Bonda upadła.

Doprawdy można stracić cierpliwość do ukochanej kobiety, zwłaszcza z krwisto pomalowanymi ustami, w tej swojej stylizacji sukniowo-wampowej, kiedy pokładasz w niej nadzieję na miłość po kres, a co rusz nękają cię wątpliwości co do jakości jej prozy, i co gorsza, porównując jej książki do stachanowca Mroza, masz wrażenie, ze te osiemset stron, brodacz z Opola potrafiłby napisać w dwa tygodnie i jeszcze miałby szansę wykonać tę robotę poprawniej, niż Katarzyna Bonda rodem z Hajnówki.

Na prozę Bondy narzekałem zawsze, ale z nadzieją, że wyjdzie wreszcie z niej rasowa opowiadaczka, a wizerunek z marketingowej machiny wreszcie zacznie świecić nie tylko blaskiem jej blond włosów, ale przede wszystkim wciągającą fabułą książek, która daje satysfakcję czytelnikowi, który z samego rana szuka lektury, zabijającej nudę upalnego dnia.

Czerwony pająk” to rozstanie, miejmy nadzieję że ostateczne, z bohaterką, której losy od kilku lat są mniej interesujące od kariery pisarskiej autorki. Bondy nie da się nie lubić, Bondę się koronuję i z Bondą rozmawiają wszystkie media, a jej roześmiana i swojska natura, przyciąga czytelników bardziej, niż opasłe tomy jej książek. Zachwyty czytelniczek nie idą w parze z opiniami poważnych recenzentów, bo internetowych blogerów cieszy już sam fakt, że wydawnictwo lub agencja marketingowa, wysyła im egzemplarze darmowe, co skutkuje komplementami i pustymi w treść recenzjami. Sam padłem tego ofiarą, ponieważ trzy pierwsze tomy spływały do mnie regularnie przed premierami, co jakoś wymusiło we mnie nadzieję, że z biegiem lat, autorka dogoni moje oczekiwania na pełnokrwistą przygodę kryminalną. Być może zaprawione jedynie nadzieją moje refleksje na temat Pochłaniacza czy Okularnika, sprawiły, że fachowcy od PR-u nie uwzględnili mnie w wysyłce, więc mogę bezstronnie napisać, że nic tak skutecznie mnie nie zirytowało, jak lektura „Czerwonego pająka”.

Irytacja nie wynika wcale z tego, że ta proza jest zła, ale głównie z tego, że jest to książką źle opowiedziana i co podkreślają wszyscy, zagmatwana i przeładowana postaciami, o których pisarka musi powiedzieć wszystko, a to wszystko jest tylko nic nie znaczącym wypełniaczem, pod którym gubi się intryga, przysypana błyskotliwymi dialogami, które najczęściej są jedynie popisem wyobraźni Bondy i wprowadzają chaos, trudny do opanowania. Postaci pojawiają się pod różnymi nazwiskami, ksywami, pseudonimami – gangsterzy perorują w najlepsze, jakby celem ich egzystencji była wymiana jak najbardziej wyszukanych językowo powiedzonek, a nie prymitywne odcinanie palców, czy mordobicia połączone z okrucieństwem.

Kto się odnalazł w tej plątaninie gangsterskich planów i porachunków z pierwszej części książki niech nie podnosi dłoni, a kto do końca zrozumiał co planowali ci wszyscy bandyci, dlaczego im się nie udało, albo dlaczego chcieli zabić ważnego policjanta, niech wstanie i powie swoje nazwisko, wtedy wrzucę tę informację na swojego facebooka.

Czytanie o losach nieśmiałej Gosi słuchającej Edyty Bartosiewicz, która nagle przemienia się w ważną szychę z gangsterskich snów, przyprawia o uczucia nie licujące z powagą dramatycznej eksplozji wydarzeń, po których Gosia nie jest już Gosią, a jej przyrodnia siostra zapada się pod ziemię, trup ścieli się gęsto i nagle przenosimy się w nasze ciekawe czasy, bo Sasza Załuska stacza się na dno, a ktoś nie dość, że porywa jej dziecko, to do tego jeszcze ucina palec.

Bohaterka nie wie kto jest jej sojusznikiem, ci co ją ratują nagle się zamieniają w tych, co ją zdradzą, kochanek jest mdły, a ojciec jej dziecka pojawia się nie wiadomo po co, chyba żeby uzasadnić urodę córki.

Już zmierzam do finału tej recenzji, bo nie bawi mnie pastwienie się nad niekonsekwencjami opowieści, którą nawet Gaja Grzegorzewska potrafiłaby spiąć wyraziściej, niż nasza blond pisarka, choć gdybym miał temat oddać w ręce pani Puzyńskiej, to bym się jednak zastanowił.

Niech teraz nasza ukochana Bonda odpocznie gdzieś nad ciepłym morzem i po powrocie napisze coś z zupełnie innej beczki. Moja sympatia będzie tak czy inaczej po jej stronie, będę ją kupował i czytał, bo nie da się zapomnieć przygody, w której pokładało się tyle nadziei, że nawet kiepskie zwieńczenie jest przesycone pasją, którą pisarka zaraża swoich czytelników, co widać po nakładach i sprzedaży.

Bo choć Katarzyna Bonda irytuje niespełnieniem naszych oczekiwań, to jednak będziemy czekać aż się opamięta, przynosząc nam za jakiś czas książkę, na miarę swojego talentu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.