A więc jest ten historyczny moment, o którym nie marzyli nawet najbardziej ponurzy, zanurzeni w swojej depresji, ten czas nic nie robienia, oprócz klaskania po balkonach i szycia maseczek, w których można śmiało napadać na najbliższy bank PKO BP. I w tym homeoffisie co niektórzy pisarze postanowili nie zasypiać gruszek w popiele i ruszyli w tango pisarstwa kwarantanno- epidemiologicznego; Ta okazyjna proza pociągnęła mnie tylko w trzy strony, choć zapewne mogłoby być ich więcej, gdyby tylko chciało mi się szukać. Wybrałem jedynie autorów, których twórczość jakoś tam była mi bliska, choć nie do końca podziwiana, jak to jest w przypadku Wojciecha Chmielarza, który kiedyś mi się spodobał a następnie jakoś spsiał w swej prozie kryminalnej i wydał m się jakimś naburmuszonym pozerem, którego lektura przestała mnie bawić a jedynie irytuje; Pan Wojciech pisze na swoim fcb historię karkonoską, w konwencji westernu, z przybywającym znikąd bohaterem, który w towarzystwie funkcjonariuszki ABW poszukuje niejakiego Prostego, sprytnie radząc sobie z miejscowymi gangsterusami, którzy z kolei mają na głowie konkurentów Romów i niestety czeską mafię. To się dobrze czyta, choć widać, że pisane jest to na chybcika i bez cyzelowania, więc cała nadzieja w pomysłowości Chmielarza, w tym, żeby historia rozwijała się logicznie, co udaje się średnio, ale z racji pandemicznych , można dać sobie spokój z krytyką.
Kolejną zabawę zaproponował Grzegorz Kalinowski, a jego powieść w odcinkach nosi tytuł „Kwarantanna” i jak to autor dowcipnie zaznacza, pisze ją z obawą, że ktoś, np. Remigiusz Mróz wpadł na ten sam pomysł, a po nim można się przecież spodziewać wszystkiego, zwłaszcza po rozstaniu z taką kobietą jak Katarzyna Bonda, nawiasem mówiąc ciekawym byłoby przeczytać miłosną sagę , stworzoną przez Remigiusza na podstawie własnych, ostatnich doświadczeń, zostawiając na boku patologiczne ekscesy Chyłki. ”Kwarantanna” zaczynała się obiecująco, gromadząc w tatrzańskim pensjonacie prowadzonym przez parę gejów, towarzystwo zmuszone przebywać ze sobą, pomimo radykalnie różnych poglądów i środowisk, z których się wywodzą, a więc mamy tu typowego Polaczka, zadufanego w sobie homofoba Andrzejewskiego wraz z rodziną, który uprzedzony przez znajomego polityka, jeszcze przed wybuchem epidemii zamienił niedochodową produkcję na wyrób maseczek ochronnych, jest dwójka osobników, którzy niewątpliwie coś knują, ale to tylko pretekst do nakreślenia wizerunku gangsterskiego jednego z nich, no i w tych opowieściach więzienno, kryminalnych, Kalinowski jest najlepszy. Reszta postaci z pensjonatu , jest tylko tłem dla wydarzeń, które się powoli rozkręcają, bo i poza pensjonatem dużo się dzieje. Kalinowski zdaje mi się lekko ugrzązł i coraz mniej chętnie wracam do tej historii, ale może jeszcze się rozkręci bo jak pisze Masłowska: „wymuszony przez pandemię post konsumpcyjny powoduje lawinę objawień duchowych” i proza Kalinowskiego dotąd niewznosząca się za bardzo w regiony gdzie poczulibyśmy choć trochę magii, w końcu ruszy z miejsca, czyli raczej niech w tej „Kwarantannie” coś się zacznie dziać…
Najciekawszą próbą odnalezienia się pośród mroków nieróbstwa, przełożenia Jazzu nad Odrą i zawieszenia możliwości wyjścia z domu, bo wszędzie odnajdują cię napisy, na murach, na niebie i w TV „zostań w domu”, więc pozostaje niewątpliwa przyjemność czytania odcinkowego opowieści snutej niespiesznie przez Szczepana Twardocha i Łukasza Orbitowskiego, pod parszywie brzmiący tytułem: „Na zarazę Zarazek”. Ta ”improwizowana powieść w odcinkach”, pisana jest naprzemiennie przez obu autorów, po jednym rozdziale i mam wrażenie, że chłopaki dobrze się bawią, kiedy pisząc własny kawałek, starają się tak zagmatwać wydarzenia, żeby kolega zmuszony dopisać ciąg dalszy, miał z tym jak najwięcej kłopotów. Niejaki Ronald Pancerny zakosił kupę szmalu z CBA, którego był pracownikiem z zamiarem zwiania z kraju na Teneryfę wraz z żoną, której chciał zaimponować, ale wybuch epidemii wyrzucił marzenia Pancernego do kibla, więc ugrzązł z tą forsą i brakiem pomysłów na przyszłość. Wydarzenia tutaj mocno przyspieszają niczym wyścigi formuły jeden, z oczywistymi w tych warunkach i z tymi autorami, ekscesami, w które wmieszany zostaje idiota detektyw Zarazek, jedna kurwa, żona Pancerego i asystentka Zarazka. Dzieje się naprawdę dużo, nawet trup się ścieli i jak to szemrane sfery CBA i ABW mają w zwyczaju nie obejdzie nawet bez obcinania palców. Pisane z doskoku przygody, autorzy traktują nadzwyczaj lekko i widać, że sami nie wiedzą dokąd ich ta pisanina zaprowadzi.