Żółta okładka najnowszej powieści Huellebecqa stała się symbolem, prawie fetyszem dla wielu czytelników, którzy zakup „Serotoniny traktowali jako swoisty przymus przynależności do tej intelektualnej kasty, która przez fakt czytania Huellebecqa manifestowała swój snobizm i przeświadczenie, że wiemy i rozumiemy więcej z dzisiejszego świata niż reszta zatopiona w marazmie zachodniej kultury.
Tymczasem ta powieść niczym praktycznie nie różni się od wcześniejszych produkcji poczytnego Francuza. Czytanie jego książek to znęcanie się nad typowym przedstawicielem Europy, zanurzonym w konsumpcjonizmie. Niestety dla bohatera Huellebecqa, jest on wyposażony w dosyć przenikliwą inteligencję, podobnie jak pisarz zresztą i z łatwością przychodzi nam wyobrażać sobie, że Florent-Claude Labrouste to sam Michael, absolwent agronomii, podobnie jak niżej podpisany. Dzięki swojej pracy dla ministerstwa rolnictwa zarobił sporo kasy i dzięki temu może oddać się abnegacji, piciu drogich alkoholi, czy zakupowi mercedesa G 350 V6 turbodiesel i wakacjom w Hiszpanii. Do tego żyje z perwersyjną Japonką i przychodzi nam się zastanowić czego bardziej mu zazdrościmy, dobrze płatnej roboty czy może apartamentu na 29 piętrze wieżowca. Szybko jednak dochodzimy do wniosku, że ten koleś ma generalnie przesrane, ponieważ jego depresja eliminuje wszystkie przyjemności wynikające z faktu posiadania- Florent-Claude jest nieszczęśliwy i wspomina swoje miłości, które zaprzepaścił, stąd niektórzy sądzą, że ta książka to pochwała miłości , a wszystkie nieszczęścia bohatera biorą się z faktu, że zmarnował szansę jaką miał z dziewczyną, którą autentycznie kochał. Będąc w głębokiej depresji ratuje się Captorixem, antydepresantem nowej generacji, który w sztuczny sposób powoduje wydzielanie serotoniny. A czym jest tytułowa serotonina? TO neurohormon odpowiedzialny za poczucie akceptacji w stadzie i szacunek do samego siebie. Nawet ameby mają takie potrzeby i bohater musi się ratować lekami, które niestety powodują skutki uboczne w postaci impotencji.
Czytanie tej książki wzbudza w nas stopniowo irytację na tego dupka Florenta, który mając tyle, ile my nie będziemy mieć nigdy, dąży ze swoim życiem do zatracenia, zostawia wyuzdaną Japonkę i mieszkanie, przenosi się do hoteli i postanawia odwiedzić miejsca związane z młodością, a w końcu dociera nawet do kobiety, z którą mógł się kiedyś związać.
Książki Huellebecqa to doskonałe przewodniki dla różnego rodzaju koneserów – podaje nazwy restauracji gdzie można świetnie zjeść, opisuje turystyczne atrakcje miejscowości, a szczytem perwersji są fragmenty, gdzie stara się znaleźć hotele z pokojami dla palących. Jego depresja zdaje się nam czymś czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, to kaprys rozpieszczonego egoisty, ale z drugiej strony patrzymy na ten wybujały kapitalizm, który niejako uświadamia nam, że bez jakichś wyższych wartości ten świat jest martwy niczym Florent, którego jedyną radością staje się strzelanie z karabinu, co mało brakowało a doprowadziłoby go do morderstwa. Houellebecq uświadamia nam jak może skończyć się ten niedostatek w nas serotoniny. Przy okazji dostajemy problemy francuskiego rolnictwa, które przez konkurencję z tańszymi produktami z Bułgarii, Mołdawii czy Argentyny, nie ma szans na przetrwanie. A więc wolny handel to katastrofa, więc w czym ratunek? Wszyscy w swoich recenzjach omijają ten końcowy fragment, chcąc oszczędzić czytelnikowi wyjawienie sekretu, którym pisarz zaskakuje , albo świadomie prowokuje pisząc w ostatnich zdaniach o Bogu i o tym, że Bóg się nami nieustannie zajmuje i myśli o nas. I żeby było wszystko jasne do końca, nie chodzi mu tu o jakiegoś uniwersalnego boga ale konkretnie o tego chrześcijańskiego właśnie…
Książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością, głównie dla tych fragmentów, gdzie pisarz prezentuje swoje przemyślenia na przeróżne sprawy: od opinii na temat przereklamowanego „ głębokiego gardła” czy różnic w przeżywaniu miłości przez mężczyznę i kobietę, mianowicie kobieta stwarza wówczas cały świat, poświęca się całkowicie, podczas gdy facet ma w sobie więcej rezerwy. Niby racja, tylko dlaczego facet dostaje szału, kiedy umówił się na telefon z ukochaną, a ona po prostu o tym zapomniała? Huellebecq jest dowcipny i zabawny w swojej analizie społeczeństwa np.pisząc: „ co socjaldemokracja ma do zaoferowania, oczywiście nic, jedynie trwałość nieobecności i wezwanie do zapomnienia”. Bohater chwali się, że poznał szczęście, ale też wie co następuje potem: „czasem brak jednej,bliskiej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony, cytuje Lamartine’a, choć słowo wyludniony zdaje się być zbyt słabe i wtedy raczej już wiemy o co chodzi bohaterowi czy tez może autorowi, jeśli dołożymy do tego własne doświadczenia to już gotowi jesteśmy przybić piątkę Florentowi.
Po raz pierwszy chyba w swojej twórczości Houellebecq analizuje rockowy przebój i nie jest to byle co a kultowe „Child In time” i ciekawe czy wsłuchiwał się w ten klasyk Deep Purple bo autentycznie podziwia Gillana i Lorda, czy też sprokurował tę analizę wyłącznie na potrzeby swojej książki.
Nie wiem kim będzie bohater kolejnej książki autora „ Uległości”, ale módlmy się by raczej przypominał postać z filmu „Porwanie Michela Houellebecqa”, niż tego pogrążonego w marazmie Florenta. Z „Serotoniny”.