Jak patrzę na Stasiuka to trudno mi uwierzyć, że potrafi pisać tak jak pisze, że wymyślił ten swój świat, który nam pokazuje; że narkotycznie nas wszystkich zauroczył stylem. Skąd mu się to bierze, ta refleksja wschodnioeuropejska, ten miękki sposób zabawy słowem, kręcenie się wokół wciąż tego samego uczucia, którym nas oplata, jak jakąś słowiańską śpiewnością, ni to cerkiewną, ni wiejsko swojską?
Bo Stasiuk jest zwykły, zwyczajny nawet, literacko wyrobiony, bo przecież grafoman, tak jak on, nie napisze nigdy; nie za wyszukany tez jest, a nawet wręcz odwrotnie. „Kucając” ukazało się z głupia frant, jako wybór publikowanych już wcześniej tekstów, zarówno w formie książkowej (Dukla, Nie ma ekspresów… Grochów itd.), w Tygodniku Powszechnym , czy dwutygodniku.com. A ja tego nie wiedziałem i nie wiem, czy to dobrze, bo jak bym wiedział, to bym się zastanowił, czy chcę tę nową książkę Stasiuka mieć. W tej mani kupowania Stasiuka, której nabrałem po „Jadąc do Babadag”, rozpędzony byłem aż do Grochowa, albo do „Nie ma ekspresów…”, choć już Grochów mnie wkurzał dziwnie, ale ponieważ otrzymałem tę książkę w prezencie, nie rzuciłem jej w zboże jak Żeromski Dostojewskiego. Ze „Wschodem” lekko się przeprosiłem, ale tylko lekko…
Więc czytam teraz ten wybór smacznych, najsmaczniejszych kawałków, wybranych przez wydawcę czy autora, co na jedno wychodzi i wiem, że to jest lektura z rodzaju tych, które warto mieć na stoliczku (nakastliczku), pod ręką na bezsenne noce, o ile przyjdą, albo lepiej na wczesno poranne obudzenia niedzielne, kiedy w radiowej dwójce leci msza święta.
To powinno się czytać po kawałeczku, brać małymi porcjami do gęby i sobie przeżuwać, miętosić, takie zdania po kilka razy: „Święci z obrazów czuwają nad nimi, nigdy nie zamykają oczu. Są nieruchomi, wykonali już swoje. Ich idealne oblicza są lustrami, o które ociera się teraz czas w swojej najczystszej postaci. Nie mąci go żaden gest ani uczynek. Tak wygląda niebo: życie wprawdzie tutaj istnieje, lecz na wszelki wypadek nie przybiera żadnej formy”.
Oto cały Stasiuk. Efektowny po swojemu. Przerysowany i nabrzmiały od obrazu, mistyki, przyrody, człowieczeństwa, sensu życia i bezsensu. Chciałoby się go zrugać za te bajania, za te nośne porównania i wiejskie sztuczki literackie – matko święta, w końcu jakie to może się wydawać pretensjonalne. Kobiety omdlewają przy tej prozie, nie potrafią się zbuntować, bo są z natury cierpliwe – do końca wytrwają przy swoim mężczyźnie, złego słowa nie powiedzą.
Cieszy twarda oprawa z czarną owcą narysowaną, a jak sięgnąć głębiej, to tych owiec czy baranów jest więcej – może do liczenia nocnego? I jest ten staroświecki sznureczek do zaznaczania przerw w czytaniu. Tak przeglądam zestawienie krótkich tekstów, zawartych w „Kucając” i zastanawiam się, czy pamiętam tekst „Spokój” z „Fado”? Czy ja w ogóle mam tę czerwoną „Fado”? A gdzie jest mój „Grochów” a w nim „Suka”? Ten tekst akurat pamiętam, ale nie dlatego, ze mi się podobał. Najwięcej jest z „Dukli”, kupionej jakoś okazyjnie gdzieś w taniej księgarni. Tekstów z Tygodnika Powszechnego na pewno nie czytałem, nie mówiąc już o opowiadaniu „Marzec”, które ukazało się w magazynie „L’Espresso”.
Jak już sobie udowodniłem, że warto mieć „Kucając” to pora na oglądanie ilustracji Kamila Targosza, które towarzyszą tekstom Stasiuka. Targosz ilustruje chyba wszystkie książki Stasiuka wydane w Czarnym, a poza tym, co podpowiedział mi Internet, towarzyszy autorowi w podróżach.
„Tak. Środek marca w środkowej Europie to jest potencja bez formy, prąd bez przewodnika i wikt bez opierunku”. Pan Andrzej lubi takie kawałki zalatujące efekciarstwem, ale do przełknięcia. W lipcu był w Mongolii i niestety się nie spotkaliśmy – pewnie kucał po drugiej stronie drogi – bo tam się właściwie nie jeździ dziurawymi drogami, ale poboczami – mniej trzęsie i mniejsze prawdopodobieństwo urwania zawieszenia. Tak więc nie spotkałem Stasiuka ani pod pomnikiem Suche Batora, ani nad jeziorem Terchijn Cagaan. Szkoda, bo zapewne bym wykrzyknął coś w jego stronę, a to by go być może ucieszyło. Autografu bym nie brał bo już mam ze trzy.
Stasiuk ma dosyć głupie przezwisko: „Świnia”, ale należy do ulubionych polskich pisarzy – lubią go wszyscy, nawet krytycy. „Kucając” jest dowodem na to, że dorobek pisarski ma już na tyle pokaźny, że może odcinać kupony.
Tylko, proszę państwa, jakie to są kupony!!
Książka do kupienia tutaj.