Nie ustają zachwyty nad najnowszym kryminałem Roberta Małeckiego i ja pamiętając Grossa, dałem się nabrać na te pienia, choć niedawny „Wstyd”, to jednak było jakieś nieporozumienie, a bawienie się autora ponownie psychologią kobiety, nie wróżyło niczego dobrego.
„Wiatrołomy” zawodzą praktycznie w każdej warstwie: Maria Herman, hazardzistka zraniona brakiem rodzicielskiej miłości, Borewicz mdły i nawet śladu w nim charyzmy swojego imiennika, a do tego podpuszczanie czytelnika pod niemrawą akcję, strzelanina, orgia, emerytowani policjanci, wszystko jakieś takie właśnie emeryckie, kulawe i niedonoszone, pełzająca akcja, plątanie wokół tych samych tropów, nudziarstwo i popelina, wpadasz na mieliznę i przez wiele stron nie potrafisz się z tego bagniska wydostać, narastająca irytacja zabija momenty, kiedy mógłbym wrócić do sedna afery z porwanym lata temu dzieckiem i tej pierwszej opisanej sceny, która sugestywnie chciałaby zmienić nasze przypuszczenia co do winowajcy. Zapowiadało się naprawdę dobrze i nagle autor jakby postanowił zagęścić powieść, przez co znudzony odkładałem książkę z niesmakiem, jakby to debiutant próbował mnie nabierać.
Ale dosyć narzekania, czas na plusy, które niech jednak nie przysłonią nam minusów. Pisarz tradycyjnie doskonale odnajduje się w topografii opisywanych miejsc, a więc jeśli jeździmy po nazwanych ulicach, wiemy gdzie wszystkie biedronki czy sklepy Netto itp. To samo tyczy się postaci i podobnie jak w serii o Grosie, nałogi nie tylko hazardowe, eksponowane są niczym przestroga – bo niezdrowe jedzenie Borewicza, te słodkie bułeczki i batoniki z dyskontów są właściwie niczym, wobec grzechów głównych naszej pary; Herman od roku walczy z uzależnienie od hazardu i jej psychika naznaczona jest długami, które narobiła, oraz wstydem z tego wynikającym, zerwaniem z rodziną i odrzuceniem przez matkę. 07 natomiast jest uwikłany równie mocno w sfery, które mocniej niż narkotyk wsysają go na samo dno, co przy zazdrosnej żonie i malutkiej córce potęgują jego zagubienie siejąc spustoszenie w psychice. Małecki daje nam postaci niejednoznaczne, nieszczęśliwe, z bagażem grzechów na sumieniu oraz wikła ich tutaj w historie, które muszą związać tę parę na dłużej, dając pretekst do kontynuacji, choć oboje traktują się z lekkim dystansem i nie ma tam wyczuwalnej chemii, jaką zauważa się z miejsca czytając np. o przygodach Robin i Strike’a.
Tytułowe wiatrołomy to życiowe udręki, siejące spustoszenie w mentalnej warstwie człowieka. Autor obciążył swoich bohaterów i raczej nie zazdrościmy im sytuacji życiowej, a zmagania z trudnym śledztwem jedynie komplikują im doprowadzenie się do równowagi psychicznej. Praca policjantów w osławionych Archiwach X, to mozolne grzebanie w szczegółach i tutaj widać jak na dłoni, że żmudne przekopywanie się przez każdy szczegół to jedyna droga do sukcesu. Herman i Borewicz to niedobrana para przegranych nałogowców i trudno wróżyć im sukces czytelniczy, bo nie dają się kochać, a czytelnik nie przepada za dołowaniem się problemami wymyślonych postaci, bo sam ma na głowie własne niewyjaśnione archiwa X.
Rozczarowany bezpłciowością kryminału, który usiłował czasem wydostać się z głębin opisem jakiejś agresywnej sceny związanej z niebezpieczną strzelaniną lub pościgiem za furgonem z Herman w roli zarzynanej kury. Małecki niepotrzebnie wkręcił w akcję emerytowanego policjanta Kurka, który postanowił zbić majątek na reportażu o zaginionym synu Witenbergów, co pozwalało rozjaśniać pewne niuanse, ale finalnie ten kulejący Kurek zdaje mi się nieznaczącym wypełniaczem i zamulaczem historii dwojga przegranych funkcjonariuszy. Obawiam się powrotu Marii Herman, co nie będzie spektakularne, przy jej pogrążonej i depresyjnej naturze, dostaniemy smutną prawdę o życiu wewnętrznym walczącej z nałogiem kobiety, niestety samotnej, starzejącej się i coraz mocniej sfrustrowanej. Jeśli dodamy do tego nieudacznika Borewicza to perspektywa nowego kryminału z cyklu nie napawa optymizmem. A może tak ma właśnie być, mamy się dołować przygodami tej mało perspektywicznej pary, bo przecież życie nie jest różowe i każdy ma takie wiatrołomy na jakie nie zasłużył. Moje narzekania wynikają z tego, że nie dałem się wmanewrować w atmosferę siermiężnego śledztwa, bo nawet wyjaśnienie zagadki zniknięcia dziecka nie rozjaśniło zapętlonych wątków , tych zapełniaczy drugoplanowych. Uwikłanie Borewicza i jego nieczyste pasje nie sprzyjają życiu rodzinnemu, o którym tak bardzo marzy, a z kolei aseksualna Herman nie może liczyć na rychłą odmianę mocno już zaburzonej sytuacji życiowej, Ta kategoria bohaterów pozostawia mnie obojętnym na ich los. Ciekawszym zdaje się być tutaj wątek emerytowanego gangstera Toboły a układy i sprzedajność miejscowej policji nie napawają optymizmem, jeśli tylko pomyślimy, że rzeczywistość może przypominać tę powieściową.
Małecki niestety wpadł w konwencję, którą eksponował już we „Wstydzie”, jakby chciał czytelnikowi odebrać radość i przyjemność obcowania z bohaterami i rzeczywistością powieściową. Każdy autor wpada prędzej czy później w koleiny stylu i czasem dzięki temu udaje mu się zyskać poklask czytelników – w przypadku serii z Herman nie widzę perspektyw każących uznać te kryminały sympatycznym oderwaniem się od rzeczywistości a jedynie pogłębieniem sentencji Doroty Masłowskiej, że „społeczeństwo jest niemiłe” . A jednak znajdą się amatorzy tego rodzaju przygód i Małecki pociągnie serię zaniedbując prawdziwego sprawcę swojej popularności czyli Bernarda Grosa.
Narzekania na charaktery głównych postaci nie może przysłonić atutów powieści Małeckiego – z łatwością można się wciągnąć w rytm kryminalnej intrygi, która chociaż swoją główną akcję przeżyła trzydzieści lat wcześniej, to jednak nie zabliźniła wszystkich ran, mozolnie odsłanianych przez wytrwałe śledztwo Herman i Borewicza. Plączemy się po grudziądzkich bezdrożach a wiatrołomy odsłaniają co chwila potargane losy miejscowej społeczności. Rozwiązania zagadki jest nieuchronne jak seksualne pragnienia 07. Wiemy, że policjanci z Archiwum X dosięgną prawdy, co nie uchroni ich od własnych strat, z którymi będą się zmagać w kolejnych odsłonach. Ciekawość jak autor potoczy dalsze losy policjantów zmusi mnie zapewne do sięgnięcia po nowy tom ich przygód, co było jednym z celów pisarza, bo łatwiej jest kontynuować badanie nakreślonych już charakterów niż wyszukiwanie nowych.