Tajemnica Caravaggia. Tilman Rohrig.

     

           Zastanawiałem się od kiedy Caravaggio stał się jednym z moich ulubionych malarzy, bo przecież takich mieć trzeba, a jeśli nie macie to zawsze mogę cos zaproponować. Jeżdżąc po Europie tanimi liniami, tymi Ryanairami czy Wizzairami, starałem się wykorzystać krótki czas spędzany w Paryżu, Rzymie czy Florencji na chodzenie po muzeach i oglądanie na żywo obrazów, które dotąd widywałem jedynie w albumach o sztuce, kupowanych w dobrych latach 80-tych spod lady, a teraz wszechobecne w tanich księgarniach, przeceniane i zakurzone. Kiedy zobaczyłem wszystkie możliwe europejskie Vermeery, a nie było to trudne, bo niewiele ich, zapragnąłem Caravaggia. Wszystko przez film Dereka Jarmana z 1986 roku. Nie czas tu teraz na opis filmu, pewnie każdy może go wyszperać, ale to z pewnością fascynujące arcydzieło, perwersyjnie pokazujące świat  XV i XVI wieku, w który wdziera się współczesność – to taki chwyt niezbyt oryginalny ale tu pasujący i pomysłowo zrobiony. Więc już byłem z Caravaggiem zaprzyjaźniony, już chciałem go oglądać, już mnie fascynował.

       Tilman Rohrig ma doświadczenie w pisaniu biografii historycznych – napisanie biografii fabularyzowanej jest trudniejsze niż zwykła biografia – należy sobie wyobrazić losy bohatera, wrzucić je w kontekst historyczny i potrafić opowiadać. „Tajemnica Caravaggia” to sprawnie napisana historia jednego z najoryginalniejszych malarzy, a jednocześnie człowieka o niezwykłych losach, gdzie pasja przeplata się z okrucieństwem, talent z namiętnościami, zbrodnia z seksem. Historia wciąga od samego początku – młody Michelangelo Merisi terminuje u znanego malarza Simona Peterzana, w Mediolanie, molestowany przez jego czeladnika już do końca życia będzie biseksualny – Rohring sugeruje nam wiele rzeczy, ale nie możemy się z nim nie zgadzać, chyba, że napiszemy własna biografię Caravaggia.

       To 500 stron życia człowieka, który zmienił malarstwo po swojemu – wychodzimy z renesansowego idealizmu i nagle dostajemy coś mięsistego, pełnego potu, krwi i śliny; Caravaggio wrzuca nas w realizm ciała, cienia, duszy i namiętności. Przychodzi barok ale Caravaggio popada w zapomnienie – odkryty ponownie w XX wieku.

       Czytanie tej książki to także odświeżanie pamięci – znowu wchodzę do kościoła Santa Maria del Popolo w Rzymie, żeby oglądać „Ukrzyżowanie św. Piotra”, pamiętam tę kaplicę w niszy kościelnej, potem Bachus z florenckiej Uffizi a obok Głowa Meduzy i Galeria Borghese z Chlopcem z koszem owoców. I rzymskie kościoły – aż dziw bierze, że Caravaggio może tam wisieć w ciemności, jak ten z Palermo, zwany Nativita, którego historię mamy w książce na początku i końcu, jakby spinającą klamrą dzieje malarza. Otóż obraz został skradziony przez mafię w 1969 roku, wart około 20 milionów i jest na liście 10 najbardziej poszukiwanych dzieł sztuki, choć wszystko wskazuje na to że został zeżarty przez świnie i szczury albo spalony w jakiejś stodole. Wszystkiego dowiedzieć się można z tej książki, znacznie lepszej od sztampowej biografii Leonarda Da Vinci, Dymitra Mereżkowskiego, która próbowałem kiedyś zmęczyć.

                Caravaggio podobno był łotrem, niewątpliwie tez mordercą, był człowiekiem pełnym namiętności, zazdrosnym i okrutnym, ale był też pięknym w swojej sztuce, niepowtarzalnym malarzem, którego książka Rohringa przybliża i zachęca do rzymskich wakacji, za jedyne 200 złotych można się znaleźć w wiecznym mieście i osobiście zobaczyć jego płótna.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.