Pilch umarł w piątek

Czego spodziewałeś się zamawiając najnowszy tom z felietonami Jerzego Pilcha, pod kuszącym tytułem „60 felietonów najjadowitszych”? Każdy średnio inteligentny miłośnik prozy ewangelika z Wisły, wie doskonale, że żadnych nowych felietonów tenże nie popełnił od dawna, a jedyną ostatnio formą wypowiedzi jego, jest wydawany od grudnia 2009 roku Dziennik, który doczekał się już tomu trzeciego i kiedy wszyscy niecierpliwie czekamy, na kolejny tom, w którym autor niewątpliwie będzie pastwił się nad rządzącą ekipą, nie tyle  z powodu jej na ten przykład nielubienia ideologicznego, ile raczej z powodów, na które ten wnikliwie obserwujący pisarz szczególnie reaguje, a mianowicie  ze względów głupich uczynków onych.A tu teraz twarda oprawa i najjadowitsze w tytule,
jakby jakieś inne mogły wychodzić spod pióra  tego prześmiewcy, który uwielbia znęcać się soczystymi frazami, szczególnie nad prozą kacyków pod kuratelą władzy, niekoniecznie grafomanów, a raczej brnących w jakieś meandry twórców literatury, zagubionych w przekonaniu o własnej oryginalności. Ale o tem potem…

Tak więc podniecony możliwością czytania Pilcha dotąd nieznanego  chwyciłem się za ten egzemplarz, gdzie sprytny wydawca wepchnął  felietony dobrane tendencyjnie i ze złą wolą, a także z szeregiem jeszcze gorszych przywar, wymienionych bezwstydnie tylko po to, żeby wywołać ferment u potencjalnego czytelnika, bardziej takiego, któremu nazwisko Pilch kojarzy się bardziej z pijanym Więckiewiczem w filmie „Pod Mocnym Aniołem”, niż z literackim koneserem Pilchowej frazy.

Otóż jestem idealnym odbiorcą tego tomu z kilku przyczyn, o których wcale nie muszę pisać, jednakże kierując się wrodzoną złośliwością,  zaraz je tu wszystkie wymienię: bo lubię czytać Pilcha dla jego ironii i talentu literackiego, bo mam jego wszystko prozą, natomiast żadnego tomu felietonów, które regularnie wydawał od „Rozpaczy z powodu utraty furmanki” z 1994 roku, aż po „Pociąg do życia wiecznego” z roku 2007,bo te felietony jakoś tak na mnie czekały, ponieważ w czasach, kiedy Pilch je pisał czy dla Tygodnika Powszechnego czy Polityki ja za Pilchem się nie oglądałem, ja nawet za nim nie szalałem, czy raczej nie przepadałem nawet. Mogłem sobie te tomy ze zbiorami gazetowych felietonów zamówić po jakichś allegrach czy innych antykwariatach, ale miałem i zapewne dalej mam przekonanie, że czytanie  rzeczy pisanych na zamówienie w określonym czasie i odnoszących się do chwili, w której powstawały, to jest nie przymierzając musztarda po obiedzie, a nawet bym napisał bezwstydnie, po kolacji. A jednak to się czyta z jakąś perwersyjną przyjemnością, żałując jednocześnie, że  minęły już czasy komentarzy pilchowych, znajdowanych w tygodnikach bardziej lub mniej kolorowych. Zapewne autorowi się już nie chce komentować, bo nie wątpię, że kilku Naczelnych dzwoniło w tej sprawie do Pana Jerzego i tylko ciekawość mnie zżera, o jakich kwotach była rozmowa?

No i umarł, z zaskoczenia umarł, w grudniu przeprowadził się do Kielc, bo tam łatwiej  poruszać się na wózku;   A do tego dopiero teraz jakby wychynęła  Kinga Strzelecka, jego wielokrotnie młodsza i ładniejsza żona, z którą podpisywał ostatnie teksty z Polityki.

Czytam te wszystkie felietony, zgromadzone w wybranej sześćdziesiątce, co okazała się ostatnią za życia wydaną książką, którą mógł sam podpisywać. Nie ma tego jak komentować, bo Pilch stał się klasyką, urósł nagle w komunikatach i serwisach, bo umarł, zaskoczył wszystkich a najbardziej pewnie siebie, bo jak pisał i mówił wszystkim: nam wydaje się, że jesteśmy nieśmiertelni, a tymczasem rozczarowanie, że już… Gdzie i kiedy przeczytamy ostatnie teksty , te kieleckie i pisane u boku Kingi? Czy ona jest tą młodą żoną Weroniką, z którą opisywał się  w „Żółtym świetle”? Kiedy czytałem ten fragment o zmaganiach nieproporcjonalnych wiekowo małżonków, nie do końca wierzyłem w autentyczność autobiograficzną- stawiając raczej na opisanie czegoś co jest fikcją stworzoną dla literatury, a tu jednak prawda w sensie ścisłym. Pisarz z Wisły umarł w Kielcach, do końca świadomy i  z żoną u boku, jakby sam opisał to wydarzenie, jakby z tego zażartował, czy ironizowałby  bardziej na temat tych Kielc, czy prędzej przygotowywałby swą luterską duszę na spotkanie z wiecznością, czy też ulubionym Schulzem?

I te wszystkie ciekawostki o nim, które teraz wychodzą we wspomnieniach, że ten wózek  inwalidzki to przez upadek jakichś i konieczność przeprowadzki do rodzinnego domu Kingi i pisanie na koniec o dramacie niepełnosprawnych, zamkniętych w domach…

Od piątku staram się czytać wszystkie okolicznościowe teksty  o Pilchu i trochę ciekawostek przedostało się przez niezmiernie wkurzające artykuły w każących sobie płacić internetowych wydaniach gazet, co jest okropnie frustrującym zajęciem, kiedy Po przeczytaniu dwóch pierwszych zdań, reszta tekstu znika. Przekornie zrozumiałem, że wolę kupić wydanie papierowe, niż dać się nabrać na zapłacenie internetowej prenumeraty, kiedy jestem zainteresowany jedynie konkretnym artykułem. Rozumiem, że teraz wydawnictwa  zarabiają głównie na internetowych wydaniach, stąd ta podstępna walka o klienta.

60 felietonów najjadowitszych” przeczytałem ze smaczną przyjemnością, choć wolałbym je znajdować na gazetowych kartach w czasach kiedy tam regularnie się ukazywały. Tygodnika Powszechnego nigdy nie czytywałem, choć pamiętam pokazywane mi przez kolegów egzemplarze  w końcówce komuny, gdzie wyraźnie redakcja informowała o ingerencjach cenzury. Nie czytałem Tygodnika, ale wydane w 1994 roku felietony jako:” Rozpacz z powodu utraty furmanki, mogłem już nabyć, bo zostały wydane zarówno przez WL jak i przez Znak, no ale  wówczas Pilch nie był w panteonie ulubionych autorów.  W tym zbiorze szczególnie zajmował się Pilch polityką i snuł własne rozważania o aktualnej kondycji politycznej kraju, a obok tego jest np. felieton o Ludwiku Stommie     ( zmarłym dwa miesiące przed Pilchem), a także niejako na czasie przypomniany kawałek o tytule: „Beznamiętny opis lokalu obwodowej komisji wyborczej.” Czy też jakoś znowu aktualny tekst o upapraniu” komunizmem, wówczas pisany w atmosferze wywlekanych teczek agentów. Mamy też wyjątkowo zjadliwe teksty  o generale Jaruzelskim, cz też opowieść jak to Kieślowski filmem Niebieski robi pisarza „ w trąbę”

Wyjątkowe teksty znajdziemy w przepisanych tutaj z taśm pamfletów wygłoszonych na słynnych  spotkaniach „ NaGłosu” mówionego, gdzie Pilch ironizuje na temat  twórczości Józefa Ozgi – Michalskiego czy też  „Spiskowców:” Machejka; zresztą Władysława Machejka  Pilch upodobał sobie szczególnie, wspomina też o nim przy okazji wydania Poczty literackiej Szymborskiej, która ukazywała się w czasach kiedy  był on redaktorem naczelnym Życia Literackiego. Gazeta, którą osobiście bardzo lubiłem, o szerokim formacie i rozpostarciu, z głęboko czerwonym tytułem, podobnym do poglądów naczelnego. Felieton o podstępnym tytule: ”Oddzielić ziarno od Maciąga”, powstał już po przeniesieniu się Pilcha do Warszawy i pisaniu dla „Polityki”; W tym wyborze z książki: ”Tezy o głupocie, piciu i umieraniu”, szczególnie warto przypomnieć  felietony o zielonych zębach Przewodniczącego Mao, czy też o guziku opisanym przez Wiesława Górnickiego, z którego książki „Teraz już można” Pilch wywleka co lepsze kawałki.

Na koniec mamy wybory z „Upadku człowieka pod Dworcem Centralnym” oraz „Pociągu do życia wiecznego”, Te już najbardziej aktualne felietony, przynoszą perełki w postaci ”Pierwsza  pielgrzymka Jarosława Kaczyńskiego do ojczyzny”  i przychodzi nam żałować, że raczej nie poznamy ostatnich pomysłów pisarza na opisanie rzeczywistości, nie tylko w czasach zarazy, choć  w tym ostatnim tekście , który przeczytacie jeśli wykupicie dostęp do cyfrowej Polityki, Pilch przywołuje nie tylko dramaty niepełnosprawnych, uwięzionych w domach, ale również wspomina o rapującym o mgle prezydencie.

Trzeba się bronić przed pisaniem nekrologu pisarza, co uczyniło już tak wielu. Pilch był lubiany nie tylko poprzez swoją twórczość, ale głównie dlatego że był sympatyczny i dobrze się z nim gawędziło.

Dla mnie szczególną informacją z tych okolicznościowych tekstów, był fakt  używania przez Pilcha, o czym wspomniał  czuły na tym punkcie Michał Witkowski,  perfum Chanel Egoiste, których sam jestem fanem. To rzecz jasna mało, żeby doszukiwać się jakiegoś powinowactwa, ale nagła śmierć Jerzego Pilcha  ubodła mnie szczególnie, bo poczułem się jakbym stracił kogoś bliskiego, zwłaszcza , że należał  on do tych nielicznych, obok których chciałbym stanąć i poprosić o autograf, a może nawet zamienić kilka słów, co już się nie wydarzy na tym świecie, dlatego niecierpliwie będę czekał na wydanie ostatnich tekstów, które z pewnością Kinga Strzelecka czym prędzej przekaże wydawnictwom.

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.