Podchodziłem do tej książki z rezerwą, wyobrażając sobie, że jest jakąś satyryczną opowiastką o legendarnym i mało spenetrowanym okresie życia Witkacego, do czego dodatkowo przekonywał mnie podtytuł: „Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”. Na obwolucie mało znany autoportret Witkacego z samowarem.
Autor po krótkim wstępie atakuje nas odbitkami dokumentów wojskowych powiązanych z Witkacym i robi to bezceremonialnie, gromadząc je na raz, wszystkie obok siebie, przeplatając je jedynie dwoma autoportretami malarza w mundurze oraz zdjęciem ostatniego dowódcy Witkacego, Andrieja Potockiego. I oczywiście dostajemy ten najbardziej charakterystyczny fragment z „Niemytych dusz”, gdzie autor pisze o swoim pobycie w Pawłowskim Pułku Lejb Gwardii i czwartej rocie zapasowego batalionu tego pułku, która jakoby rewolucję rosyjska rozpoczęła.
Przez cały okres mojej fascynacji Witkacym, ten epizod rosyjski, to była niewyjaśniona plama, czas, o którym się czytało, opowieść o tym jak trafił do Rosji z Australii, o samobójstwie Janczewskiej, Malinowskim, który go z Polski wywiózł i decyzji o wstąpieniu do rosyjskiej armii, na wieść o wybuchu wojny. A potem tylko króciutkie wzmianki w różnych pismach, listach, dramatach czy powieściach, gdzie zapewne korzystał ze swoich przeżyć wojskowych, choć bezpośrednio się o nich nie wypowiadał. Zastanawiające jest, dlaczego tak robił, dlaczego nie rozwodził się szerzej na temat tego najbardziej szalonego okresu w swoim życiu? Przyczyn zapewne jest kilka, a jedną z nich może być sam wybór Rosji jako miejsca służby, Rosji w kraju znienawidzonej, Rosji carskiej, wysyłającej powstańców na Sybir.
Dubiński odtworzył wszystko w miarę dostępności dokumentów, własnej przenikliwości, wiedzy wojskowej, doskonałej orientacji w organizacji rosyjskiej armii. Rozwija się ta książka jak fascynujący kobierzec historii i w pewnym momencie Witkacy schodzi na drugi plan, bo dostajemy zwięzły, prosty schemat wybuchu rewolucji. A tylko gdzieś tam pomiędzy wypadkami w Petersburgu plącze się nasz Stasiu.
Witkacy podkreślał swój udział w jednej z najbardziej krwawych bitew pierwszej wojny – pod Witonieżem przeżył traumę, która mogła spowodować późniejsze milczenie na temat swojego udziału w wojnie. Sam opis Dubińskiego jest mocno przerażający, kiedy czytamy o beztroskim wysyłaniu tysięcy żołnierzy na pewną śmierć, o trupim odorze towarzyszącym walczącym, o ataku kompanii podporucznika Witkiewicza, który przerodził się w walkę na bagnety. Witkacy prowadził swoich żołnierzy do ataku, a więc pewnie musiał zabijać, patrzeć na mordowanie, bronić się i do tego dawać przykłady męstwa.
Według Dubińskiego Witkacy ranny nie był, a jedynie kontuzjowany, a mówiąc wprost, udało mu się przeżyć, choć wstrząs psychiczny był tak wielki, że uznano go za niezdolnego do dalszej walki i odesłano do Petersburga na leczenie. Lekarze rosyjscy zdiagnozowali u Witkiewicza cyklofrenię, albo inaczej chorobę afektywną jedno lub dwubiegunową. Podobno to choroba osób wybitnych, ale także ich przekleństwo – kto oglądał serial Homeland, ten wie na co cierpi Carrie Mathison. Huśtawka nastrojów towarzyszyła Witkacemu do końca życia, a samobójczy koniec, upodabnia go do chorej na to samo Wirginii Woolf.
Śledzimy z coraz większym zapałem ślady Witkiewicza w Rosji, sprawnie nas wiedzie przez ten los autor książki, a jednocześnie dostajemy świetny opis wydarzeń, które zmieniły losy świata. Witkacy pojawia się niejako w domysłach, w dedukcyjnym transie Dubiński pokazuje nam co wtedy malarz robił, jak mógł się zachować, zastanawia się, czy prowadził swoją rotę na demonstrację, czy akurat był na zwolnieniu lekarskim – te papiery chorobowe zachowały się w archiwach i nagle wyłania się nam oficer Witkiewicz, który wówczas musiał maszerować ulicami Petersburga, ochraniać magazyny na ulicy Mochowej oraz składy spirytusowe, co w konsekwencji skończyło się wylaniem ogromnej ilości wina na posadzkę piwnic.
Książka wyjaśnia wiele legend, słów samego Witkiewicza, błędnie rozumianych, przekręcanych, bo bez znajomości kontekstów i terminologii wojskowej. Czy Witkacy został wybrany przez swoich żołnierzy komisarzem ludowym? Bzdura, która ciągnie się za nim od lat, tutaj fachowo zostaje wyjaśniona. A przy okazji tego pobytu, rodzi się przecież nowy artysta, który przywiezie z Rosji niezły arsenał rysunków, obrazów, dziełko filozoficzne oraz weneryczną chorobę.
A cóż to jest tytułowy kumboł? Galifety to specjalne spodnie, podobne do bryczesów, zwężane poniżej kolan, żeby łatwiej było włożyć oficerki. Kumboła proponuję sprawdzić osobiście – dla leniwych podpowiem, że znajduje się on na stronie 106, w podrozdziale „Oficerskie gry i zabawy”.
https://www.youtube.com/watch?v=m5rOMOHR85I
Książka do łatwego kupienia tutaj