Robert Małecki ponownie wciągnął mnie w świat i rzeczywistość miasteczka niedaleko Torunia, gdzie rozgrywa się akcja trylogii o komisarzu Bernardzie Grossie. Zaintrygowała mnie ta Chełmża do tego stopnia, że pobłądziłem trochę jej uliczkami w okolicy Rynku, wykorzystując do tego Street view, co każdemu gorąco polecam, bo warto przyjrzeć się miejscom rozgrywania akcji tego kryminału, zwłaszcza rozpocząć spacer od posterunku policji, w którym pracuje Gross i Skalska, umiejscowionego obok symbolu miasta czyli konkatedry Świętej Trójcy.
Intryga kryminału jest mocno skomplikowana, a Małeckiemu udaje się nas wodzić za nosy, ponieważ nawet jeśli staramy się samodzielnie łączyć fakty i staramy wydedukować, kto jest w tej opowieści sprawcą całego zamieszania, ze zniknięciem dwojga kochanków, oraz śmierci brata zaginionej, to jednak zakończenie przyniesie niespodziankę, pokazując jak małą posiadamy wyobraźnię. Proponuję nie skupiać się na poszukiwaniach winnego, ale wciągnąć w atmosferę , która determinuje zachowanie, próbującego wszystko wyjaśnić komisarza, którego los zdaje się przypominać szwedzkiego śledczego Wallandera z powieści nieodżałowanego Mankella. I tu i tam mamy przytłaczającą atmosferę, potęgowaną jeszcze przez nieustannie padający w Chełmży deszcz, oraz przeziębienie Grossa. Codzienność policjanta to nie tylko żmudne rozwiązywanie zagadki śmierci powieszonego chłopaka z lasu, ale głównie zmaganie się z traumą niewyjaśnionego napadu na jego żonę Agnieszkę, po którym zapadła w śpiączkę, wywołując w komisarzu poczucie winy, zwłaszcza kiedy z poznaną bibliotekarką Malwiną zaczyna go łączyć coraz mocniejsze uczucie.
Zmagamy się z wyjaśnieniem zagadki zaginięcia pary kochanków, razem z zakatarzonym Grossem, oczywiście Skalska pomaga jak może, choć nagle okazuje się, że w sprawę zaginięcia zaangażowany był jej żonaty kochanek Grzegorz Otremba, którego samobójczą śmierć Skałka nadal opłakuje, ale teraz musi się dodatkowo zmierzyć z obecnością w śledztwie Eweliny Otremby.
Małecki podrzuca nam coraz to nowe tropy do rozwiązania zagadki, ale tak naprawdę bardziej przejmujemy się jego sytuacją uczuciową, jego chorobą i zmęczeniem. Gross chce odejść na emeryturę, ale to by oznaczało koniec serii książek chełmżyńskich, więc Małecki w zakończeniu szykuje niespodziankę, która zapewne pozwoli na jeszcze jeden tom przygód w tym deszczowym miasteczku.
Dobrą powieść poznaję po tym, że tęsknię do niej gdy nie czytam, kiedy myślę o bohaterach, a w tym przypadku, kiedy zastanawiam się, że albo zdecyduję się zapoznać z pierwszą częścią trylogii czyli „ Skazą”, albo rozpocznę przygodę z Markiem Benerem, dziennikarzem, którego Małecki zrobił bohaterem serii, którą można porównać z sagą o Chełmży.
„Zadra ma też wątek muzyczny i jeśli ktoś jest fanem Marka Knopflera, to będzie miał okazję przypomnieć sobie jedną z jego nostalgicznych piosenek.