O rozwiązłości literatów.

Sekrety, tajemnice, upadki, wzloty i kochanki, w przeróżnej konfiguracji, przeplatane literaturą, śmiercią i weneryczną chorobą. Gulasz z autorów, ich książek, śmieci zebranych z brukowej prasy, raz bliżej, częściej dalej od prawdy, mity i legendy, interpretacje, bo Bóg sam jeden wie, jak było naprawdę, zwłaszcza, kiedy wchodzimy w intymne życie sławnych postaci, mierząc się z faktami po tysiąckroć przewałkowanymi przez czas i gazetowe rubryki towarzyskie.

Dwie pa nie zebrały te sosy pikantne, posklejały, trochę podsumowały, opatrzyły tytułami, o zgrozo pododawały jakieś ciekawostki, w formie zestawień, szkoda, że jeszcze statystycznie nie wyliczyły, matematyki nie zaprzęgły, geometrii nie użyły, może jakieś wykresy dałoby się zrobić, z życia literatów uczynić tabele i tam ich wszystkich, tych rozwiązłych szczególnie wtłoczyć.

Literatura to pociągowa, może nawet i toaletowa, niech sobie ta niebieska książeczka na koszu na brudne majtki leży, niech tam obok wanny przyśnie, kiedy nasi goście w pijackim zwidzie zapragną w łazience się odprężyć, niech im chwile zajmie, niech tam pomoże spędzić ożywcze chwile, zanim wrócą do biesiadnego stołu.

Co my tam mamy w tej książce, to mamy już dawno w głowie, w pamięci odszukamy jak to Flaubert za kurwami latał, a Oscar Wilde za chłopakami. No może są zastępy towarzyskie, które nawet nie przypuszczały, że Marylin Monroe, związana węzłem małżeńskim była z wielkim dramaturgiem, a nie tylko ze sportowcem, że zwłaszcza to dla tych młodych, tych wstępujących w życie kulturalne, to może być lektura przydatna, choć oni akurat, jeśli chcą się czegoś dowiedzieć, szukają raczej w googlach, a nie na papierze.

Ale wszystkiego wiedzieć nie mogliśmy, przyznajmy się, że wyczyny lorda Byrona podziw muszą wzbudzać, zwłaszcza informacje o jego wielkim, zabalsamowanym członku; barka z jego zwłokami płynęła po Tamizie, a żeby obejrzeć jego ciało, trzeba było nabyć bilet (ciekawe kto na tym zarabiał?), a kobiety ponoć mdlały – z żalu?  A historia o tym jak nie znosił widoku jedzącej kobiety, wzbudzać może jedynie niezdrowy uśmieszek – któż czasem nie powie czegoś głupiego, co potem przyczepi się do niego na wieczność i odkręcić tego potem za nic się już nie da.

Książka dwóch pań, które postanowiły zarobić na tym, co leży na ulicy, wystarczy się schylić, nadać jakąś formę, podsumować i puścić w obieg, więc ta książka ciekawostką jest w stylu „50 twarzy Greya”, bo wzbudzi ekscytację u tych, którzy z literaturą wspólnego za wiele nie mają, za to Pudelki i inne plotkarskie serwisy nie są im obce. Przeczytać o facecie nazwiskiem Flaubert, że łajdaczył się w arabskich chatkach i burdelach z ciemnowłosymi prostytutkami jest na pewno łatwiej, niż przeczytać „Panią Bovary”; a jeśli jeszcze do tego udało mu się zarazić syfilisem, to przecież lepsze jest niż jego „Szkoła uczuć”, choć i tam nieźle sobie poczynają, no ale życie to życie, nie zastąpi je nawet najlepszy film, nawet najlepsza literatura.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.