Vladimir Nabokov

„Splendor” wydawnictwo „Muza” 2006, z adnotacją na zielonej okładce, że to pierwsze polskie wydanie. Wydawca podaje rok amerykańskiego wydania powieści, czyli 1971, ale książka najpierw ukazywała się w odcinkach w „Sowriemiennyjech zapiskach”, przez 4 numery w roku 1931, potem ukazała się w Paryżu w 1932. Angielski tytuł to „Glory” a rosyjski „Podwig” – co lepiej brzmi? W każdym razie inaczej niż „Splendor” – ten tytuł oddaje może wymiar czynu bohatera, ale jest mało literacki. No ale cóż zrobić, poza czytaniem oryginałów? Autor posłowia w swojej książce o Nabokovie używa tytułu „Wyczyn”, a sam Nabokov myślał o tytule: „Romantyczne czasy”. Wyjaśniliśmy więc kwestie tytułu i możemy zająć się książką. Zielona jest, w tej konwencji ostatnich wydań Nabokova w „Muzie” – kolorowy autor kolorowego świata. Za 24,90 mamy „rosyjską” powieść i to jest jakiś schyłek tej rosyjskości w jego pisaniu – nic nie przebije „Maszeńki” czy „Obrony Łużyna”, ale czyta się w tym powolnym tempie, którego nie ma już przecież „Lolita” czy „Pnin”. Taka książka na rozdrożu, napisał ją w Berlinie, siedząc w emigracyjnym środowisku, więc ta żałoba po Rosji nękała go nieustannie, a motyw powrotu choć nieuzasadniony gdzieś tam w nim tkwił. Absurdalny czyn Martina wynika z takiego poczucia bezsensu wszystkiego, bo życie się nie układa a kobieta, którą chce kochać, przesuwa się jakoś obok. Życie postaci „niepotrzebnej” jest wdzięcznym tematem literackim – tylko tacy ukazują reszcie, że można inaczej, że tak naprawdę w życiu nic nie jest warte poza jakimiś imponderabiliami (ładne słowo, dawno go nie używałem).
Czytałem niespiesznie, z przerwami nawet kilkudniowymi, nocami nawet, przed snem, choć można było wziąć za łeb i skończyć w jeden wieczór. Nie czytałem w toalecie – właściwie dlaczego? Żadnych karteczek w środku, za młoda na takie cudeńka, może nic w niej nie zagości do końca, ale czyjego, mojego czy jej?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Vladimir Nabokov

  1. fefone pisze:

    Ja mam specjalne książki toaletowe, trzymane na rurze odpływowej…Nie różnią się od innych niczym specjalnym…ale nie są to te, do których ciągnie mnie serce. Takie do których nie ciągnie mnie cały dzień, wcale o nich nie myślę, a jednak, gdy po porannej herbacie siadam w łazience i sięgam po którąś naprawdę się cieszę i sprawia mi przyjemność. Do Nabokova raczej ciągneło by mnie, rzeczywiście, o innych porach dnia. Nabokov jest Nabokov jest Nabokov:))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.