanym kryminałem.

Nic mi się w tej powieści nie układa. Bohater z miejsca zapada w sztampowość zblazowanego policjanta, obdarzonego typowymi cechami osobnika, którego spotykamy od lat w tego typu literaturze. Nie potrafi nas zaskoczyć, wyłamać się ze schematu mądrali z przeczuciami, a do tego szermuje dowcipami i zwrotami, które wspomniany Mariusz Czubaj mógł odrzucić w drodze selekcji pisząc „Piątego Beatlesa”. Nie wiem czy Ostaszewski chciał rozśmieszyć Czubaja, ale udało mu się rozśmieszyć piszącego te słowa, kiedy to zupełnie bez logicznego wytłumaczenia, wprowadza na karty swojej powieści Rudolfa Heinza, profilera, którym Czubaj tak bardzo się znudził, że zastąpił go Markiem Hłasko.

Policjant na własną rękę zajmuje się śmiercią nastolatki Jowity Dudek, pomimo nacisków władz, a nawet o zgrozo, rodziców, którzy chcą zatuszowania przyczyn tragedii. Śledztwo polega na przepytywaniu ludzi, którzy coś mogli wiedzieć o dziewczynie, prowadzi nas do innych samobójczyń, a na końcu i tak okazuje się, że potrzeba mankellowskiego zwrotu akcji, czyli niebezpiecznej sytuacji dla policjanta i jego najbliższych – w tym przypadku ucierpią króliki i niejaka Pauliina, która pomimo 19 lat pije i pali, a którą to dziewczynę, zblazowany Konrad na końcu zaliczy (przepraszam z góry za spojler, ale to nie ma żadnego znaczenia dla czytelnika, bo i tak domyślamy się tego od początku)

W powieści znajdujemy również „Zapiski depresjoholika”, czyli spisaną przez bohatera w zeszycie z czarnymi okładkami, dramatyczną historię miłosną. Ukochana żoną Konrada Rowickiego, wpada w depresję nie mogąc mieć dzieci. Do tego jego rodzice giną w wypadku samochodowym, a jedynym wsparciem dla policjanta jest babka Felicja (rzecz jasna musi być „fajna” i oryginalna), nałogowa palaczka. Brzmi nieźle, ale chaotycznie opowiedziane życie sfrustrowanego Konrada razi nieudolnością i kompletnie mnie nie porusza. Nie oczekuję talentu Tomasza Manna, opisującego śmierć małego Nepomuka w „Doktorze Faustusie”, ale w tej retrospektywie przydałoby się trochę więcej wiarygodności.

No i dobrze, nie bardzo, jak mawiał Sabała. Przygoda z kryminałem Ostaszewskiego przypomina historie z Bondą i Grzegorzewską, których początki irytowały równie intensywnie jak „Zginę bez ciebie”.  Książka ma być początkiem trylogii o Konradzie Rowickim, ale albo go wywalą wreszcie z pracy, przeniosą z Ciechanowa do Krakowa lub Heinz przygarnie go do siebie, albo ugrzęźnie w zaściankowym komisariacie, co nie przełoży się z pewności na inwencje twórczą Ostaszewskiego.

Akcja kryminału toczy się w dniach polsko-ukraińskiego Euro 2012, a ponieważ już niedługo czeka nas kolejna walka na boiskach, przypuszczam że Ostaszewski kończy właśnie tom drugi przygód Rowickiego, wplatając w jego przygody mecze naszych we Francji. Oby tom drugi był lepszy od pierwszego, jak kadra Nawałki jest lepsza od tej Smudy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.