„Wahadło Foucaulta”, PIW 1993,wydanie I, gruba okładka, czarna z zieloną liczbą 666 i jakby rozbryzganą twarzą malowaną przez Świerzego.Bez ceny i nakładu – w tych latach nie przywiązywano do tych rzeczy żadnej wagi. Pamiętam, że książkę kupiłem w księgarni na Świdnickiej z nadzieją na długie chwile przyjemnej lektury. Niestety, czytanie przyniosło mi rozczarowanie – jakbym nie dorósł do tego stylu i gęstych dygresji historycznych. Nie mogłem zweryfikować, co w tych opisach jest prawdą a co historią, co Eco wymyślił, a co się rzeczywiście zdarzyło. Zaplątałem się w ten tekst i gdzieś po drodze go porzuciłem. Kolejna książka, do której muszę wrócić, ale najgorsze jest to, że Eco nie jest moim ulubionym stylistą. Przeczytałem jedynie „Imię róży”, nie bawiły mnie „Zapiski na pudełkach zapałek”.
Masywny tom, który stoi obok kilku podobnie wydanych książek jak wyrzut sumienia. Wiem, że istnieje grupa czytelników, uwielbiająca wgryzanie się w kontekst historyczny i odkrywająca szereg niesamowitych smaczków w tej prozie i przyznam się, że zawsze im zazdrościłem.
Każdy rozdział posiada własne motto i czytanie tych krótkich tekstów, także może przynieść wiele radości:
I tak przydarzyło się rabbi Ismahelowi ben Elisza wraz z uczniami, którzy studiując księgę Jecira pomylili ruchy i podążali do tyłu, aż pogrążyli się w ziemi po pępek z przyczyny siły liter.
Czyż nie ma w tych słowach borghesowskiej przebiegłości?
Fajnie wiedzieć, że nie jestem sama. Przeczytałam z zapartym tchem Imię róży, zapiski nawet mi się podobały i pod wpływem zachęt z różnych stron zabrałam się za Wahadło. I odpadłam. Z tego samego powodu. Choć bardzo nie lubię zostawiać niedoczytanych książek, więc pewnie kiedyś się zmuszę i doczytam do końca.
ha, a wydanie drugie z ’96 kosztowalo za to 28zlotych.
mnei ta ksiazka wciagnela, jak wir – i to co uwazasz za trudnosc- ciezka weryfikacje autentycznosci zdarzen, ja uwazam za zalete. bo to byl wlasnie Plan. Plan funkcjonowania wszystkiego.
wspaniala lektura.
ja lubię jeszcze tylko „Wyspę dnia poprzedniego” – ale to pewnie dlatego, że na studiach mielismy fascynujące zajęcia z baroku i dużo pamiętałam – wtedy to faktycznie jest przyjemność czytania
ale „Zapiski” – tak, tak, tak
„Wahadło” – nie
„Baudolino” – boję się nawet zaczynać:)
Uwielbiam „Wahadło” – już od paru lat stoi sobie na półce, lekko rozpadające się od częstego czytania:)
To Księga mojego zycia. po lekturze nie moglam dojsc do siebie. Zadna książka nie „była we mnie ” tak długo.
niedawno przeszłam przez Wahadło i również miałam duże problemy. książka fascynująca, ale moje wiedza historyczna zbyt skromna;) no i miałam to samo masywne wydanie.