Krakowskie wydawnictwo „Ostrogi” wydało właśnie niezwykły tomik z nigdy nie publikowanymi opowiadaniami Marcela Prousta, pod intrygującym tytułem „Tajemniczy korespondent” I już sam tytuł wzbudza w potencjalnym czytelniku ekscytację, gdyż zapowiada z jednej strony literacki geniusz młodego Marcela i sygnał, że autor opisze własne homoerotyczne skłonności, co kiedyś przysporzyło by mu wyłącznie kłopotów, a teraz stanowi jedynie ciekawostkę , kiedy wydawca umieści na okładce taki anons:”Nieznane opowiadania homoerotyczne młodego Prousta, rok po pierwszym wydaniu francuskim”.
Przeleżały się te zapiski sto lat – odnalezione w latach 50-tych XX wieku przez Bernarda de Fallois, zostały wydane dopiero po jego śmierci, choć jako właściciel wydawnictwa, odkrywca mógł pokusić się o ich wcześniejsze wydanie, zwłaszcza, że to jemu zawdzięczamy ukazanie się choćby „Jana Santuila”.
To lektura dla miłośników stylu Prousta i nie powinni po nią sięgać debiutanci, którzy choćby nie liznęli kawałka przygód Swanna uganiającego się za Odetą.
Sięgając po „Tajemniczego korespondenta”, przypominam sobie własne przeżycia proustowskiej literatury – o ile nigdy nie sięgnąłem po „Jana Santeuila”, zmęczony lekturą „W poszukiwaniu straconego czasu”, to jednak ten biały tom, zawsze stał u mnie na centralnej półce, jakby w oczekiwaniu na swój czas. Natomiast główne dzieło Marcela przeczytałem z perwersyjną przyjemnością i choć trochę to trwało, to jednak do dzisiaj czuję tę niezwykłą aurę, która otacza czytelnika, zagłębiającego się w otchłań proustowskich zdań. Nie jestem odosobniony w tym dziwnym poczuciu obcowania z czymś magicznym, czytając te tomy, oferujące nieuchwytne i trudne do zdefiniowania poczucie wyjątkowości. Dziewięć opowiadań w tym obecnie wydanym cienkim tomiku, prezentuje dokładnie to samo, subtelne wrażenie, mgiełkę uczuciową, zachwyt, rozczarowanie, uczucia przelane na papier przez nadwrażliwego, dwudziestoletniego młodzieńca, odkrywającego pożądanie i zauroczenie własną płcią. A jednak jak zaznacza Krzysztof Warlikowski w motcie przed wstępem tłumaczki:”To bardzo perwersyjna literatura, która mydli czytelnikowi oczy”. Młody Marcel nie pisze wprost o skłonnościach erotycznych swoich bohaterów, a jednak daje obraz ich zmagań i uczuciowego zamieszania, które zapewne sam przeżywał. Tytułowe opowiadanie daje najlepszy obraz tej literatury. Oto dwie przyjaciółki, z których jedna otrzymuje list z wyznaniem miłosnego pożądania – tym tajemniczym korespondentem okazuje się być właśnie najbliższa przyjaciółka, co zdumiona Francoise odkrywa dopiero chwilę przed śmiercią, wiecznie melancholijnej Christiane.
Homoerotyzm jest zawieszony nad tymi tekstami niczym wzrok nagiego młodzieńca zerkającego na stojącego przed nim towarzysza , którego nagość szacuje jednocześnie płynący w ich stronę trzeci chłopak. To obraz Henryego Scotta Tuke’a „Lovers of the Sun”, i Proust z pewnością ucieszyłby się z takiego wyboru okładki malarza i fotografa męskich aktów i prekursora gejowskiej kultury, cokolwiek to znaczy…
Interesującym jest przeczytać przed lekturą tekst Anastazji Dwulit, tłumaczki, która sumuje doświadczenie w prezentacji homoerotyzmu w literaturze i nie tylko .Ten wstępny esej to nie tylko ciekawostki, typu: kto pierwszy użył terminu „homoseksualizm”, ale również przeanalizowana droga literacka proustowskiego dzieła i bardzo interesujące sprzężenia dyskryminowania nie tylko ze względu na orientację seksualną, ale też powiązanie tego z antysemityzmem. Dlatego dobrze jest wiedzieć jak kochał baron Charlus i co musiał znosić Swann. Jak traktował homoseksualizm Proust, i czy rzeczywiście jest „botanikiem”, który obserwuje zjawisko z pozycji naukowca?
Czy w czasie obecnej nagonki na osoby o innej orientacji, lektura „Tajemniczego korespondenta” może przynieść jakieś oczyszczenie mentalne dla wszelkiego rodzaju homofonów i obrońców tradycyjnej rodziny? Nie liczyłbym na to, że osoby tego pokroju czytają tę wysublimowaną i bardzo perwersyjną literaturę. Odrzucając wszelkie konotacje obyczajowe znajdziemy w tym wysmakowanym zestawie, bardzo dobrą literaturę, z którą nie tylko w Walentynki warto mieć styczność. Niedawno wróciłem do „Sodomy i Gomory”, czwartego tomu „W poszukiwaniu…”, który przynosi opisy ekscesów i poglądy, najbardziej interesującej postaci cyklu czyli barona Charlusa, którego w filmieSchlöndorffa zagrał niezapomniany Alain Delon. Chciałoby się wierzyć, że takie publikacje jak „Tajemniczy korespondent”, czy projekty filmowe( jak pomysł nakręcenia serialu na podstawie całego cyklu, co deklaruje Guillaume Gallienne, w formie trzech sezonów po osiem odcinków, niczym jakiś Wiedźmin na Netflixie) przyczynią się do popularyzacji tej literatury która zdaje się taka hermetyczna, a jest jedynie wysublimowana i pełna namiętności.
Ten wydany właśnie tom opatrzono zdjęciami rękopisów Marcela co zawsze niesłychanie zbliża nas do autora, zwłaszcza, że nie żyje już od tak dawna, że niemożliwym jest zbliżenie się do pamiątek po nim., chyba że uda nam się trafić na jego grób.
Polecam ten rodzaj literatury, jakże inny od współczesnych stylistów, wysmakowany i tajemniczy niczym, tytułowy korespondent, bo przecież nie wypada nam, nie zgodzić się z opinią Warlikowskiego, zwłaszcza, że wydawnictwo już szykuje nam kolejne tomy , w których znajdziemy nie tylko eseje” O czytaniu”, czy „Pisma estetyczne”, ale przede wszystkim bogatą kolekcję listów, gdzie z pewnością Marcel potrafił się bardziej odkryć, czego nie śmiał uczynić w swojej literaturze, zasłaniając się narratorem i ukrywając własne poglądy w postaciach swoich bohaterów.
Czytajmy Prousta, bo to literatura najwyższych lotów, może lekko nudnawa i odstająca od dzisiejszych standardów, ale dająca niezwykłe przeżycia estetyczne, o które w tych czasach dość trudno.