Skusiłem się na „Księgę cytatów” w trochę samobójczej misji, bo kto dziś kupuje słowniki i encyklopedie? W erze Internetu opasłe tomy, którymi kiedyś inteligencja chciała się wyróżnić, stawiając w oszklonych gablotach zamiast kryształowych wazonów „Słownik poprawnej polszczyzny” i cztery tomy brązowej Encyklopedii PWN, więc w tej nowej erze wirtualnej, znalezienie znaczenia każdego słowa trwa kilka sekund. Zresztą po co komu wiedzieć co znaczy „koincydencja”? Tylko Remigiusz Mróz zna znaczenie wszystkich słów i nie musi korzystać z Google – wystarczy że pobiega.
A „Słownik wyrazów obcych”, jawił mi się zawsze jako wspaniałe kompendium zwrotów niby znanych, ale jakoś zapomnianych, których znaczenie czasem przyprawiało o zawrót głowy. Co zrobić z tomami, kurzącymi się na półkach, zabierającymi miejsce, ustępującymi przed tymi wszystkimi Bondami, Pilchami czy Horstami?
Z moim sentymentem do słowa pisanego, do papierowych szelestów, co oczywiście mści się tym, że magazynuję roczniki „Odry” z lat 90-tych, wszystkie magazyny „Książki”, nie mówiąc o rocznikach „Zeszytów Literackich”, z tą moją pasją do zapachu wydrukowanego papieru, udręką jest pozbywanie się, a radością ustawianie na półkach. A teraz jeszcze „Księga cytatów” z dopiskiem „polecane maturzystom”…
To z pewnością książka do przerzucania, bo wątpię, żeby komuś chciało się w niej szukać pochodzenia cytatu – to raczej zabawa w przypominanie sobie głównie polskich autorów, a jednak jakaś wybiórczość zaciążyła nad autorami, którzy czasem cytując fragmenty prozy, przepisując całe akapity z „Przedwiośnia” Żeromskiego czy „Początku” Szczypiorskiego, zawieruszyli gdzieś Iwaszkiewicza, którego nie uświadczysz w ich zestawieniu. Ten wybór kończy się jakoś na roku 2012, ale nie ma w nim Jerzego Pilcha, za to jest … Bronisław Maj. Nie ma Barańczaka, ale mamy Daniela Naborowskiego. Brakuje mi Brodskiego i jakbym poszukał głębiej to zapewne paru innych również (jak można nie uwzględnić Kafki, albo słynnego pierwszego zdania z „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta?).
A więc przygoda z cytatami opiera się na subiektywnym wyborze trojga autorów, którzy dają nam na początek kilka słów o autorze cytatów, a potem w zależności od kaprysu, pokazują fragment jego twórczości i tak na przykład jak dojdziemy do Balzaka, to uraczy się nas sporą porcją „Ojca Goriot”.
Na końcu jest interesujące zestawienie, z którym nigdy dotąd się nie spotkałem, a mianowicie „Kalendarium urodzin i śmierci”, gdzie informuje się nas kto na przykład przyszedł na świat w lipcu a komu dane było zejść ze świata w grudniu – najwięcej pisarzy umarło w sierpniu, z tak popularnym u nas F.D. Kniaźninem!
Można sobie sarkać na ten wybór ale i poczytać trzeba i przypomnieć sobie takie strofy dźwięczące:
„Daremne żale – próżny trud
Bezsilne złorzeczenia!”
Jakże często mnie to dopada ostatnio, zwłaszcza te bezsilne złorzeczenia …
A Maria Konopnicka to dopiero zajmuje miejsca w naszej księdze, ale przecież „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród…” i „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”, co w obecnej sytuacji politycznej, niektórzy sobie wypiszą na sztandarach, po obejrzeniu Wiadomości w TVP.