Dan Brown

Zaginiony symbol” w twardej oprawie z obwolutą – czerwona oprawa jakoś dziwnie mnie zawsze fascynuje, stąd może słabość do kolekcji Różewicza, a może tak dobrze wyglądają na półce te krwiste, sztywne okładki? Książka z supermarketu, kupiona przypadkowo, bo była specjalna promocja i książkę nabyłem (jakoś nie lubię tego słowa) w Tesco za 31,99 i to jeszcze jakoby przed oficjalną premierą. Niewiarygodne przygody Roberta Langdona zawsze czytało się z przyjemnością, zawsze w celu zabicia czasu. I dopóki autor nie za bardzo obrażał naszą inteligencję, można było przełknąć te wszystkie głupoty nie tylko fabularne. Kiedy kupiło to Hollywood autor mógł już spać spokojnie – teraz cokolwiek napisze przyniesie górę złota. Ale czy teraz można się mniej starać? Usiłowałem wciągnąć się w historię, wyobrazić sobie Waszyngton i przestraszyć demonicznego Malakha, ale jakoś mi nie szło, przebijałem się z trudem przez kolejne zwroty akcji, czekałem niecierpliwie na koniec, wiedząc, że w finale wszyscy wyzdrowieją a prawie utopiony profesor i jego przyjaciel z odciętą dłonią, będą sobie beztrosko konwersować.

Ponad 600 stron czytania wydały dwa wydawnictwa: Albatros i Sonia Draga a żeby zrobić książkę dobrze, szybko i w kolosalnym nakładzie, wydrukowano ją w Niemczech. I z pewnością dostaniemy, tak jak w przypadku Aniołów i Demonów lub Kodu Leonarda Da Vinci dodatkowe specjalne wydanie ilustrowane czy nawet Dziennik podróży – zawsze się dziwiłem tej manii fanów do zgłębiania wymyślonych przez autora faktów i wgryzania się w coś, co nie ma drugiego dna a jedynie pozorną rzeczywistość. Brown napisał czytadło posługując się sprawdzonymi mechanizmami – krótkie rozdziały, żeby nie zmęczyć, żeby zawsze można było odłożyć książkę i wrócić choćby na chwilkę w przerwie miedzy posiłkami albo w ich trakcie; częste zwroty akcji, ciągłe zagrożenie dla głównych bohaterów i oczywiście fascynujący, tajemniczy motyw – zagadka, nawiązujący do historii, tym razem masonerii. A przede wszystkim miasto Waszyngton ze swoimi budowlami. Langdon znowu w towarzystwie pięknej i mądrej kobiety ma naprawdę niewiele czasu, żeby rozwiązać zagadkę. Jak widać nawet opisując książkę nie można uniknąć banalności – to brzmi banalnie i jest proste w swym wyrazie.

Ale czytać czy nie czytać zapyta naiwnie ktoś – oczywiście, ze czytać, zawsze czytać, choćby to były dzieła zebrane Lenina, czytać żeby nie oglądać telewizji – to jest doskonały argument dla wahających się. Nic nie znalazłem w tej przeczytanej książce, więc zaraz się poprawiam – bilecik z ostatniego Jazzu nad Odrą, a do tego jeszcze coś. Żółta obwoluta z czerwoną pieczęcią i Capitolem – znaleźć jej miejsce na półce czy wcisnąć głęboko pomiędzy inne dzieła odrzucone? Może ktoś zechce pożyczyć, ale podobno teraz nikt nie czyta, poza starszymi paniami, które w księgarni z tanimi książkami awanturują się w poszukiwaniu wymarzonych egzemplarzy, a niedouczeni sprzedawcy nie potrafią im pomóc.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Dan Brown

  1. Ania pisze:

    Świetna recenzja:)

  2. luca_m pisze:

    Ale mi i promocja ;p to ja kupiłem parę groszy taniej bez promocji żadnej w sklepie [url=http://www.edyp.com.pl/]edyp[/url]
    Ale książka ogólnie taka sobie

  3. misheall pisze:

    Ta książka jest naprawdę świetna, zresztą jak wszystkie tego autora. Jednak szczerze mówiąc miałam trochę niedosyt po przeczytaniu. Nie zachwyciła mnie aż tak bardzo jak 'Anioły i Demony’. Ale to może dlatego, że tamta była moją pierwszą, i udało mi się poznać trochę styl tego pisarza :). Niesamowicie podobają mi się nagłe zwroty akcji, oraz to, że Robert ma zawsze jakąś towarzyszkę :). Znajduje rozwiązanie każdych zagadek, a na koniec zdarza się jeszcze coś, co jednak jest dla niego zaskoczeniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.