Facet lubuje się pewnie w grzebaniu w pożółkłych papierzyskach, aktach sądowych, dokumentach, gazetach notatkach odręcznych itd. Wszystko winno być wyjaśnione, przeanalizowane i opisane. Kafkowska przenikliwość musi doprowadzić do ostatecznych konkluzji, jak to było przy okazji Gorgonowej, ale w przypadku śmierci Pyjasa zostajemy bezradni, choć zdaje się, że autor subtelnie podsuwa ostateczny wniosek.
Z Pyjasem jest taki kłopot, że „przebił” go Przemyk, a Łazarewicz także się za to zabrał, jeszcze przed Pyjasem napisał „Żeby nie było śladów”, stąd biorąc się za „Na Szewskiej”, miałem gdzieś na krańcach umysłu bardziej Przemyka i dopiero koncentrując się na dacie, zrozumiałem, że Pyjas zginął jeszcze przed wybuchem solidarnościowym, a mój krakowski kolega z AGH, nie mógł jeszcze plątać się po Starym Mieście, za Wildstainem i Maleszką. Odsłuchiwałem z fascynacją losy studenckie końca lat siedemdziesiątych i kiedy już dotarło, że nie będzie wyboru między morderstwem a wypadkiem, skupiłem się na Ketmanie, bo nazwisko przewijało się przed laty, z zarzutami do Michnika, że trzymał Maleszkę w pracy, nawet wówczas, kiedy już było wiadomo co zrobił. Żyjący konfident, zdrajca przyjaciół, jest tutaj osobowością szatańską, która intryguje bardziej niż główny bohater, ofiara, która nieświadomie stała się symbolem przemian.
Łazarewicz szczegółowo charakteryzuje środowisko, dociera do nazwisk nawet przypadkowych świadków, krąży niczym zgłodniały szakal wokół faktów i wyskrobuje każdy detal, mogący zdradzić tajemnicę – finalnie sami musimy sobie wytłumaczyć, co zabiło Pyjasa, kto tu jest winny i dlaczego utopił się zasadniczy świadek, skąd ten plecak pod drzwiami i czy lekarz kłamie?
Legenda Pyjasa podsycana przez KORowców, spełniła swoje zadanie, ale czy sam Staszek poszedłby w tę stronę wolnościowej rozgrywki, czy raczej zapowiadał się bardziej na artystę niż wolnościowca, aktywnie rozbijającego system.
Audiobook fantastycznie się tutaj sprawdza, a przeczytany przez Marcina Popczyńskiego jest najlepszym przykładem perfekcyjnej interpretacji. Bez emfazy i kombinowania, lektor prowadzi nas przez kolejne rozdziały, które Łazarewicz podzielił pomiędzy śledztwo, Staszka i Ketmana, który wyrasta tu na drugą osobowość, dopełniającą tamten pokrętny czas.
Pisarz nie obala mitu, co niektórzy sugerują – wyświetla jedynie wszystkie niuanse wydarzenia jakim była śmierć studenta i co można było z niej zrobić.
Łazarewicz zostawia nas podobnie jak w przypadku Gorgonowej z dylematem nieodgadnionym – jedynym przegranym tej książki jest oprócz ofiary, Maleszka, który zasługuje na własną biografię, tylko nie ma odważnego, który potrafiłby ubabrać się w tym śmierdzącym bagnie.
Zdradzając personalia Ketmana nie popełniam żadnego nadużycia, bo to nazwisko znane jest od2001 roku. Nieświadomi, ale inteligentni czytelnicy szybko zidentyfikują agenta, bo Łazarewicz zręcznie naprowadza nas podsuwając świeże tropy, które myślący odbiorca z miejsca przyporządkuje.
Jak wyjaśnił mi kolega, kiedy pada nazwisko Łazarewicz, to on bierze w ciemno wszystko co autor napisze. Uwzględniając moje haniebne braki zapewne skuszę się najpierw na Przemyka, choć film mnie rozczarował, ale książka to coś innego. Potem udam się do RPA, śladami Walusia.
Poszedłem na Szewską, wcześniej obejrzałem stare zdjęcia z leżącymi we krwi zwłokami. Dziś nie znajdzie się tamtej ponurej atmosfery czeznącego socjalizmu, a ulica kolorowa i tłumna, z fast foodem pod numerem siódmym. A jednak świeże czerwone kwiaty ktoś umieścił przy tablicy pamiątkowej.
Pyjas bezwiednie stał się symbolem esbeckich zbrodni, ale czy gdyby udało mu się przeżyć upadek na twardą posadzkę klatki schodowej, nie zapiłby się później, rozczarowany życiem.
Wielu oddałoby wszystko, żeby poznać losy chłopaka błąkającego się po pijaku w centrum Krakowa, w majową noc, która zakończyła życie Stanisława Pyjasa.