„Jej Afganistan” już w tytule określa odbiorcę tej książki, ale czy kupi ją więcej kobiet? Nie jestem przekonany – wojna to męska sprawa co zresztą na każdym kroku wyziera z kart napisanej przez opolską dziennikarkę książki. Autorka najpierw w 2010 roku była korespondentem wojennym w Afganistanie a potem jako cywilny pracownik spędziła tam rok. To wystarczający czas, żeby poznać wszystkie „smaczki” zarówno wojny jak i życia codziennego poza baza wojskową. Zajrzałem na blog autorki, powstający w okresie jej pobytu dziennikarskiego – niestety nie dość, że urywa się gwałtownie i bez ostrzeżenia, to jeszcze miałem wrażenie, że poza mało interesującymi zdjęciami z bazy nie ma tam nic ciekawego. Za to na you tube można natknąć się na kilka krótkich filmów z wypowiedziami autorki – Witkacy zawsze odradzał wiązania autora z jego dziełem, ale czy miał rację? Dobrze jest popatrzeć w oczy twórcy, posłuchać tembru głosu, a najlepiej poznać go osobiście, bo wówczas stajemy się wspólnikami sprawy, dotyka ona nas osobiście i autor oswojony jest już naszym ulubionym.
Magdalena Pilor nie pisze o swoich przeżyciach – zebrała relacje Polek służących na misjach i ubrała je w jeden ciąg listów, wysyłanych do … nie wiadomo kogo, na pewno do bliskiej osoby. Listy pisane do kogoś mają to do siebie, że jeśli to jest systematyczna korespondencja, oczekujemy w nich reakcji zwrotnej, czyli szczegółów z życia drugiej strony a w tym przypadku mamy jednostronne refleksje bohaterki, bez odniesień do jej korespondenta. Trochę wygląda to nienaturalnie, ale pewnie to celowy zabieg – odpowiedzi adresata nie wnosiłyby do książki tego wszystkiego, co autorka chciała nam opowiedzieć. Na początku książki pojawia się postać chłopaka bohaterki książki i perypetie z możliwą ciążą, więc mamy tu jakiś łącznik z rzeczywistością pozostawioną w kraju, ale kiedy już widzimy, że facet to raczej dupek, ten problem uczuciowy znika nam z pola widzenia. Więc po co było go rozpoczynać? Na szczęście, dla poprawy samopoczucia czytającego, bohaterka spotyka Radka, co pozwala sferę mentalną odpowiednio przyprawić tym, o czym każda kobieta marzy.
I to chyba wszystko, do czego mógłbym się przyczepić, bo poza tym to się naprawdę dobrze czyta, nawet jeśli tematy nie bardzo mnie pociągają. Jeśli chcecie wiedzieć jak naprawdę wygląda wojna, jeśli kręcą Was informacje o szczegółach życia w wojskowych bazach, otrzymacie wszystkie drobiazgowo zebrane fakty z życia codziennego żołnierzy w Bagram czy Ghazni. Wojna to cholernie kosztowna instytucja, to miliardy dolarów przepuszczanych na to, żeby żołnierze byli nie tylko bezpieczni ale i najedzeni. Rzecz jasna mamy tez niebezpieczeństwo, śmierć, stresy, klaustrofobiczną atmosferę obozu, ostrzał zmuszający do chowania się w ciasnych schronach, a także, może to było celem autorki, pokazanie na tym tle kobiety i jej reakcji na przecież typowo męski świat. W podtytule mamy „Historia żołnierza w spódnicy”, choć tak naprawdę ten żołnierz tylko przygląda się wojnie, przygląda światu wokół wojny i czuje się w nią wmanewrowany, wciągnięty w adrenalinę przeżyć, która później nie daje mu spać i zmusza, żeby za nią tęsknił.
Szminka pośród naboi na okładce wskazuje, że nie powinniśmy skupiać się jedynie na męskim punkcie widzenia – ten uszminkowany zdaje się być bardziej ludzki.