Czerwone złoto czyli tuńczyk.

Jedzenie w dzisiejszych czasach urosło do rozmiaru fetyszu – oczywiście dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na kulinarne ekstrawagancje, a nie dla pochłaniaczy budżetowych złotówek z pokolenia 500+. Jedzenie przekombinowanych potraw zamiast schabowego z kapustą, to jeszcze jest nic, bo przecież restaurowali się już starożytni, ale gotowanie samodzielne – to już jest jak perwersja, która opanowała nawet tych, których byśmy nie posądzili o to, że potrafią posolić zupę. Facebook pełen jest przepisów z wyrafinowanymi potrawami, przewyższających chyba nawet ilość zdjęć z pieskami i kotkami. Czyli gotowanie wciągnęło i przyjęło się na salonach, stąd powstać musiał kryminał kulinarny, w którym piszemy o mordowaniu, a do tego gotujemy, jemy i zgłębiamy rynek restauracyjny.

Tom Hillenbrand pojawił się u nas we wrześniu z premierowym odcinkiem przygód sympatycznego luksemburczyka Xaviera Kieffera. W tym pierwszym chyba na naszym rynku kryminale kulinarnym, intryga opakowana była jedzeniem i takie połączenie sprawdziło się dzięki talentowi autora oraz jego kulinarnej pasji. „Diabelski owoc” był uroczą odskocznią od mrocznych historii Skandynawów i siermiężnych polskich ksenofobów-podpalaczy. Wydawnictwo Smak Słowa (słowo „smak” w nazwie zobowiązuje) rzuciło od razu drugą książkę Hillenbranda i jeśli ktoś zagapił się na pewno znajdzie je obie na przepełnionej półeczce księgarskiej. Warto kupić z miejsca obie i przeczytać jednym ciągiem – gwarantuję lekką i sprawnie podaną przyjemność.

20161028_185604

Nasz luksemburczyk zdobył serce francuskiej milionerki, co było nie lada wyczynem, bo ani nie jest młody, ani wysportowany, nie mówiąc o tym, że nie bogaty. No ale niech tam, zdarzają się takie związki na odległość, (choć nie wróżyłbym im zbyt dobrej przyszłości), bo panna w Paryżu rządzi wielką firmą, ale od czasu do czasu udaje im się wyskoczyć na romantyczny weekend (a jednak można). W czasie takiego paryskiego spotkania w muzeum impresjonistów, burmistrz Paryża organizuje przyjęcie dla wybranych, w trakcie którego pada martwy mistrz sushi Mifune – zatruł się rybą. Wybucha skandal, ponieważ wiadomo, że Mifune nie mógł sam się otruć, a do tego przeciwnicy polityczni burmistrza oskarżają go o profanację muzeum, gdzie urządzono wystawny obiad. Oczywiście u nas jest to nie do wyobrażenia – gdyby HGW urządziła w Muzeum Narodowym skromny poczęstunek z pierogami ruskimi, wywieźli by ją na taczkach przed końcem kadencji.

Burmistrz jest zdeterminowany, żeby jak najszybciej wyjaśnić sprawę morderstwa i oczywiście zleca zadanie naszemu Kiefferowi. Ten rzecz jasna, dzięki swoim rozległym znajomościom w świecie gastronomii, szybko wpada na trop nielegalnych hodowli tuńczyka, który jak wiadomo, nie znosi niewoli i sztuką jest stworzyć mu warunki, pozwalające uzyskać doskonały produkt. Tuńczyk błękitnopłetwy to czerwone złoto, najdroższa ryba świata – na słynnym tokijskim targu Tsukiji jego licytacje przyciągają nie tylko turystów. Odwiedzając to targowisko po godzinach pracy, widziałem wielkie ciężarówki, załadowane towarem po brzegi, ale większe wrażenie z pewnością robią okoliczne jadłodajnie, oferujące najświeższą porcję tuńczyka do zjedzenia na miejscu.

Czytając „Czerwone złoto” dostajemy porcję informacji o kulisach handlu rybą, przy okazji dowiadując się jak łatwo wyprowadzić w pole europejskich urzędników. Nie wiem na ile prawdziwe są dywagacje na temat rynku tuńczyka, a raczej próby hodowli wybrednej ryby, opisy ukrytych przed światem, gdzieś na zapomnianych wyspach, poza wszelką jurysdykcją, wielkich laboratoriów hodowlanych – być może to tylko fantasmagorie, które kiedyś mają szanse na spełnienie, ale wizje przytłaczają nie tylko smutkiem zmechanizowania hodowli, ale głównie brakiem recepty na ukrócenie tego rodzaju praktyk.

Książka jest dynamiczna i dzieje się w niej wiele, bohater jeździ, rozmawia, kupuje nawet tuńczyka, dzięki pieniądzom burmistrza. Nie może też zabraknąć sensacyjnej przygody, skradania się, grożenia, morderstwa sprokurowanego w oryginalnej scenerii, a także mrożącej krew w żyłach wyprawy luksemburczyka na wyspy greckie, gdzie pokazuje jaki jest sprytny, a przeciwnik niemrawy. Taki zastrzyk awanturnictwa z przymrużeniem oka, spycha lekko dzieło Hillenbranda na manowce gustów niewysmakowanych, ale przecież smaczków w książce nie brakuje i są to nie tylko smaki dla miłośników surowej ryby.

Oszałamiającym przeżyciem jest opis zjadania nielegalnej w krajach UE potrawy z trznadla zwanego także ortolanem, którego zresztą najwięcej podobno jest w Polsce (20% populacji europejskiej żyje u nas). Po jej zjedzeniu Kieffer rzyga dalej niż widzi, co mnie nie dziwi, ponieważ jedzenie czegoś takiego to nie tylko wątpliwej jakości smak, ale przede wszystkim barbarzyństwo, z racji metod przygotowania. Ptaszki chwyta się w sieci, a następnie wykłuwa się im oczy, żeby zamknąć w ciemnym pudle i karmić prosem i figami, aż będą odpowiednio spasione, po czym topi się je żywcem w armaniaku i wkłada na parę minut do piekarnika w całości. Przed jedzeniem należy zakryć głowę chustą i konsumować. Opisy smakowe? Proszę bardzo: „Wkrótce goryczka wnętrzności zacznie Cię przytłaczać, jest to cierpienie Jezusa. Potem pokruszysz zębami delikatne kosteczki które zaczną ranić Twoje dziąsła i poczujesz słony smak swojej krwi wymieszanej z bogatym smakiem tłuszczu i goryczą wnętrzności. To Duch Święty, tajemnica Trójcy, trzy zjednoczone w jedności.”

„Czerwone złoto” to lektura łatwa i przyjemna, a do tego okraszona opisami potraw, po których jednak ślinka może cieknąć, w odróżnieniu od powyższego. Do tego sympatyczny bohater, piękna paryżanka i beztroska, której trudno szukać w naszych rodzimych kryminalnych historiach detektywistycznych. Warto po nią sięgnąć po zjedzeniu świątecznego  karpia, żeby doświadczyć czegoś więcej, niż tylko opisów smaku zapiekanek z keczupem.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.