Dom bez klamek, czyli udany debiut.

Nie mam przekonania do debiutantów, o których nikt nie słyszał, ale postanowiłem zaufać literackiemu nosowi Wydawnictwa Czarne i skusić się na przeczytanie kryminału Jędrzeja Pasierskiego, zwłaszcza, że wcześniej wydali doskonałą i niestety niedocenioną „Wiarę” Anny Kańtoch.

A więc „Dom bez klamek”, to jak wszyscy wiedzą, szpital psychiatryczny i żeby zagęścić atmosferę, jest to szpital podupadający, w starym budynku, niedoinwestowany i rzecz jasna publiczny. Zarządza nim niejaki Barwiecki, ordynator, który nieopodal buduje nowoczesną klinikę psychiatryczną, co rzecz jasna wszystkim czytającym, od razu wyda się podejrzane, zwłaszcza, że autor przedstawia go jako nieprzyjemnego i utrudniającego śledztwo bufona. No ale nie z nami te numery – wytrawni czytelnicy kryminałów wiedzą, że najbardziej podejrzany, zawsze okazuje się niewinnym, a zabija ten, o którym nawet przez chwile nie pomyślimy, że w ogóle może zabić. W sfilmowanej już nawet książce Nesbo „Pierwszy śnieg”, mordercą okazuje się narzeczony dawnej miłości Harrego Hole, którego autor tak ustawił, że zdaje się uosobieniem dobroci i niezwykle fajnym gościem.

Początki z Pasierskim nie są łatwe – opowieść zaczyna się od morderstwa, do akcji wkracza Nina Warwiłow, o której dowiadujemy się, że ma duże nozdrza, zadarty nos i pełne usta. Wiek Warwiłow, to nieuchronnie zbliżająca się czterdziestka, poza tym rozstała się z partnerem, prawdopodobnie jest w ciąży, ma ojca, zapijaczonego byłego policjanta, doceniającego ją szefa, który chce ją awansować, oraz doświadczenie.

Wejście do szpitala i pierwsze sceny, rozmowy, przesłuchania, opisy postaci i wstępne analizy charakterów nie wyszły debiutantowi najlepiej, ponieważ powoli tracimy zainteresowanie akcją, która się lekko wlecze, a Pasierski nie jest Nabokovem, żeby z niczego zrobić metafizyczne zachwyty – stąd pojawiające się zniecierpliwienie u czytelnika, które może się źle skończyć, ale nie musi…

Kiedy już jesteśmy zadomowieni w psychiatryku, kiedy Pasierski chce nas rozruszać kolejnym morderstwem, wchodzimy do życia Niny Warwiłow i zaczyna się robić ciekawie. Autor robi wszystko, żebyśmy polubili panią komisarz i o dziwo mu się to udaje. Już Skandynawowie, na czele z Mankellem zauważyli, że czytelnik nie chce jednowymiarowych postaci, że warto życie detektywa opakować w kłopoty życiowe, pokazać jego myśli i szarpaninę, i jeśli uczyni się to sugestywnie, to wciągnie się czytelnika bez reszty. I tak się dzieje tutaj, bo Warwiłow jest fajna, a do tego ładna, wysportowana i nie boi się iść do łóżka na pierwszej randce.

Tymczasem wchodzimy coraz głębiej w intrygę, trupy padają, a śledczy muszą sięgnąć w przeszłość ofiar, co zagęszcza klimat i wprowadza lekki chaos w naszym pojmowaniu, o co w tym wszystkim chodzi. W pewnym momencie zacząłem się gubić kto jest kim, czy Strąk to Wyczyński, kto kogo zabił, a przecież nie chce nam się wracać do wcześniejszych stron i porządkować sobie w głowie ten układ. Kryminał o zbyt przekombinowanej intrydze wzbudza niecierpliwość, bo nagle zdaje nam się, że przestajemy rozumieć. Klasyczne kryminały skupiają się na podstawowych odruchach, a mordercy zazwyczaj nie są w stanie wymyślić tak złożonych motywacji, z jakimi czasem mamy do czynienia, czytając np. Czubaja, czy teraz Pasierskiego. Dostajemy ograniczoną ilość postaci i wiadomo, że wśród nich ukrywa się zabójca. Sama Warwiłow podejrzewa tych, o których zaciekawiony koneser kryminałów wie, że na pewno są w kręgu podejrzeń. Wymyślona przez komisarz pułapka złowi w końcu winowajców, ale prawdopodobieństwo, że wszystko pójdzie po myśli policjantki, jest bardzo małe. A jednak się udaje i ptaszki wpadają w sidła, choć aż się prosiło, żeby coś jeszcze bardziej skomplikować i nie dać jednoznacznych odpowiedzi.

Jeśli nam się zdaje, że autor postanowił ukarać wszystkich, to głęboko się mylimy – Warwiłow musi odpuścić, ponieważ Pasierski zbyt korzystnie przedstawił np. jej przełożonego, dawnego kolegę ojca i brudy z przeszłości nigdy nie mają wyjść na jaw. Można było oczywiście ten finał przedstawić lepiej i wymowniej, ale nie czepiajmy się debiutanta, który dopiero zaczyna konstruować swój styl i zasady.

Udało się autorowi wydać na świat bohaterkę, dla której możemy, my czytelnicy, kupować kolejne jego książki, a to jest duży krok ku temu, żeby Jędrzeja Pasierskiego dopuścić do tej elity kryminalnej, która zawładnęła rynkiem.

Pasierski pisze już kolejną książkę o Warwiłow i jestem przekonany, że będzie lepsza od tej pierwszej. Znamy już główne postaci, jesteśmy na progu decyzji pani komisarz, czy zdecyduje się wrócić do partnera, czy może oczaruje ją przystojny prokurator, kim okaże się w końcu jej kolega Białek i czy wybaczy ojcu. Okoliczności znajdowania kolejnych trupów są mniej ważne – ważne jest to, żeby intryga się nie poplątała i żeby kolejny pomysł na zbrodnię, nie przerósł intelektualnie zdolności dedukcyjnych przeciętnego czytelnika.

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.