Horst wydaje się być następcą nieodżałowanego Henninga Mankella. Szwedzki pisarz osadził swojego Wallandera w prowincjonalnym Ystad, Norweg Horst śledzi losy Williama Wistinga w maleńkim Larvik. Obaj są zmęczonymi życiem samotnikami, jeden wdowcem, a drugi rozwodnikiem, co wychodzi na to samo; upartymi śledczymi, zajmującymi się raczej analizą myślową niż spektakularnymi wyczynami (choć Wallander od czasu do czasu podejmował heroiczny pościg za przestępcą, co zazwyczaj kończyło się dla niego zgubieniem lub rozładowaniem telefonu). Do tego obaj mają córki, które czasem są zamieszane w główną akcję kryminału, obaj mają sercowe dylematy z rożnymi kobietami i obaj raczej mało o siebie dbają, co przejawia się np. w ich diecie, opartej głównie na fast foodach.
Ten schematyczny bohater Mankella zrobił wystarczającą karierę i niepotrzebnie Horst usiłuje coś na tym ugrać. Mankell miał swój styl, tę ociężałość, zmęczenie, otoczony był fatalistyczną aurą, która udowadniała, że przestępczości nie da się tak łatwo wyplenić, że świat zmierza ku czemuś niepokojącemu, a decydenci nie wiedzą jak temu zapobiec. Samotny wilk Wallander miał jakiś urok, budowany przez lata, tajemnicę, głębię czy jak to nazwać – być może bohater Horsta także dorobi się w kolejnych tomach tej charyzmy szwedzkiego policjanta – na razie buduje swój wizerunek i chce, żeby go polubić.
Czwarty tom przygód Wistinga zbudowany jest na prostym schemacie, znanym czy to z „Jaskiniowca”, czy z „Poza sezonem”. To wciągająca proza, którą można zaliczyć nawet w jeden lub dwa wieczory. Czyta się łatwo, tak jak lubię, małymi kęsami, krótkimi rozdziałami, a akcja koncentruje się wokół córki Wistinga, będącej w dziewiątym miesiącu ciąży oraz jej szkolnej koleżanki, która odziedziczyła dom po dziadku. Tenże dziadek, niejaki Frank Mandt, zamieszany w nielegalny przemyt, rozboje itp., zakończył życie w swojej piwnicy, gdzie centralne miejsce zajmuje wielki sejf. Wisting za to utknął w poszukiwaniach zaginionego bez śladu taksówkarza, również zamieszanego w przemyt.
Przez całą lekturę nie opuszczało mnie wrażenie absurdalności sytuacji, którą wymyślił Horst. Kiedy córka Wistinga Line pomaga swojej koleżance Sophie rozwiązać zagadkę sejfu, gdzie znajdują i pieniądze z napadów, broń, dokumenty działalności zorganizowanej przestępczości, nagrania przestępców – w sumie pełne dossier bandyty, którym był Mandt, więc kiedy mają to przed sobą obie, przypomnę: wnuczka nienawidząca dziadka oraz córka policjanta, do tego dziennikarka, efekty przestępczej działalności, zachowują się jak wyjęte z powieści dla nierozgarniętych miłośników powieści o wampirach. Nie zdradzę za dużo, ale nie odmówię sobie dokopania pomysłowości autora – kobiety decydują pieniądze z napadu, naznaczone specjalnym barwnikiem, przesłać w darze jakiejś instytucji dobroczynnej w anonimowej paczce. Oczywiście takie pieniądze, pochodzące z napadu nie mogą być potem wykorzystane. Dwie, zapewne blondynki, wpadają na genialny pomysł, żeby znalezioną broń oddać ojcu Line, a ten nie wnika za bardzo skąd ta broń, choć potem okazuje się, ze zabito z niej człowieka. I przez całą książkę widzimy, że rozwiązaniem wielu zagadkowych historii jest ten nieszczęsny sejf, z którym nie wiadomo co zrobić. To znacz Horst nie wie, nie potrafi, na tym sejfie oparta jest cała akcja powieści – gdyby koleżanki zawiadomiły po prostu policję o swoim znalezisku, nie byłoby tej książki.
Drobnych wpadek, niedociągnięć, nie przemyślanych wątków znajdziemy tu kilka. Szkoda, że Horst nie pogłębił wątku osobistego Witstnga, jego relacji z Christine, zapewne nowej partnerki w przyszłych tomach – tutaj tylko nieznacznie coś się rodzi, jakieś wspólne kolacyjki, nieśmiałe sygnały…
A jednak polubiłem już ten styl, nie ciąży ta proza jak czasem opowieści Mankella, wszystko jest dobrze rozpisane, kulminacja przychodzi w ostatnich rozdziałach, jest nawet pewna mrożąca krew w żyłach scena, ale bez obaw, nikomu nic się nie stanie – to nie tragedia szekspirowska.
Horst będzie pisał dalej – to nie ulega wątpliwości – kolejne tomy być może skomplikują trochę sytuację 58-letniego policjanta. Jeśli autor nie będzie nam serwował prozy, w której odnajdziemy absurdalne wypadki i zdarzenia, na pewno znajdzie grupę wiernych czytelników w Polsce. Ja w każdym razie jestem gotowy na kolejny tom z Wistingiem w roli głównej – pewnie tradycyjnie w przyszłym roku.