W kwietniu pisałem o dwóch tomach prozy Grzegorza Kalinowskiego, a już pod koniec roku dostałem, jakąś siłą rozpędu, trzecią część przygód Heńka Wcisły. „Śmierć frajerom” to taki przewrotny tytuł całego cyklu, a trzecia odsłona ma podtytuł „Tajemnica skarbu Ala Capone”. Podobają mi się okładki tych książek, kuszące kolorystyką i stylizowane trochę na brukowce przedwojenne, zaczytane egzemplarze chowane za pazuchą.
Czy można rozpocząć przygodę z książkami Kalinowskiego od tego właśnie tomu? Można, tylko ci, których wciągnie życiorys bohatera, zmuszeni zostaną do odkrywania jego losów, tej poszarpanej, zawadiackiej młodości, szukając nerwowo pierwszych tomów; natomiast grupa, którą przerazi natłok przygód, postaci i zdarzeń, charakteryzujących te łotrzykowskie opowieści, odetchnie z ulgą – nie oszukujmy się, ta eskapada czytelnicza wymaga sporo wolnego czasu i uwagi – nie radzę odkładać tomu liczącego sześćset stron na później, po przeczytaniu stu stron, bo zapomnicie o co w tym wszystkim chodzi. No chyba, że macie pamięć lepszą ode mnie.
Heniek, którego losy opisuje Kalinowski, ucieka z Warszawy, gdzie aspirant Denhel ( nie mylić z Jackiem Dehnelem), czyha na jego głowę; trafia do Chicago, gdzie ma przejąć interes od niejakiego Feliksa Magatha, zarządcy firmy Iron Castle. A i Heniek nie jest już Wcisło, tyko nosi niemieckie nazwisko Haas. W ogóle z tymi nazwiskami niemieckimi jest tutaj niezła zabawa, jakby Kalinowski odnalazł swojego sportowego ducha i mrugał do nas futbolowym okiem – pojawiają się, oprócz Magatha, Hrubeschowie czy Vogts.
Opowieści Kalinowskiego zawsze umiejscowione są w rzeczywistości historycznej i rzecz jasna Heniek, trafiając do Chicago w latach prohibicji, musiał się zetknąć ze słynnym Alem Capone. Oprócz tego są i wątki polskie – wiadomo, że żadna gangsterka nie może się obejść bez naszych, zwłaszcza, że konwencja „Śmierci frajerom”, penetruje nie sztukę ludową w Zjednoczonych Stanach, lecz podziemne machloje i przekręty na wódzie, a Heniek uczestniczy nie w premierach filmowych, lecz w potyczkach, w czasie których mózgi rozpryskują się po ścianach. No to dla żądnych faktów historycznych, mamy niejakiego Alexa Sypowskiego, polskiego Żyda spod Radomska, współpracownika Alphonsa Capone, czy Johna Oberta, gangstera polskiego pochodzenia.
Ne ma co streszczać akcji, ani wymieniać postaci, które pojawią się na kartach książki – walki bokserskie, jazzowe kluby ze słynnym Cotton Club na czele, Metropolitan Opera, Hollywood, Nowy Jork, San Francisco, samochody, kobiety, wielkie pieniądze, przekręty, mordobicia, samoloty, to tylko niewielka porcja wrażeń serwowana przez Kalinowskiego – a potem, kiedy Heniek wróci do Warszawy zobaczymy go w nowej roli: poważnego człowieka z towarzystwa.
Kalinowski zapewne pociągnie jeszcze z losami Heńka przez parę tomów, bo chłopak jeszcze młody i perspektywiczny, a na horyzoncie przecież wojna i można już sobie wyobrażać, gdzie zawiedzie nas wyobraźnia autora, wplatając losy warszawskiego cwaniaka w zawieruchę hitlerowską. Odkładam więc trzeci tom „Śmierci frajerom” na górną półkę, zostawiając miejsce na następne, grube powieści łotrzykowskie, z Heńkiem Wcisło w rolach głównych.