Tylko kryminały.

Wczoraj widziałem jak Marcin Świetlicki pokazywał swoje książki. Może bardziej fascynowało jego bezładne łóżko przykryte kocem, ale równie zaskakująca była półka z kryminałami. Wszyscy czytają kryminały, nawet Kaja Malanowska wzięła się za ich pisanie, pewnie zrozumiała, że to teraz najbardziej dochodowa forma pisarstwa. Podobno gdzieś tam zachwycają się polskimi kryminałami, jakby w przeciwwadze do tych skandynawskich. Niepostrzeżenie kryminałami zaczynamy się zaczytywać, nie zawsze słusznie, nie zawsze dobrymi, nie zawsze potrzebnie. W ramach protestu nie kupiłem (jeszcze) najnowszej produkcji Mariusza Czubaja, bo stwierdziłem, że to już przesada. Kryminał jako odskocznia, proszę bardzo, ale kryminał jako wyłączność – nie dajmy się zwariować.

Długi weekend majowy sprzyjał oddaniu się nałogowi czytelniczemu i choć niektórzy przysypiali przy „Śmiesznych miłościach”, reszta mogła podczas długich podróży autobusem przeczytać co nieco. Zebrał się niepostrzeżenie zestaw kryminalny, zaliczony niemal jednocześnie, co daje możliwość porównań i gwarancję subiektywności. Wyliczmy więc  po kolei”

  1. Jo Nesbo „Łowcy głów”
  2. Marcin Wroński „Haiti”
  3. Nadia Schulz „ Kroniki Klary Schulz. Zniknięcie Sary”
  4. James Craig „Zło czai się w cieniu”

CSC_0564

Nie ma co pisać o Nesbo. Wiadomo, jak mówisz, moja droga, wiadomo. Pamiętam film nakręcony na podstawie Łowców – dobry film, obejrzany przed lekturą. Może to i dobra kolejność w tym przypadku, bo potem czytając, widziałem postaci filmowe, a nawet wiedziałem co się wydarzy, co wbrew pozorom podkreślało jeszcze napięcie. A więc zostawmy Nesbo w spokoju, czekając na kolejnego Harrego Hole, który już niebawem.

Najsłabsze są „Kroniki”. Znać tu debiutantkę, widać szwy, ślizganie się typowe dla braków warsztatowych, słabe wypełnianie wszystkiego co nie jest dialogiem. Trochę broni się intryga, ładnie wypada Wrocław sprzed 100 lat, dobrym pomysłem są stare zdjęcia, ale Nadia z demonicznego zdjęcia na obwolucie jest dopiero na drodze, choć przecież nie jest to droga skazana na miałkość, o ile autorka będzie konsekwentna, a jeśli nawet spocznie w tej wypracowanej konwencji, to kolejne książki o młodej mężatce-detektywie, jej ojcu i mężu, którzy w Bresalu rozwiązują zagadki, nawet bardziej karkołomne niż w powieściach Marka Krajewskiego, więc o ile autorka zatrzyma się i nie pójdzie dalej, to i tak zyska grupę wiernych czytelników, bo  pisać potrafi.

Finalistami dzisiejszego odcinka są Wroński i Craig. Jeśli miałbym wybierać lidera, potrzebowałbym postawić na szali walory każdej z tych książek i zważyć dowcip Craiga z poczuciem humoru Wrońskiego, sprawność i zwięzłość Szkota z elokwencją Marcina. I tak dalej, posuwalibyśmy się porównując rzeczy, których nie da się sprawdzić inaczej, niż przepuszczając je przez osobistą przyjemność.

Wydawca zmienił tytuł oryginalny Buckingham Palce Blues na „Zło czai się w cieniu” – jeden i drugi tytuł warte są siebie – oba beznadziejne. Wyobraźmy sobie autora myślącego trzy noce jaki tytuł powinna nosić jego świetna książka. Do tego wydawca podsuwa swoje durne pomysły i w końcu zamiast intrygującego mamy bełkotliwy tytuł. Z drugiej strony kto dziś ocenia książkę po tytule – dziś to wytwór marketingowy oparty na sławie autora i jego wcześniejszych dziełach, przemieszany z obrazkiem na okładce i kilku entuzjastycznych recenzjach, nie zawsze wiarygodnych. Wroński przynajmniej postawił na zwięzłość – tytuł jest imieniem konia, który przewija się przez karty a przecież i tak zostanie zmielony na mięso.

Craiga to już trzeci kryminał z inspektorem o trudnym do wymówienia nazwisku, facecie, którego lubimy jak komisarza Maciejewskiego, choć różni ich wszystko, poza sprytem, zawziętością i poczuciem sprawiedliwości, niekoniecznie dziejowej. Carlyle to outsider ale zazwyczaj zwycięski, ułożony, ustatkowany i rodzinny, czego Maciejewskiemu brak, bo nawet ukochana usiłuje go zdradzić, czemu się zresztą nie dziwię. Zalet Maciejewski ma   niewiele, a kończy marnie, przynajmniej w tym odcinku, choć i wcześniej nie było lepiej.

Nie warto porównywać tych świetnie napisanych książek – warto czytać je jednocześnie, co tez uczyniłem i nie żałuję, a ponieważ nie piszę o autorach tutaj po raz pierwszy, stąd chciałbym bardziej skupić się na wrażeniach a nie warsztacie. Dobre książki rozsiewają wokół siebie nostalgiczną mgiełkę a rozstanie z bohaterami jest lekko traumatyczne. Jeśli kryminał zastępuje dziś poważną literaturę, to niech to będzie dobrze skrojone i smaczne. W tych obu przypadkach mamy herbatę z ginger and honey, oczywiście jeśli ktoś lubi dobrą twinings a wszystkie inne sagi czy liptony proponuję zignorować. Bo herbata powinna być sypana a nie w torebkach, tak jak kryminał powinien niepokoić, jak pokryte niebieskim kocem lóżko Świetlickiego.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Tylko kryminały.

  1. ~Emiskoczek pisze:

    Jeszcze żadnej z tych książek nie czytałam, chociaż uwielbiam kryminały. Odnosząc się do początku notki, czasem myślę, że kryminały czytamy, by zapomnieć o naszych problemach, a skupić się na cudzych, wymyślonych.
    ksiazka-jest-ciekawsza.blogspot.com

  2. ~sarenka pisze:

    A ja uważam że kroniki Klary Schulz są świętną książką

  3. ~prawnik pisze:

    Kryminały zawsze dobre na wieczory 😉

  4. Uwielbiam „Zło czai się w cieniu” :3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.