Najpierw zabrał nas do szpitala psychiatrycznego, potem w Beskid Niski, a w ubiegłym roku na hipsterską, warszawską Pragę – wszędzie towarzyszyła nam charyzmatyczna Nina Warwiłow, której życie osobiste interesowało nas nawet bardziej niż zagadki, które rozwiązywała.
W najnowszej książce, Jędrzej Pasierski, bo to o nim mowa, ponownie serwuje nam beskidzkie klimaty i wraz z Niną, której towarzyszy córka Mila, wrzuca nas w lokalną atmosferę, podszytą dawnymi tajemnicami i konfliktami. Warwiłow przyjeżdża na wakacje do małej wioski z ambicjami, bo Pyrowa kryje pod zasłoną z przedsiębiorczych lokalnych krezusów i rozwłóczonych po wiosce pijaków i leserów, szereg niewyjaśnionych zagadek, a Warwiłow jak wiadomo, gdzie tylko się pojawi, tam zaraz wywołuje zdarzenia niekoniecznie zgodne z prawem. I w tej spokojnej wsi, wszystko było poukładane i choć oparte na krzywdzie jednych, dało szczęście innym, lecz Nina samą swoja obecnością doprowadziła do dramatycznych wydarzeń, zapoczątkowanych morderstwem.
Tytułowy „Kłamczuch” wygaduje niepokojące rzeczy, które wypoczywającą w Pyrowej policjantkę, zmuszają do węszenia, choć wstępne ustalenia nie potwierdzają tych wszystkich rewelacji wykrzykiwanych w pijackim widzie. Ziarno niepokoju zostało zasiane, więc Warwiłow próbuje sondować miejscową społeczność.
Pasierski wprowadza nas w kryminał zwolna i początkowo usypia sielankową atmosferą wypoczywającej z córką Niny. Dopiero od połowy lektury, kiedy nad Beskidami rozpościera się deszczowy niż, powieść rusza do biegu, jakby koniec wakacji i pięknej pogody, zmusił policję do intensywnej pracy.
Warwiłow nie węszy sama, powoli wychylają się znane z „Roztopów” postaci zamieszkujące okolicę. Jak w każdym porządnym kryminale osobiste problemy stróżów prawa są jak niezbędna przyprawa w egzotycznym daniu. Kiedy dobrniemy do finału, może się okazać, że beskidzkie przygody Warwiłow potoczą się w dalszym ciągu w obecności Karpiuka, który zachęca ją do pozostania w górach.
A już miałem nadzieję na spacery Niny po okolicznym parku Tołpy we Wrocławiu. Stąd uczucie zawodu, towarzyszące niespiesznej lekturze. Pasierski jak rasowy pisarz kryminałów potrafi nie tylko stworzyć otoczenie zbrodni, opisać świat wokół przestępstwa i zaintrygować postaciami, które choć sympatyczne, to jednak skrywają pod powierzchnią osobiste smutki i urazy.
Autor „Kłamczucha” staje się już przewidywalny – po „Roztopach”, wiedziałem, że winnych powinienem szukać wśród najbliższych Niny, tych sympatycznych i ciepłych, którzy nawiązali bliższą relację z policjantką, a podsuwane nam co rusz tropy, mają zmylić wnikliwego czytelnika i nie pozwolić na rozszyfrowanie zagadki kto zabił. Tutaj zwodzenie Pasierskiego udaje się rewelacyjnie, bo kiedy wydaje się, że już wszystko wiemy, autor rozgrywa swoją klasyczną, jak z Agathy Christie, scenę, gdzie cały kolektyw musi wysłuchać błyskotliwej przemowy Warwiłow, która podaje mordercę ku zaskoczeniu wszystkich.
Jędrzej Pasierski utrzymał wysoki poziom swojej prozy, napisał powieść wokół zagadki kryminalnej, ale jednak brakowało mi czegoś, co wcześniej tak intrygowało w jego książkach. Osobiste życie Niny zawisło w próżni, nie ma już ojca i jego radzieckiej przeszłości, co pobudzało czytelnika i dawało okazję do niezwykłych dygresji. Faceci unikają Niny, jakby niosła ze sobą wyłącznie aurę nieprzystępnej i drażliwej. Skoncentrowanie się na córce, też nie wychodzi jej zbyt dobrze i afiszowana nadopiekuńczość nie do końca jej się udaje. Sentymentalny powrót do egzotycznego rzeźbiarza nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem, stąd trzeba znaleźć Warwiłow nowego przyjaciela i dajmy sobie spokój z tymi góralskimi, ogorzałymi chłopami, bo wcale nie są w jej typie. Tylko przystojny, starszy prokurator z Wrocławia, zaintryguje ją na tyle, że wybije z głowy plany przenosin na zapadłą górską prowincję. Tak, tak usiłuję wybić z pióra autorowi pomysł na kolejne beskidzkie kryminały i wplątanie się w te lokalne, wiejskie niesnaski. Nie każdy jest Robertem Małeckim, potrafiącym zagnieździć się w jednym miejscu i nie pozwolić wyobraźni wypaść na manowce nudnych relacji miedzyludzkich. A do tego jeszcze ten Karpiuk, który zdecydował zniszczyć nie tylko sobie przyszłość osobistą i nie wydaje się być odpowiednim partnerem zawodowym dla Niny, ale próbuje zwabić Warwiłow do pracy w okolicy, jakby za wszelką cenę parł do zmuszenia autora do zajęcia się jego smutnym losem, poszkodowaną żoną i odtrąconą kochanką.
Jak zwykle próbuję narzekaniem, zamaskować rozczarowanie i wymyślać za pisarza nowe przygody bohaterki. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom z Niną w roli głównej i wierzę jednak w wyobraźnię autora, który sugeruje się prędzej własnymi przeczuciami, niż podpowiedziami skonsternowanego czytelnika.
Premiera książki już 27 stycznia.
Dziękuje Wydawnictwu Czarne za przedpremierowe zapoznanie się z „Kłamczuchem”