Jaka w końcu jest ta „Pokora” Twardochowa – usiłuję od samego początku rozczytywania się w niej zdecydować, w jakim tonie ją odnaleźć, czy rozzachwycić się jak większość recenzentów czy może jednak wytknąć pisarzowi,że jak to? – miał zachwycać, a jednak nie zachwyca? Gdzie jest to peknięcie, gdzie rozdziera się ta zasłona doskonałości prozy autora dojrzałego, docenianego, snoba i celebryty, choć zapewne nigdy by tak o sobie nie powiedział.
„Pokora” to powieść wybitna, podpowiada mi ta czuła część mózgu,- świetnie skonstruowana, opowiedziana porządnie, a jednak jak gdyby zbyt porządnie i mnie to razi, ta niemiecka dokładność i dosłowność Twardocha, bo jak chłop opisuje Berlin, a jest to przypomnijmy Berlin rewolucyjny 1918 roku, to tam aż kipi w tym opisie od dosłowności, bo jak gdzieś idą albo jadą, to opisane jest wszystko co widzą, nazwane wszystko , co mijają, dostajemy nazwy ulic, opisy budynków itp.; Twardoch nie szczędzi nawet mnie mieszkańcowi Wrocławia, przejazdu po ulicach Breslau sprzed 100 lat, a przecież te sztuczki z nazwami niemieckimi ulic , wypróbował już na nas nieoceniony Marek Krajewski. Tak więc Twardoch przesadził, przeszarżował z tą swoją perfekcyjnością, w opisach natarcia niemieckiego zugu pod dowództwem Aloisa Pokory, walki w okopach, śmierci żołnierskiej, z flakami i tryskającą krwią, a także szczegółami uzbrojenia, o którym my laicy pojęcia nie mamy, natomiast Pan Szczepan jak wiadomo w broni wszelakiej się lubuje, czego daje dowody na każdym kroku, jeśli tylko ma okazje. Jak przystało na prawdziwego mężczyznę Twardoch nie tylko zna się na samochodach, czy broni , ale również pokazuje nam polowanie na jelenia, nie omijając drastycznych momentów.
Bo kim stara się być autor wyciągając historię biedaka z Nieborowitz i wrzucając go w wir wydarzeń, których nie rozumie, a które przeorują całą jego świadomość, ukierunkowaną na uległość, na poddaństwo, wobec każdej formy władzy, nad losem pospolitego wyrzutka. Twardoch jest tutaj biernym kronikarzem, każąc pokornemu bohaterowi wzdychać do mitycznej Agnes, niby dziewczyny, w której się zakochał, a ona traktowała go jak kundla do kopania i upokarzania, choć tli się w nas przekonanie, że ta Agnes, to tak naprawdę metafora niedosiężnej Polski, której ten Ślązak pragnie i o której marzy, podobnie jak Gabriel z filmu Kutza, oglądając krajobraz przez lunetę. A ta Agnes- Polska, pokazuje mu jedynie swoje krocze, łudząc obietnicą czegoś, nie do końca uświadomionego. Alois to postać tragiczna, biedak wyniesiony przez ludzi, którzy dostrzegli w nim potencjał, choć zdaje się, że wszyscy którzy mu pomagali, realizowali raczej własne cele, Czy to polityczne, jak wcielenie go do bolszewickiej bojówki, czy osobiste jak nieszczęsna frau Nowotny, lub zakochany w biedaku Niemiec Smilo.
W dobrej powieści staramy się polubić głównego bohatera, śledząc jego losy wciągamy się w to życie, kibicujemy jego sukcesom i biadamy nad klęskami. W przypadku Aloisa Pokory czułem jedynie obojętność , czytając o jego przeżyciach. Nie powiem, że to bohater irytujący niczym Hans Castorp, a jednak wzbudza niechęć, trochę z racji nazwiska, które go określa, lub decyzji, których nie podejmuje. To wleczenie Pokory przez historię, nie szczędzenie mu upokorzeń i razów, nie wzbudza litości, a raczej pogardę, co zapewne nie jest szlachetnym uczuciem, ale i bohater nie zasługuje na nic innego, stąd czytelnik ma do Aloisa stosunek podobny do jego otoczenia, co i tak jest lepsze od tego, czym go darzy własny ojciec, ale to już jest inne zagadnienie.
„Pokora” to książka dopracowana w szczegółach, ale jest w niej coś irytującego, coś, co nie pozwala zachwycić się, w jakimś uniesieniu, być może przez tę swoją doskonałą realistyczność, ale przede wszystkim, przez postawę głównego bohatera – autor odrysował nam jego drogę od samego początku, od urodzenia w biedzie górniczej i to jest zbyt nachalne, ten skok do pokazania jak biedny Nikt, zostaje dostrzeżony i wbrew własnej woli windowany do świata, do którego nie przystaje, gdzie jest upokarzany, a właściwa nie tylko jego nazwisku pokora staje się jedyną obroną przed nachalnością przeznaczenia. Czasem łudzimy się, że Alois zaprotestuje, że się zbuntuje, że odda prześladującemu go chłopakowi, że sprawiedliwość zwycięży i Pokorę polubimy, choćby za to, że się zbuntował.
Paradoksalnie i koniec opowieści o tym nieszęśniku Pokorze jest szyderstwem i z jego samego i policzkiem, w który nas Szczepan wali, jakby chciał wykrzyczeć, że najważniejsze dla niego jest jego pochodzenie, że nie żadna Polska, a tradycja i Górny Śląsk to Ojczyzna, której trzeba się trzymać do końca.