Zawsze z niekłamaną przyjemnością odnajduję Stasiuka w gazetach, w artykułach zamieszczanych czy to w GW czy w Tygodniku Powszechnym i zawsze jest to uczta czytelnicza, takie smakowanie prozy, niezależnie od tego co pisze, choć przyznam się, że najbardziej lubiłem te fragmenty refleksji z podróży, które drukowały Kontynenty, ale już przestały niestety. Stasiuk jest dobry na raz, na jedno tchnienie tej prozy, w której brak nieznośnego napięcia, naprężenia intelektualnego, jakiejś przesadnej chęci udowadniania swojej erudycyjności.
Czarne wydaje regularnie swojego sztandarowego autora, a kiedy zmieniło okładkę już czwartego wydania „Tekturowego samolotu”, to dałem się nabrać, bo zdało mi się, że to jakaś nowa kompilacja tekstów, a tu jednak wszystko już dawno było. Książka wydana w 2000 roku, zawiera teksty z lat dziewięćdziesiątych, drukowane w gazetach wymienionych wyżej, oraz w „Tytule” „Kwartalniku Artystycznym” i niemieckim FAZ. Rozpoczyna się króciutkim wprowadzeniem, które autor kończy zdaniem „Reszta była już tylko kontynuacją”. Jeśli człowiek ma w najodleglejszym dzieciństwie posmak magiczności istnienia, refleks wyobraźni, wykraczającej poza codzienność oraz umiejętność dziwienia się, wówczas jest duża szansa, że narodzi się w nim artysta. Stasiuk kilka razy opisuje ten stan przełomowej refleksji, iluminację, która go ukształtowała. „W 1882rok u schyłku lata wypuścili mnie z więzienia” – tak zaczyna się kolejne wspomnienie, piętno kupionej przypadkowo książki, nostalgiczny tekst o własnych początkach siebie.
Teksty rozmieszczone są w te sposób, że po krótkim, dostajemy dłuższy a potem znów krótki. Jeśli zmęczą nas długie wywody Stasiuka o religii, orzeźwienie przyniesie refleksja o środkowej Europie, napisana w dniu wstąpienia Polski do NATO. Środek marca w środkowej Europie: potencja bez formy, prąd bez przewodnika, wikt bez opierunku. Jedna stroniczka i trochę o naszej zaściankowości, a jednocześni złudności świata – gdzieś tam zdecydowano o naszym losie, a przecież my jesteśmy tutaj, w tym grajdole i smutku Słowiańszczyzny. Czasem Stasiuk zapędza się w schemat zbyt mętny, przestaje być tym ironistą, obserwatorem naszej miałkości i rozpadu, a staje się filozofem i to mu nie wychodzi, to brnięcie we wnioski i refleksje. Ale niech tam, zaraz za rogiem, za następną kartką ukazuje się błyskotliwy esej o Bukowskim, z tymi celnymi i dowcipnymi uwagami, że Los Angeles to przechrzczony jakiś Ursus albo Pelcowizna, tylko że trwa tam nieustannie lato stulecia, zamiast kiełbaski z rożna są hamburgery, a gra się w baseball zamiast w nogę.
I o czym jeszcze Stasiuk pisze? O dyskursach, o płonącej Ukrainie, o starości i śmierci, o albumach, o Iwoniczu, o makatkach, o sensie świata… Dwadzieścia lat minęło od powstania tych tekstów, część się zestarzała, część zapowiada „Jadąc do Babadag”, najbardziej charakterystyczny utwór Stasiuka, po którym stał się rozpoznawalny, a w jeszcze innych jest ten Andrzej, który dopiero co wyszedł z więzienia.
Na okładce „Tekturowego samolotu” widzimy Humpreya Bogarta w słynnym prochowcu. Zapewne miał odnosić się do tekstu Stasiuka o Philipe Marlowe, którego Bogart jak wiadomo grał w filmie „Wielki sen” z roku 1946. Ale w takim płaszczu Burberry, Humprey grał w „Casablance” – zresztą syn aktora i Lauren Bacall jakiś czas temu protestował przeciwko wykorzystywaniu wizerunku ojca w tym płaszczu przez firmę Burberry, do reklamowania własnych produktów. A do tego ten trencz, który jego ojciec nosił na planie filmowym, mógł jedynie przypominać Burberry, a naprawdę pochodzić z kolekcji brytyjskiej marki Aquascutum, której aktor był wiernym klientem.
„Tekturowy samolot” do kupienia w Taniej Książce.