Magdalen Nabb wykańcza cudzoziemców, jakby mściła się na nich za wakacyjne najazdy turystów, choć zarówno pierwszy załatwiony Anglik, jak i obecny Holender, związani byli z Florencją od długiego czasu i można było określić ich jako tubylców.
Holender jak wiadomo powinien być blisko Ponte Vecchio, czyli morderstwo i klejnoty współgrają ze sobą wyśmienicie.
Nabb wiedzie nas tym razem do upalnego miasta, gdzie burza jest jak chwilowa nawałnica a Salvatore Guarnaccia, ja zwykle bardziej spoci się niż zmoknie, ganiając za podejrzaną kobietą, bezsilny dosyć surrealistycznie, spętany niemożliwością złapania jej za rękę i zwyczajnego przepytania. Nie wierzę, że policja florencka, nie tylko w osobach młodego porucznika i grubasa sierżanta, nie potrafiłaby zmusić podejrzaną do wyjaśnienia kilku spraw. Tymczasem Sycylijczyk, nie dość, że musi chronić oczy przed olśniewającym światłem słonecznym, to na dodatek ugania się po rozgrzanym mieście, nie wspominając już o pogrzebie i ekshumacji, która wiele wyjaśni.
U Nabb jak zwykle odsłania się Florencja i biegamy od Palazzo Pitti, gdzie i Tycjan i Rafael, ale tu mieści się posterunek, gdzie sympatyczni funkcjonariusze wiodą swoją przygodę z turystami, odbierając telefony – w czasach Nabb nie ma jeszcze komórek i użerającymi się ofiarami kradzieży. Miasto w tym przypadku obnaża się nieśmiało, a dzielny sierżant biega zadyszany i spocony, tylko czasem musi zadzwonić, albo kupić soczyste brzoskwinie, z których i tak nie będzie korzyści.W czym tkwi sympatyczność tej prozy, gdzie intryga kryminalna jest tak zawiła, że w pewnym momencie pogubiłem wszystko. Najbardziej podejrzaną zdawała mi się ta stara sąsiadka, uwięziona przez swą niedołężność, a jednak jak się chce postarać i przestać utyskiwać, to zdolna może być nie tylko do rozdrażnienia opiekunki, ale i zirytowania sierżanta, który wysłuchuje histori z jej życia, która wydała mi się tożsamą z losami holenderskiej rodziny i już zacząłem splatać wątek staruszki z siostrami, z których jedna postanowiła wykiwać wszystkich. Co z tego, że wreszcie zgubicie się w odgadywaniu o co to w tym wszystkim chodzi, ale wynagrodzeniem niech będzie ten folklor florencki, zamieszanie wokół dogorywającego jubilera, ślepy przyjaciel, „widzący” więcej niż sierżant w przeciwsłonecznych okularach i zakonnicy świadczący ostatnią posługę.
Żal jest się rozstawać z sierżantem Guarnaccia bo nie wiem jak Wydawnictwo Próby zapatruje się na kolejne wydania kryminałów Nabb, o ile takowe były, a przeprowadzone przeze mnie śledztwo, przyznam, wyrywkowe, wykazało, że chyba są kolejne morderstwa, ale tym razem związane z porami roku, tak więc nie wiem czy będzie śmierć na wiosnę lub jesienią W najbliższym czasie?
Tak, kryminały Nabb są nie dla wszystkich, jak to mówiła noblistka, choć w kontekście kryminałów może to zabrzmieć śmieszniej niż snobistycznie, ale nie polecam wszystkim tej prozy, bo nie odnajdą się w niuansach , a przecież to smaczki są decydujące i choć nie potrafię sobie przypomnieć spaceru przez okolice Palazzo Pitti, to jednak wciąż tkwi we mnie pierwszy przemarsz przez Ponte Vecchio i ta okolica po drugiej stronie Arno, to wczuwanie się w nastroje mieszkańców, na co dzień zmagających się z tłumami głupkowatych turystów. Nabb porównuje się do Simenona, ponieważ tak jak Francuz z czułością oddaje klimat miasta, wpycha czytelnika w codzienność, korki, ulewę, bieganinę bez śniadania, szybką kawkę w barze i wszechobecne słońce. Nie potrafię oprzeć się urokowi niespiesznego jak dedukcja Guarnaccia smakowania tej historii, niewielkiej, skupionej w wąskiej okolicy, wśród sympatycznych funkcjonariuszy, a tragiczny przypadek tylko rozdrażnia uważnego czytelnika, bo choć książeczka nie grzeszy wielkością to jednak ten pomarańczowy tomik pozwala przywiązać się do uczestników dramatu i jedynie z signorią Gusti rozstałem się bez żalu, zwłaszcza, że w końcu wyjechała na wakacje.
Postawiłem więc Holendra obok Anglika ze strachem, że to rozstanie na zawsze jak i rozstanie z autorką, którą w 2007 powalił udar, a jednak wierzę, że jeszcze kiedyś sprawdzę lokalizację posterunku, spacerując uliczkami, gdzie światło i cień a może i lody. Książki Nabb to odkrycie tego smętnego roku i polecam wszystkim zwłaszcza potrafiącym smakować aperol przy upalnym stoliku w środku włoskiego lata.