Marek Krajewski ponownie odwrócił się od swojego najważniejszego bohatera, czyli Eberharda Mocka i opisał epizod z życia lwowskiego policjanta Edwarda Popielskiego, któremu zamarzyła się kariera w wywiadzie Rzeczpospolitej, podobnie jak pisarzowi napisanie powieści szpiegowskiej.
Wydaje mi się, że tak jak Popielski nie osiągnął spektakularnego sukcesu, tak Krajewski nie dosięgnął poziomu le Carre’a.
Zadanie przed którym postawiono lwowskiego policjanta różniło się od wcześniejszych jego obowiązków przede wszystkim rozmachem planowanych zbrodni i zmuszało do poznania zakamarków stolicy i podróży do tak odległego od rodzinnego Lwowa Gdańska. Poza tym Popielski jak zwykle zmuszony jest do babrania się we wszelakich brudach, do czego przywykł doskonale robiąc karierę we Lwowie
Intryga jest mocno zagmatwana , bo jak to w pracy wywiadów bywa wszyscy się wzajemnie próbują wykołować, a ponieważ Krajewski opisuje tu szpiegów sowieckich, których agentura do dzisiaj uważana jest za najlepszą na świecie, więc nasz biedny Popielski wodzony jest za nos, a my w sumie razem z nim i ławo się gubimy. Historycznie jesteśmy zamieszani w próbę zamachu na Piłsudskiego- tu nasz policjant wykazuje się brawurą, dzięki której los kraju nie odmienił się, choć nie udało się powstrzymać Eligiusza Niewiadomskiego, który 16 grudnia 1922 roku, zastrzelił Prezydenta Narutowicza. W całej tej szpiegowskiej szarpaninie kluczową rolę odgrywają szachy i motywy z nimi związane, a kobieta o czterech palcach, jak większość niewiast u Krajewskiego nie jest postacią, którą moglibyśmy polubić.
Denerwujące są przeskoki akcji, a zamęt związany z tym, że do końca nie wiemy o co w tym wszystkim chodzi, wprawia czytelnika w rozdrażnienie. Na szczęście Krajewski pisze w swoim stylu, do którego swoich wiernych czytelników dawno przyzwyczaił, więc nie odkładamy na dłużej „ Dziewczyny o czterech palcach”, choć ja momentami miałem już dosyć gmatwania się tej historii, ale wynikało to zapewne z tego , że obok czekał już najnowszy Nesbo.
Na stronach „Dziewczyny..” obok postaci fikcyjnych pojawiają się historyczne – Józef Piłsudski, Feliks Dzierżyński, Marian Swolkień (szef służb specjalnych w II RP), a także malarz i morderca Eligiusz Niewiadomski. Krajewski interesująco charakteryzuje zarówno samego Marszałka i opisuje jego niechętny stosunek do szczególnego zwracania uwagi na własne bezpieczeństwo, oraz pokazuje zachowanie Krwawego Feliksa. Historia odsłania też zapomnianą postać, jaką był Marian Swolkień, ówczesny szef służb specjalnych, zresztą po zabiciu Narutowicza zdymisjonowany. Organizował służby nie tylko w Polsce, ale także w Rumunii i Finlandii. Zmarł w 1971 roku, a więc udało mu się przetrwać zarówno hitlerowców jak i komunistów, co świadczyć może o jego doskonałej zdolności przystosowywania się do określonych warunków.
Nawiązania do wydarzeń historycznych to najlepsze co znajdziemy w „Dziewczynie..”, Krajewski w swoim stylu oddaje klimat i atmosferę miejsc, które opisuje- czy to znajdujemy się we Lwowie we wrześniu 1939 roku, w momencie wkraczania tam Armii Czerwonej, czy też wizytując warszawski Grochów międzywojenny, albo spacerując po Gdańsku. Popielski zwany Łyssym wykonuje po prostu swoją robotę, bije, przekupuje i szantażuje, tradycyjnie mając ochotę na te wszystkie łatwe kobiety, które stają mu na drodze, włącznie z tytułową, której nie zalicza jedynie z wyrachowania i w trosce o własne życie, Żona sowieckiego agenta, a potem kochanka największego zbója kresowego, jest niebezpieczną heterą gotową zarówno na otrucie Marszałka plackiem w kształcie szachownicy, jak i zamordowanie mężczyzny stojącego jej na drodze. Spektakularny finał powieści trochę rozmywa dramaturgię wydarzeń; na szczęście Popielski wraca tam, gdzie jego miejsce, a reszta bohaterów ginie- jedni w historii a reszta w niebycie.
Marek Krajewski na 20-lecie swojej pracy pisarskiej dał nam na wiosnę Popielskiego, niby w nowej formule szpiegowskiej, a na jesień zapowiedział kolejne przygody Mocka.
Warto zwrócić też uwagę na oryginalną okładkę książki, która nawiązuje do ukazujących się w okresie międzywojennym powieści sensacyjnych, w formie komiksów i w takiej konwencji „pulp”, czyli wydawanych na fatalnej jakości papierze szmirowatych kryminałów, którymi zainspirował się również Tarantino, kręcąc „Pulp Fiction”
„Dziewczyna o czterech palcach” to próba przejścia od brudnych zakamarków miejskich i rozgrywających się tam małych i oddrażających wypadków do dziejących się z większym rozmachem historii, które zaznaczyły się wyraźniej w dziejach naszego kraju. I za tę próbę należy się autorowi pochwała