Byliście we Florencji? Bezapelacyjnie to moje ukochane miasto, choć ta miłość oparta jest na kilku subiektywnych wrażeniach, mglistych przeczuciach i wspomnieniach, które czasem przywołuję, spoglądając na wiszący nad łóżkiem duży portret katedry Duomo.
Zupełnie przypadkowo zobaczyłem w sieci kryminał, którego akcja rozgrywa się w tym niesamowitym mieście, przeczytałem fragment, udostępniony przez Wydawnictwo Próby, na swojej stronie i dociśnięty polecającym tekstem Georgesa Simenona, zaopatrzyłem się w „ Śmierć Anglika” bezzwłocznie, bo niecierpliwość wcale nie zburzyła przyjemności wejścia w świat karabiniera Bacciego, drzemiącego na posterunku, jeszcze nieświadomego wydarzeń, dzięki którym nauczy się więcej niż ślęcząc nad podręcznikami.
Nigdy nie przekonają mnie sformułowania typu „czuły portret miasta”, ale w tym przypadku przymknąłem oczy i zagłębiłem się w wąskie uliczki w okolicy via Maggio oraz Palazzo Pitti. Już sam początek książki wprowadza aurę takiej oryginalnej tajemnicy. Oto młody i nieopierzony praktykant do zawodu karabiniera, walcząc z sennością odbiera telefon, z informacją o śmierci Anglika. Magdalen Nabb rozpoczyna oprowadzanie nas po florenckich ulicach i tak naprawdę ten zastrzelony Anglik mało nas obchodzi, autorka pokazuje codzienne życie pełnego turystów miasta, borykającego się z ciasnotą ulic i charakterem jego mieszkańców.
Pisarka, która zamieszkała we Florencji w roku 1975, po rozstaniu z mężem, zajmowała się produkcją ceramiki, a pierwszą książkę, właśnie „Death of Englishman”, wydała w roku 1981.
Nieprzypadkowo Simenon ciepło ocenił debiut Nabb – oboje potrafili stworzyć aurę dla swoich opowieści, czujemy tę niezwykłą atmosferę, zagłębiając się w historię – kto zna kryminały z Maigretem ten pamięta jakiś mroczny czar oblepiający czytelnika, czy to stworzony dzięki charakterowi komisarza, czy też przez okoliczności przestępstwa.
U Nabb mamy morderstwo tytułowego snoba, mało interesującego typa i tak naprawdę niewiele obchodzi nas kto go załatwił i choć Włosi wraz z pomagającymi im Brytyjczykami, czynią wszystko, żeby wyjaśnić tę zbrodnię, to jednak nawet jeśli sprytny czytelnik wysili wszystkie swoje aktywne komórki mózgowe, to ma malutkie szanse na wyświetlenie tajemnicy, która rzecz jasna wypłynie pod koniec książki, ku zaskoczeniu wszystkich, oprócz dociekliwego sierżanta Guarnaccia, który złożony przez grypę poci się w łóżku, zamiast aktywnie uganiać się za podejrzanymi. Ten Sycylijczyk z Syrakuz, jest uczulony na światło słoneczne, stąd nieustannie ma załzawione oczy, choć trudno uwierzyć, by łatwiej mu było w słońcu sycylijskim. Anglika zastrzelono tuż przed świętami Bożego Narodzenia, stąd miasto ogarnięte jest gorączką zakupową i szczególnie rozczulająca jest reakcja młodego Bacciego, na odurzające zapachy mijanych w sklepach kobiet z bogatych domów, choć jak podkreśla Nabb on sam wywodził się z szanowanej i majętnej rodziny, w odróżnieniu od proletariackiego sierżanta.
To klimatyczny kryminał, gdzie pomimo zawirowań towarzyskich, w związku z toczącym się śledztwem, dominuje poczucie samotności i wyobcowania, jakby miasto odbierało bohaterom zdolność do empatii – tam wszyscy zdają się obcy i jedynie trochę szalona panna White odbiega od tego schematu.
Magdalen Nabb dała nam kryminał przyprawiony florencką rzeczywistością, gdzie turyści i zabytki nie są nawet tłem dla rozgrywającego się dramatu Anglika. Miasto jest obecne poprzez swoją zwyczajność, gdzie ubogi zamiatacz Cipolla zbiera spadające klamerki, a jego żona jest zmuszona do dorabiania sprzątaniem. Uważny czytelnik powinien dostrzec subtelne wskazówki przemycane czasem przez autorkę, które mogą pomóc w odkryciu prawdy, ale to raczej nieoczywiste motywy budują atmosferę, w której mości się zbrodnia, a zagadka swoją banalnością próbuje zniweczyć przyjemność pobytu w tym cudownym mieście, gdzie poranna mgła potrafi odurzyć nawet rodowitego Florentczyka. Przyglądamy się osobowościom nakreślonym przez autorkę, ale to przecież zwykłe rękawiczki z koźlej skóry karabiniera Bacciego, potrafią zafascynować , stając się rekwizytem, na który natykamy się wciąż w różnych niespodziewanych konfiguracjach – pojawiające się już w pierwszym zdaniu białe rękawiczki spotkamy jeszcze wielokrotnie, jakby uzurpowały sobie dominujące miejsce w całej nieskomplikowanej intrydze. Ten niejednoznaczny kryminał to pierwszy z serii chyba jedenastu, z przygodami sierżanta Guarnacciego, i mam nadzieję, że wydawnictwo nie poprzestanie na tym debiucie i ucieszy nas kolejnymi częściami, aż po tę ostatnią „Vita Nuova” ,która ukazała się już po śmierci autorki.