Susan Sontag „Odrodzona”.

Chciałem posmakować Susan Sontag. Dowiedzieć się wreszcie więcej, dowiedzieć się czy warto, a może polubić. Pierwsze skojarzenia, kilka faktów, które powinienem pamiętać, a może je utrwalić – czy ktoś mnie kiedyś zapyta o nią, jeśli dotąd nikt tego nie zrobił – po co mi ta Susan? Po co mi ona, skoro wiem wystarczająco na powierzchowną rozmowę, na uporządkowanie, że była biseksualna, że żyła z Annie Leibovitz, umarła na białaczkę a odwiedzić ja można na paryskim cmentarzu Montparnasse. Dobrze jest zanim zacznie się pisać czy myśleć o konkretnej osobie, przyjrzeć się jej zdjęciom, co uczyniłem a co Google umożliwiają z łatwością – większość tych zdjęć pokazuje Sontag w wieku dojrzałym, nieliczne wracają do młodości.

Pierwszy tom dziennika pisarki jest jak armatnia kula – rozrywa jej świat na strzępy – zaczyna w wieku 13 lat i te pierwsze kilka lat zadziwiają dojrzałością, samodzielnością i doborem lektur. Ale dostajemy ten poszarpany produkt, wyrwany z kontekstu, pokazujący jedynie krótkie ścieżki jej myśli, trochę faktów i przypadkowe zdania – zbieramy kilka lat, już wiemy co czytała i dlaczego lubiła Gida. Kiedy ma 16 lat jest samodzielna, rozbudzona seksualnie i czyta więcej książek niż dzisiejsze nastolatki spędzają godzin na facebooku. Przychodzi dojrzałość jak nieuchronny, porządkujący myśli cień. Kiedy zastanawiałem się czy sięgnąć po ten niebieski tom, przerzucając strony natrafiłem moment jej zetknięcia się z Kafką.    Bo Kafka jest rewelacyjnym miernikiem literackiej wrażliwości – kto nie usiadł zdruzgotany po kilku zdaniach Franza, nie sięgnie nigdy po jego Dziennik lub Listy; a jeśli nie wie kim była Felicja Bauer nie pojedzie nigdy do Pragi. Po tym karkołomnym passusie, z którego jestem dumny, chciałbym wrócić natychmiast do tego popołudnia w Łańcucie kiedy na szkolnej wycieczce, ktoś (a wiem kto ale nie powiem), podsunął mi Zamek, ale przecież nie o tym miałem, nie o tym…

„Dziś w księgarni, czekając znudzona, aż Philip wybierze nową książkę na prezent urodzinowy, po tym jak okazało się, że Correspondance Kartezjusza wyprzedano – otworzyłam  zbiór opowiadań Kafki; trafiłam na Przemianę. To był jak cios, absolutność jego prozy, czysta rzeczywistość, nic wymuszonego czy niejasnego. Uwielbiam go nad wszystkich innych pisarzy! Obok niego Joyce wydaje się głupi, Gide – tak – słodki, Mann pusty + pompatyczny. Tylko Proust jest równie interesujący – prawie. Lecz u Kafki w każdym, nawet w najbardziej przypadkowym zdaniu ujawnia się magia rzeczywistości, której nie ma u żadnego, z innych współczesnych pisarzy, powodująca dreszcze +zgrzytanie zębów”.

Podoba mi się faktura tej książki, okładka w delikatnej szorstkości – ten przedmiot dobrze trzyma się w ręku, a jednocześnie tak łatwo może się z niej wysunąć. Kształt ust Susan mówi nam, jak łatwo można się było nią zachwycić, byle tylko przestała gadać. Na szczęście niepospolity intelekt pokierował jej życiem w sposób, który dał jej więcej szczęścia, bo przeczytane w młodości książki zawsze przekonają ciało, że życie jest gdzie indziej, cokolwiek to znaczy.

Wydawnictwo Karakter, cena 49 zł, jak za pozycję w twardej oprawie, ale ile tego się sprzeda – szkoda, że nie publikuje się nakładów jak kiedyś. Czekam na kolejny tom – polubie na facebooku wydawnictwo Karakter – może prześlą mi ksiązkę do zrecenzowania.

I szukajcie mnie na facebooku: wystarczy wpisać mojeksiazki.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.