Biografie dwojga największych polskich himalaistów, ukazały się prawie w tym samym czasie, choć wcześniej o wiele ciekawsze zdawały się książki, w których Kukuczka oraz Rutkiewicz, opisywali swoje znojne życie górskie. Mam na półce wydane w tej samej „niebieskiej” serii wydawnictwa AT, „Mój pionowy świat” oraz „Na szczytach świata” Kukuczki oraz „Karawanę do marzeń” Rutkiewicz. Te książki to wydawnictwa pośmiertne – maszynopis „Na szczytach świata” był już w drukarni, kiedy przyszła wiadomość o śmierci Kukuczki. Surowe i chaotyczne relacje wspinaczy często nabierają jakiejś szczególnej wartości, przy których systematyczne i żmudne śledztwa biografów, zdają się zbyt ugładzone.
Anna Kamińska popełniła klasyczną biografię legendarnej Wandy, sięgając daleko w przeszłość, odsłaniając korzenie rodzinne, dając nam od samego początku historię zagmatwaną, ale mniej przydatną pasjonatowi wyczynów himalaistki. Ale rasowy biograf stara się wytropić wszystko, więc musimy znieść ten czasem nudnawy przyczynek genealogiczny.
Książka zaczyna się od mordu, jakby chciano nam pokazać nieuchronność losu. Ten mord jest pasjonujący w opowiadaniu, wróci do nas w szczegółach później – wart osobnego reportażu. Wanda pojawia się od razu doskonała, jakby potwierdzając regułę, którą się zadziwiłem czytając seryjnie pod rząd biografie Makuszyńskiego, Lema, Gombrowicza (już niedługo w księgarniach – wydarzenie!!) czy Prusa – wszyscy wielcy pokazywali już na co ich stać w dzieciństwie i młodości. Rutkiewicz w relacjach przyjaciół i znajomych była perfekcyjnie zorganizowana, uczynna, skromna, pilna i … porządna. Wszyscy podziwiali jej naturalność, a jednocześnie zdolność zjednywania sobie ludzi, oraz skuteczność w realizacji celów. A nie miała łatwego dzieciństwa. Nigdy nie odpuszczała, w każdej dziedzinie chciała być pierwsza i zapewne to ją zabiło. Nie jest pierwszą i nie ostatnią, która płaci taką cenę za swój charakter. Nie warto być doskonałym, bo przekleństwo ideału zaciążyło także na Rutkiewicz, która przestała w pewnym momencie dawać radę. Himalaje nie ułatwiały jej życia, bo z górami najwyższymi żaden ideał ludzki nigdy nie wygrał.
Wandę poznajemy głównie w relacjach wielu znajomych, którzy przewinęli się przez jej życie i ten portret jest raczej spójny i wyrazisty. Nie dostajemy analizy autorskiej, dywagacji i przypuszczeń, nie potrzebujemy komentarzy ani wniosków – to życie musimy wchłonąć sami i zrozumieć fenomen kobiety nieszczęśliwej i ostatecznie jakoś przegranej, ponieważ poświęciła życie osobiste dla gór, które bezdusznie ją zabiły. Wanda Rutkiewicz jest teraz dla nas ikoną, pomnikiem, jej imieniem nazywa się szkoły. Ale czy o takim spełnieniu marzyła? Niewątpliwie chorobliwa wręcz ambicja doprowadziła ją do skrajnego wyczerpania, a charakter, tak przydatny w młodości, zaowocował konfliktami w drodze na szczyty. Była liderem, przeciwko któremu byli wszyscy, bo miała swoją koncepcję – porównywanie jej do Andrzeja Zawady, który miał inną filozofię przywództwa mija się z celem – to były kompletnie dwa różne światy.
Książka pokazuje Rutkiewicz jako postać tragiczną nie tylko poprzez himalajską śmierć, ale głównie poprzez zagubienie emocjonalne, przez niemożność nawiązania relacji z mężczyznami. Doskonale opisał to jeden z jej kolegów: Wanda potrafiła być szalenie miła i życzliwa, jakby zależało jej na wielkiej przyjaźni i relacji, ale nagle nie miała na to czasu. Jej problemem był brak zdolności nawiązywania więzi. A więc z jednej strony sukcesy w górach wysokich, rosnąca sława, prestiż i uznanie, a z drugiej ogromna samotność.
Będąc w bazie pod Everestem myślałem tylko żeby stamtąd uciec, ale może to tylko subiektywne wrażenie, poparte zresztą nieciekawą pogodą. Rutkiewicz lubiła takie wyzwania, lubiła to życie pod napięciem, choć jakby przeczuwała, że nie umrze we własnym łóżku. Parła do przodu jakby chciała zabić w sobie tęsknotę za czymś, co przeczuwała, ale czego nie umiała z siebie wydobyć.
Książka: „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci” do kupienia w Taniej Książce.