Jerzy Andrzejewski

„ Z dnia na dzień” Dziennik literacki 1972-1979, tomy 1 i 2; pierwszy biały z czarnymi literami na okładce, drugi na odwrót; Czytelnik wydał w 1988. Na pierwszych stronach obu tomów zdjęcie autora, miękka okładka. Teksty były drukowane w Literaturze w latach 70-tych. Andrzejewski zmarł w 1983 roku.
Cena za dwa tomy wynosiła 1700 zł, nie wiem gdzie kupiłem, być może w Sieradzu, gdzie odbywałem służbę wojskową.
Ambiwalentne uczucia mam do tej prozy i jej autora – to nigdy nie był mój styl, ale zawsze doceniałem pozycję Andrzejewskiego, który był bardziej autorytetem niż dobrym pisarzem.
Popiół i diament jest średnią książką, dopiero Wajda zrobił arcydzieło.
Pamiętam jak ubrany w polowy mundur wojskowy, którego boczną kieszeń w spodniach wypełniał tom tej książki, szukałem wygodnego miejsca w starych, stojących od lat w jednym miejscu samochodach wojskowych, wyposażonych w jakieś łącznice, które już dawno wyszły z użytku. Przez całą wiosnę kręciłem się wokół tego sprzętu, zabijając potworną nudę, czytając równie nudne wynurzenia starego literata – to jego życie wydawało mi się wówczas takie beznadziejne jak lata, w których pisał. Pamiętam plany dotyczące nowej książki i jej fragmenty, tak nieciekawe i owiane tą starczą retoryką, bez cienia fantazji.
Doczytałem do strony 479 drugiego tomu – tam właśnie kalendarzyk „PKO BP proponuje”.
Te czytane w kabinach starych samochodów teksty miały jednak w sobie coś, co było świadectwem talentu autora – być może jakieś kawałki osobiste lub towarzyskie – jednak z niejaką ulgą przywitałem lipiec, który od lat był miesiącem egipskim i rzucając w kąt Andrzejewskiego, zagłębiłem się w krainie nad Nilem. Także w kabinach, choć czasem na trawce obok.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.