Trzy dni i jedno życie.

Pierre Lemaitre jest autorem, którego książki mogę kupować w ciemno – czy jest to kryminalna przygoda komisarza Camille’a Verhoevena, czy powieść „Do zobaczenia w zaświatach”, czy właśnie wydana mini powieść, o skomplikowanym tytule: „Trzy dni i jedno życie”.  Lemaitre pisze prosto i przystępnie – nie zajmie nam  dużo czasu, poświęcimy  książce dwa wieczory, a może i jeden…

Wydawnictwo Muza wydaje teraz książki Lemiatre w nowej szacie graficznej. Na okładce znajdziemy wypalone zapałki i taki tekst „Zbrodnia i kara. Pokuta, która trwa całe życie”. Spodziewałem się kryminału i można powiedzieć, że zbrodnia otwiera książkę, ale nie jest zagadką kto zabił, ponieważ towarzyszymy mordercy od samego początku, Młodzieńczy wybryk odbija swoje piętno na całym życiu bohatera.

Trzy_dni_i_jedno_życie_okładka

Mieszkańcy niewielkiego francuskiego miasteczka żyją niespiesznie, pogrążeni w rutynie. Kiedy sześcioletni Rémy znika bez śladu, mnożą się plotki i podejrzenia. Prawdę zna tylko dwunastoletni Antoine, który pod wpływem emocji dopuścił się zbrodni. To niezamierzone przestępstwo kładzie się cieniem na całym życiu bohatera. Odtąd już nigdy nie zazna spokoju i poświęci wszystko, by jego czyn nie wyszedł na jaw. Kto ostatecznie odpowie za śmierć dziecka? Czy morderca może być również ofiarą?

Przyznam się teraz do rozczarowania, ponieważ Lemaitre nie przekonał mnie do końca. Bohater marnuje sobie życie zabijając, ale sama zbrodnia nie odcisnęła na nim tak dużego piętna, jak strach przed jej wykryciem. Antoine funkcjonuje w miarę normalnie, studiuje, zakochuje się, planuje ślub. Po 12 latach odnajdują się zwłoki dziecka, a bohater boi się, że przy okazji odnajdą się również ślady jego DNA, co może uczynić z niego głównego podejrzanego. A przecież bawił się z zamordowanym, spotykał z nim, więc czyż trudno będzie wykazać, że takie ślady nie mają w tym przypadku żadnego znaczenia? Strach Antoine’a jest irracjonalny, poświęca miłość i przyszłość dla świętego spokoju, grzęźnie w tym małomiasteczkowym bagnie którego tak nie znosił.  A do tego sam finał, przyznajmy – zaskakujący, nie robi szczególnego wrażenia. Przez całą książkę nie uda nam się polubić mordercy, a czytając nie kibicujemy jego poczynaniom. Miałem cichą nadzieję, że w końcu wszyscy się domyślą, że to on zabił.

Lemaitre napisał lekko rozwlekłą powieść, jakby na kolanie, przy okazji. Oczywiście to się dobrze czyta, ale trochę się przy tym niecierpliwiłem. A może po prostu nadchodząca jesień osłabiła przyjemność czytania, zwłaszcza, że już od dawna tęsknię za kolejnymi przygodami karłowatego komisarza Verhoevena, który zapewne znowu się zakocha i znowu będzie cierpiał, a jego niski wzrost przypomni nie tylko mnie, jak szkodliwe jest palenie papierosów.

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.