Moje przygody z Gombrowiczem pokręcone. Kiedyś usiłowałem pisać jak on, ale to nic szczególnego – pisałem już jak Kafka, Schulz, usiłowałem jak Nabokov. Dawno nie zaglądałem do jego książek, może czasem przerzucałem Dziennik, ale niecierpliwie. „Kronos” odebrałem jako tragiczny wykwit, zbyt osobisty i wstrząsający, żeby komentować. Filmy na podstawie jego książek – nieudane. Teatr bardziej się zasłużył – widziałem na żywo wybitną realizację „Pornografii” Teatru Ateneum, z Jerzym Kamasem jako Fryderykiem. Ale ten Gombrowicz był wciąż na marginesie, był jedynie zamknięty w jedną książkę, w Ferdydurke i może w Transatlantyk, który czasem puszczałem sobie w aucie jako audiobook, był też dziewięcioma tomami czarno-białego wydania jego Dzieł z roku 1986, jeszcze ocenzurowanych, które zawsze stały u mnie na głównej półce. Gombrowicz był zawsze obok Schulza i Witkacego, w awangardzie, ale nie ujęty całościowo, nie przemyślany do końca, dziwaczny raczej niż wielki, oryginalny prędzej niż ukochany.
Klementyna Suchanow podała mi Gombrowicza w całości, podała jako człowieka i artystę, na szczęście bez interpretacji jego dzieł, jak to ostatnio miało miejsce i z Prusem i z Lemem. „Ja, geniusz” jest bez wątpienia moją książką roku 2017, od której nie mogłem się oderwać, a której bohater stał mi się wyjątkowo bliski. Autorka podeszła do Gombrowicza z wyjątkową delikatnością ale i skrupulatnością. Widać, że go lubi jako człowieka, jednocześnie obnażając jego przywary, fobie i niechęci. Gombrowicz to artysta bezkompromisowy i „pełną gębą”, to człowiek wielu póz, zamknięty w sobie wrażliwiec, pozer i prowokator. Po lekturze biografii Suchanow nie można go nie polubić, ponieważ krystalizuje się w nas takie poczucie sympatii i współczucia, że staje się nam bardzo bliski. I chyba o to zawsze w każdej biografii chodzi, żeby na koniec czytelnik mógł sobie powiedzieć, że oto już wiem kim tak naprawdę byłeś bohaterze.
Krzysztof Varga w Duzym Formacie napisał laurkę tej książki, a dosyć tendencyjnie czepiał się jej Marcin Sendecki w „Książkach”. Suchanow rozpędza się w swoim pisaniu o Gombrowiczu powoli, próbuje zestawić jego losy z urodzonym w tydzień po Witoldzie carewiczem Aleksym, ale na szczęście szybko porzuca te analogie. Witold jest trochę maminsynkiem, a coraz bardziej buntownikiem, fascynują go sytuacje kontrowersyjne i pozostanie temu wierny do końca swojego życia. Już za młodu uchodzi za dziwaka, niewyrobiony towarzysko, zawsze na marginesie, pełen kompleksów.
Przedwojenne losy Witolda to walka o indywidualizm, to początki jego „egzystencjalizmu”, na długo przed Sartrem, to pierwsze wydania „Pamiętnika z okresu dojrzewania” oraz „Ferdydurke”, przyjaźń z Schulzem, zawirowania erotyczne, warszawskie kawiarnie…
Cała masa szczegółów, oddany klimat czasów, nazwiska i lokalizacje, czuje się zapach Warszawy lat trzydziestych, anegdoty i skrupulatne analizy, nawiązania do dzieł innych pisarzy, przyjaźnie i znajomości – ta historia wciąga czytelnika podstępnie, bo Witold staje się Gombrowiczem-pisarzem, znajduje sobie miejsce w rzeczywistości, która nagle wyrzuca go w kosmos, ponieważ wybucha wojna. Wojna, którą przewidział, jak podaje Herling-Grudziński, z sybilliczną dokładnością, przedstawiając Polskę pokonaną równocześnie przez dwóch wrogów.
Kogo Gombrowicz kochał i czy był zdolny do takiego uczucia, które przetrwałoby erotyczną fascynację? Przygody erotyczne, bo przecież nie miłosne, to wątki przewijające się przez całe życie pisarza, i nie są to historie banalne, raczej nieustanna adrenalina w pogoni za żądzą, aż nie chce się wierzyć, że ten intelektualista, tak bardzo opętany przez „parobków”, „młodość”, „niewinność”, nigdy nie skompromitował się poważnie, poza kiłą, którą nabawił się w Wiedniu, czy jakimś przypadkowym aresztowaniem za nieobyczajne kontakty w Argentynie. Jeden z jego kolegów, Ricardo Vitela, określił jego styl zadawania się z kobietami jako nachalny, czyli jak wspominał „natychmiast przechodził do rzeczy”.
Stosunek Gombrowicza do własnej twórczości odzwierciedlają uwagi do pisanego w Argentynie „Ślubu”: „Czyż jednak parodiując genialność, nie dałoby się przemycić odrobinę własnej genialności?”. Razi go ten patriotyzm w stylu Mickiewicza, ckliwość, tęsknota a’la Pan Tadeusz, a jako kurację poleca śmiech: „trzeba bezczelnie roześmiać się w nos tragedii”. Czytamy to wszystko, co przecież wiemy od lat o Gombrowiczu, o jego dystansie do własnej drugorzędności, o tym jak pragnął tę całą pierwszorzędność zmusić do uznania swojej genialności i widzimy jak heroiczna to była walka i jak z góry musiała być przegrana.
Nigdy nie deklarował swoich poglądów politycznych, nie podpisał deklaracji w sprawie Miłosza, wolał zostać „sam jak palec, póki to nie będzie karane więzieniem”, określał wtedy siebie jako biednego i szalonego, ciężko dotkniętego zupełną niepoczytalnością, ultra-pokątnego Gombrowicza. Kiedy staje się kandydatem do Nobla, akcja polskich służb oraz raporty Swinarskiej przekreślają tę szansę, a do tego wszystko to rujnuje jego zdrowie i bezpowrotnie zamyka drogę powrotu do Polski.
Żal było kończyć tę książkę, bo i życie bohatera dobiegło końca. Dokładnie opisane ostatnie chwile pisarza, wzbudzają irracjonalny protest, że przecież nie musiało być wówczas tak gorąco i że dzisiaj dałoby się Gombrowicza uratować, a może wystarczyło go przetransportować do szpitala, a może lekarz był nieudacznikiem. Bo ta historia mogłaby się potoczyć dalej, dostalibyśmy jeszcze co najmniej pół trzeciego tomu, a Suchanow na pewno opisałaby to z należytą uwagą.
Dziś Gombrowicz i jego poglądy na Polskę wydają się nabierać szczególnego znaczenia. Politycy go chyba nie czytają, zwłaszcza ci z tej prawej strony, nie wyrażający zbytniej estymy dla literatury, nie obdarzeni smakiem i wyczuciem, pogrążeni w polskości, która zagrzebała się w skrajnym patriotyzmie. „Ja, geniusz” stanie się wydarzeniem literackim, bo nie było dotąd prawdziwej biografii Witolda Gombrowicza, nie było tak dobrej książki o pisarzu, który mawiał: „Kocha się swoją ojczyznę, tak, kocha się ją od dziecka, ale istnieje także inna miłość, bardziej złożona, która wiąże nas z krajem, jaki spotkaliśmy już w wieku dojrzałym, w jaki musieliśmy się wdzierać z trudem, krok po kroku, niczym we wrogi i splątany las”.
Książka ukaże się 27 września w Wydawnictwie Czarne