Już tak dawno otrzymałem ten biały tomik z fascynującej serii Wydawnictwa Czarne pod enigmatyczną nazwą „Sulina”, która prezentuje sylwetki miast europejskich, że już nawet nie przypuszczałem, że zdołam nie tylko skończyć książkę, ale jeszcze opisać wrażenia z tej lektury. Bardzo podoba mi się oprawa graficzna tej serii, ta olśniewająca biel okładki i skromny obrazek z tytułem. W tym przypadku mamy jeszcze dopisek „ Czeskie ścieżki”.
Mariusz Surosz skończył filozofię na UJ i napisał kilka książek o Czechach, a więc musi być osobą obeznaną w dziejach narodu za naszą południową granicą, a do tego od paru lat mieszka w Pradze i pracuje jako przewodnik po tym mieście.
Po lekturze „Przewodnika po Pradze” Mariusza Szczygła, nie spodziewałem się szczególnych uniesień przy lekturze książki Surosza. Autor podaje nam „czeskość” poprzez historię i zanurza nas w dzieje tego narodu serwując opowieści nie tyle o mieście, które nieustannie jest gdzieś tam w tle, ale przez losy Husa i Žižki, dwóch osobowości, na których ukształtowały się Czechy, kreśli nam naturę Czechów, kojarzonych zazwyczaj z wojakiem Szwejkiem, czasem Hrabalem, rzadziej Kunderą, najczęściej z piwem, no może też z Pawlem Nedvedem…
I teraz przychodzi nam się zastanowić dla kogo jest ta Praga, gdzie autor podaje nam historię narodu, za którym ja osobiście nie przepadam – to moje niechętne spojrzenie na Czechów oparte jest na wspólnej socjalistycznej przeszłości i pamiętam jak dziś wrażenie, kiedy przejeżdżało się granicę i ten południowy kraj emanował jakimś spokojem, prześwietlone słońcem ulice miasteczek, spokój i nuda ale i dostatek, to wszystko zdawało mi się zawsze uporządkowane i ciepłe. Może to zazdrość wyzwoliła tę niechęć do południowego sąsiada? I podczas lektury uświadamiamy sobie, jak mało wiemy o historii innych państw i do czego nam potrzebna ta husycka epopeja albo skomplikowane dzieje kultu Jana Żiżki? Poprzez Pragę poznajemy jak kolejne władze potrafiły wykorzystać historię dla własnych celów .
Przez wieki sąsiedztwa kilka czeskich nazwisk potrafimy zapamiętać. O ile Surosz nie szczędzi nam losów obu Janów, to kolejne postaci nie budzą już tylko sympatii, czasem są pożałowania godną spuścizną po socjalistycznym epizodzie. Autor podaje nam np. takiego Klementa Gottwalda . Prowadzi nas przez jego mauzoleum na praskiej górze Vitkov; czytanie o zwyczaju balsamowania komunistycznych dygnitarzy i przechowywaniu ich zwłok jest nie tylko niesmaczne, ale i każe się zastanowić, czy młody idealista Gottwald w najczarniejszych snach przypuszczał, co będą wyprawiać z jego ciałem i jak zakończy się smutna historia z mauzoleum.
Surosz pokazuje nam Pragę, przez siebie odkrytą, na którą nie zwrócimy uwagi podczas pospiesznego zwiedzania lub przypadkowego spaceru. I tak prezentuje się nam Mikolas Ales.
Kiedy pod koniec XIX wieku próbowano udowodnić jak bardzo Praga jest niemiecka w stylu, pozbawiona czeskiego charakteru, to właśnie Ales z kolegami tak bardzo protestował, że wybuchły zamieszki, po których młody artysta trafił do więzienia. Jego losy związane są z Teatrem Narodowym i przy okazji dowiadujemy się jak ozdabiano ten czeski gmach. To także pogmatwana historia przyjaźni Alesa z drugim projektantem teatru Żeniskiem, gdzie ten pierwszy był wyraźnie deprecjonowany kosztem drugiego. Pospolita ludzka niesprawiedliwość towarzyszyła pracom w teatrze i spowodowała rozejście się obu artystów, choć jak ładnie pisze Surosz: ”… kiedy się wejdzie do foyer Teatru Narodowego i popatrzy na obrazy je zdobiące, te dwa nazwiska wymawia się jednym tchem. Foyer połączyło Alesa i Żeniska na zawsze”. Autor zabiera nas także spacer do Pilzna gdzie fasady gmachów zdobił właśnie Ales, zwłaszcza na ulicy Nerudy.
Nie traktujmy książki Surosza jak przewodnik po mieście – to prędzej inspiracja zanurzona w opowieści o ludziach tworzących praski klimat. Nie da się błądzić po mieście z książką pod pachą – tak czy inaczej trafimy pod monumentalny pomnik na górze Vitkov, czy pod gmach Narodni Divadlo.
O ile Szczygieł pokazuje Czechów figlarnych, szalonych i wiedzie nas w miejsca nieoczywiste, to Surosz jest poważny niczym lew z okładki książki. Może to być zarzut, ale warto przyznać Suroszowi, że wziął się za tę swoją Pragę porządnie studiując wszelakie źródła. A jeśli znuży nas rozciągnięta historia Alesa, to możemy szybko przeskoczyć do Karela Haslera i poznać historię słynnych cukierków oraz dowiedzieć się jak kabarety z Polski zawojowały Prażan.
Na koniec trochę losów hokeja czechosłowackiego i tragiczne dzieje świetnych sportowców, których przemieliła komunistyczna władza.
Kiedy przeczytamy „Czeskie ścieżki” Surosza, nasza wiedza o narodowym charakterze południowych sąsiadów będzie dogłębna, ale czy przez to polubimy ich bardziej? Nie o to tutaj chodziło autorowi – prędzej przyjdzie nam ochota zanurzyć się w tę opisywaną czeskość przyjeżdżając do Pragi, która kusi swoją oryginalnością i warta jest poznania, a książka Surosza zafascynuje zapewne wielu miłośników choćby oryginalnej architektury.
Gdybym miał narzekać, to zabrakło mi tutaj tego z czym najbardziej kojarzy mi się Praga, czyli nie ma tu Franza Kafki, nawet jego cienia przemierzającego ciemne uliczki miasta.. Surosz nie zabiera nas do krainy z naszych marzeń i wyobrażeń o mieście – on nas prowadzi do swojej Pragi, przez to czeskie ścieżki to oryginalne spojrzenie na ukochane miasto.
Dziękuję Wydawnictwu Czarne za egzemplarz książki.