„Pisma zebrane. Utwory poetyckie. Tom pierwszy”, Wydawnictwo Literackie 1984, gruby wielki tom, z charakterystyczną okładką w obwolucie, kupiony w księgarni w Zakopanem, gdzie teraz jest chyba sklep obuwniczy, a kiedyś można było kupić, wbrew pozorom, wiele ciekawych nowości. Pamiętam to lato, kiedy to zjechaliśmy na dwa tygodnie do Sagułów i jakoś dziwnie mieliśmy kupę forsy. Ciężki tom pojechał ze mną do w towarzystwie kilku innych książek. Ta nadmierna konsumpcja objawiła się między innymi zakupami na targu pod Gubałówką, kiedy to obok oscypków, najlepszego białego sera i miodu, postanowiliśmy zrobić sobie własne 9 i pół tygodnia, co zaowocowało zabrudzeniem jagodami białej sukienki i zepsuło nam humor na resztę dnia. Nauczyłem się wówczas, że nadmierne rozpasanie konsumpcyjne, kończy się zawsze niesmakiem i że lepiej praktykować ascezę i umartwianie, bo wówczas zwykły chleb smakuje nadzwyczajnie.
Oczywiście są to jakieś półprawdy, ale dobrze jest się czegoś trzymać w życiu.
Przyboś jako poeta Awangardy Krakowskiej jest ciekawy ze względu na oryginalną formę – jako poeta związany z władzą, jest dzisiaj rzadko wspominany.
W książce kolorowe okładki jego tomików poetyckich oraz galeria zdjęć.
Lekko pofałdowane kartki świadczą o zalaniu książki przez wodę do podlewania kwiatków – takie kataklizmy czasami się zdarzały, co niezbyt dobrze świadczy o właścicielu roślin.
Bardzo dobrze krytycznie omówione wiersze. Szkoda, że nie kupiłem tomu drugiego, który się ukazał po wielu latach, ale nie było mnie wówczas na niego stać. Tom pierwszy kosztował 350 zł.
Nawał wylewa ziemią na niebo
Horyzont
Nad głową coraz wyżej kołuje
Coraz ciężej.
Głowę dźwigam oburącz.
– Jakby łeb ziemi na mnie spadł.