Od czasu do czasu
wydawnictwo oferuje mi książkę w zamian za recenzję, notatkę, promocję na
blogu. Z reguły nie odmawiam, bo po pierwsze jest to miłe, że się zostało
zauważonym, a po drugie nigdy nie spotkałem się z sugestiami, żeby o książce
napisać wyłącznie dobrze. Przeglądając liczne blogi literackie widzę jak bardzo
się korzysta z tej formy promocji książek, uznając, i słusznie, że to bardziej
wiarygodne niż entuzjastyczne opinie opłaconych wydawców czy sklepów. Zwłaszcza,
że sami wydawcy bardzo często nakręcają pozytywne recenzje w sieci, wynajmują
płatne firmy recenzenckie, które za drobną opłatą wyprodukują masę super
komentarzy, a nawet, o zgrozo, sami pisarze promują swoje książki jako
zachwyceni czytelnicy. Wszystko to dzieje się w sieci, pewnie raczkuje też u
nas, stąd zwrócenie się do chętnie czytanych blogów, z prośbą o napisanie kilku
słów o książce, najczęściej debiutantów.
No i się zwrócono do mnie
z książką Anny Onichimowskiej pt. „Pomiędzy”. Wydaje mi się, że wiem co ma
oznaczać to „pomiędzy”, że autorka
chciała wniknąć pomiędzy to wszystko, co tak wyraźne i dosłowne, że chciała
odnaleźć pomiędzy codziennością garść metafizyki i udowodnić, że nawet najzwyklejsze
losy, mogą wywołać zadziwienie.
Czytając opowiadanie o
noworodku z wąsami, nieodparcie przychodził mi na myśl film Ozona o chłopcu z
anielskimi skrzydłami – jestem przekonany, że autorka obejrzała ten film. A
więc to, co się dzieje w opowiadaniach Onichimowskiej jest zawsze lekko
wykrzywione, poza rzeczywistością, zawieszone w losach ludzi, którzy chcą być
odmienni, nie ważne czy z własnej woli.
W opowiadaniu Kobieta i
dziecko, na pierwszej stronie ( a pierwsze strony zawsze są naznaczone w ten
sposób, że każde zdanie jest podkreślone), naliczyłem 16 razy użyte „nie”,
jakby autorka chciała z miejsca nas odrzucić, choćby podświadomie od tego
tekstu: nieodpowiednimi, nie umiała, nie zdziwiło, nie mają, nie miała,
niewiele, niepamięć, nie pewien, niepowodzenie, nieodpartą, nie nadużywał, nie
mogło, nie był, niebrzydki, nienarodzonego, nie zamierzała. Na następnej
stronie jest już lepiej ale nie bardzo. (jak mawiał Sabała). Czy to świadomy
chwyt stylistyczny czy może po prostu forma tego dnia była zdecydowanie na nie?
Ja zawsze jestem na „nie” po obejrzeniu reklamy rutinoskorbinu – czy taka
reklama czasem was nie obraża? Ale przecież dziś nie o tym.
Książka jest wydana
rewelacyjnie i jak będę wydawał swoją powieść, pewnie kryminalną, chciałbym ją
powierzyć Agencji Edytorskiej „Ezop”. Jak wiadomo Ezop był niewolnikiem i w
swoich bajkach przedstawiał ludzi pod postaciami zwierząt – w tym przypadku
Ezop dał nam piękny bo nietypowy format, twardą oprawę, dbałość o drobiazgi,
piękny, czarny grzbiet i dużo krwistej czerwieni.
Anna Onichimowska nie
jest debiutantką, dlatego raczej nie popełnia prostych błędów, które należałoby
wytknąć; ponadto zawsze powtarzam, że wydanie własnej książki to sukces, choćby
się miało ją wydrukować w warsztacie szewskim lub przy użyciu domowej drukarki
dziecięcej – liczy się przecież historia, jej zamknięcie, determinacja i konsekwencja.
Książka powinna podobać się autorowi i jeśli spełnia ten wymóg, warto ją było
wydać. Reszta to tylko odbicie, echo snobizmu i samouwielbienia, zgryzota
niechęci innych i fałszywe uwagi znajomych. Jeszcze raz powtórzę – jeśli polubicie
własną książkę odnieśliście sukces. A jeśli książkę kupi 100 tys. osób, będzie
to sukces literacki. Albo komercyjny.