Denerwujące jest to, że dziś można kupić wszystko. W przypadku sprzedaży mogą wystąpić przejściowe problemy, ale udało mi się pozbyć, za grosze, robiąc więcej miejsca na półkach, więc udało mi się wyprowadzić z domu Zbrodnie i karę po rosyjsku albo Grahama Greena. Więc w związku z tym, ze każdy kaprys jest do spełnienia, wymyśliłem sobie zakup wszelkich możliwych Bowlesów, czyli zarówno Jane jak i Paula (albo jak kto woli Porta i Kit).
Czytanie na przemian ich opowiadań daje możliwość zrozumienia jak bardzo byli podobni w opisywaniu rzeczywistości a jak różni w jej rozumieniu. Jane, ekscentryczna i bardziej chropowata w swej prozie, a przecież zadziwiająco błyskotliwa, czego z kolei brak u Paula, który napisał więcej złych zdań a może i opowiadań. Ale to Jane wydaje się być ciekawsza; nękana fobiami – bała się ognia, gór, wody, wind, rekinów i tysiąca innych rzeczy, do tego utykała na jedną nogę. Małżeństwo ich związało, choć oboje deklarowali homoseksualizm – to Paul cierpliwie znosił dziwactwa żony, jak to mówił; był zachwycony jej cudownie eliptycznym widzeniem świata. Sama Jane nazywała się : „kulawą lesbą, żydówą”.
Dużo podróżowali co widać w opowiadaniach – sławę Paulowi przyniosła już pierwsza książka, sfilmowana przez Bertolucciego, ale to Jane kilka lat wcześniej napisała powieść Dwie poważne damy.
Czytam opowiadania Jane i wydaje się, że ta proza zawieszona jest w jakimś metafizycznym interwale; nieodparcie przychodzi mi na myśl Alice Munro: doskonała, wyrachowana w technice, schludnie przebiegająca przez te swoje równo odmierzone 40 – 60 stron, podczas gdy Jane biegnie nieśpiesznie jakimiś zakolami i nigdy nie wiadomo co wydarzy się za chwilę. Jej opowiadania są pełne niepokojącego rozedrgania, mówi się o nich „chorobliwe”, czy neurotyczne, a nawet „bezużyteczne” (w tym przypadku krytyk przerósł własną błyskotliwość).
Czytając „Gwatemalską idyllę” wiem, że słowo idylla jest ironiczne, ale pokazany kawałek rzeczywistości wwierca się swoją uciążliwością, postaci są naznaczone jakąś skazą, czy jest to dziecko kupujące jaszczurkę, żeby ją potem wydać na pewną śmierć, czy jej matka, która oddaje się przybyłemu nieznajomemu w tragicznym zdeterminowaniu.
Oboje mają swoje biografie, niestety nie przetłumaczone na polski, a do tego Paul napisał autobiografię, pod tytułem: Without stopping, choć złośliwie nazywa się ją Without telling. Być może ktoś przetłumaczy kolejne 4 powieści Paula Bowlesa, być może warto przeczytać autobiografię w oryginale – nie wiem. Opowiadanie Echo z miejsca sięga po Jane, jakbym widział ją stojącą za piszącym Paulem – kobiety zachowują się dziwnie, nie znamy motywów, przeszłości, historii. Drażniące stosunki matki z córką, nienawiść, rozczarowanie i to obecne wszędzie u Paula wyobcowanie, to przeświadczenie, że człowiek zawsze jest sam a do tego nieodparty brak nadziei.
A co z tego wszystkiego znalazło się potem w „Pod osłoną nieba” Bertolucciego? Jego Kit jest neurotyczna ale nie porównujmy jej z Portem, którego zabija niemożność uchwycenia szczęścia – to Kit w końcu stanęła na nogi, podczas gdy jej mąż został na pustynnym cmentarzu.