„Ukrytą historię Vladimira Nabokova” kupiłem, a jakże, Nabokova i o Nabokovie zawsze kupuję, oprócz może ostatnich strzępów powieści, wydanych już po śmierci autora, czyli wbrew jego woli, zatytułowanych „Oryginał Laury”. Czekam, aż tak bardzo to potanieje, że będą tę książkę chcieli rozdawać w promocji, nawet w tanich księgarniach – z niebotycznej ceny chyba 70 zł spadła już do trzydziestu, ale ja wciąż czekam, bo przecież tam tylko zdania pourywane, więc jaka to książka? A ja mam przecież jeszcze gruby tom opowiadań Nabokova nie przeczytany od lat.
Tak więc zamówiłem sobie (bo dziś książki się zamawia w Internecie, jakbyście nie wiedzieli, bo w księgarniach są około 30% droższe niż w takim arosie lub bonito) tę niekonwencjonalną biografię swojego ulubionego pisarza, a nawet zdołałem ją przeczytać w wolnych chwilach.
Opinie o książce są zgodne w tym, że pani Pitzer ponaginała co się dało, żeby uzasadnić swoją teorię, o upolitycznieniu wszystkich książek Vladimira. Miał on w każdej swojej powieści umieszczać polityczne odniesienia do sytuacji na świecie, a szczególnie przemycać wątki antykomunistyczne oraz walczyć z antysemityzmem. Na siłę udowodnić da się wszystko i doskonale przygotowana autorka, łapie niczym rasowy entomolog wszystko, co tylko uda się wyrwać z kontekstu, a co jej teorię potwierdza. Nie ma co się znęcać nad kluczem, według którego Pitzer przestudiowała życie pisarza – lepiej skupić się na smaczkach, o których kiedyś być może czytaliśmy w biografii uczynionej przez Briana Boyda lub w biografii jego żony, Viery, która to biografia również u mnie na półce stoi.
Studiowanie życia Nabokova koncentruje się na trzech etapach jego życia: sielskim dzieciństwie w carskiej Rosji, emigracji, podzielonej na Berlin, a także na USA, oraz spokojnej starości, którą zapewniła mu pewna nimfetka. Czytam sobie tę ukrytą historię Nabokova, wyłuskując smaczki, jak ten, o specjalnym pulpicie, udostępnionym przez hotel, w którym zamieszkał w Montreux, a który to pulpit należał podobno do Flauberta. Wiadomo, że Nabokov był surowy dla innych pisarzy, nie znosił Dostojewskiego, Balzaka czy Stendhala, ale Flauberta podziwiał.
W trakcie ciężkich chwil emigracyjnych napisał swoje najlepsze książki i autorka przytacza ze szczegółami udręki, które musiał znosić on, przyzwyczajony do dostatniego życia. Kiedy napisał „Obronę Łużyna”, uzyskał jaki taki status, pozwalający mu podróżować z wykładami po Europie, mieć kochankę a nawet sprzedać nie napisaną jeszcze powieść „Splendor”, do „Sowriemiennych zapisków”. Osobiście Nabokov mnie zachwyca właśnie tymi wczesnymi książkami, napisanymi jakby z tęsknoty za swoją Rosją, ogromną tęsknotą, przytłumioną później przez zapomnienie i upływ czasu. Właśnie „Obroną Łużyna”, „Maszeńką” czy może szczególnie „Zaproszeniem na egzekucję” można się zauroczyć, bo tam jest tyle metafizycznej czułości i nostalgii, która sprawia, że literatura rosyjska od Tołstoja po Brodskiego, zdaje się być niezwykłą przygodą duszy. Im dalej w emigrację, tym Nabokov się usztywnia – nawet „Lolita” bywa czasem marudna, choć przecież na niej się wybił, kontrowersyjnym tematem bardziej, niż talentem literackim.
W tej biografii dostajemy siermiężny koncept i porównanie losów dwóch pisarzy, dotkniętych przez radziecki system polityczny – do naszego bohatera dołącza, poprzez przytoczony już na początku opis domniemanego spotkania, Sołżenicyn. Mieli się spotkać w szwajcarskim hotelu-domu Nabokova, pisarz i jego żona czekali, jedzenie stygło a Sołżenicyn nie zdecydował się wysiąść z samochodu, jakoby przez nieporozumienie związane z niepotwierdzeniem tego spotkania. Legendę można tutaj ułożyć dosadną, ale rysowanie losów obu pisarzy i zazębianie ich dokonań, jest kolejnym dowodem na to, że autorka znalazła ślepą uliczkę i próbuje zbudować wokół niej całe miasto.
Antysemityzm jest w tej biografii wywlekany na każdym kroku, w odszukiwaniu mozolnym wszelkich niuansów i kontekstów, w których pisarz mógł, chciał, zamierzał albo podświadomie to zrobił, piętnując i opisując zjawisko w zręcznie odnalezionych fragmentach swoich dzieł. A przecież Nabokov, mając za żonę Żydówkę, przyjaciół Żydów i od małego wpojoną przyzwoitość, zasady nabyte poprzez wychowanie, ojca – wybitnego i prawego polityka, a więc wszystkie te przymioty skłaniały go do zachowań wyśmiewających chamstwo i głupotę ludzi podłych i skażonych antysemityzmem. Pamiętajmy, że Nabokov był duszą niepokorną, dumną i snobistycznie zapatrzoną we własny charakter – nikt śliski i kłamliwy, nie miał dostępu do jego umysłu i poglądów.
Porządnie wydana książka w twardej oprawie, z głupawym zdjęciem pisarza na okładce, stanie na półce obok biografii jego brata, którą przeczytałem tak dawno, że aż zapomniałem o niej napisać. Czytając opracowania, biografie, śledząc profil Nabokova na facebooku, zapominam czasem, że to wszystko jedynie fantasmagoryczne wykwity innych, że fakty z życia pisarza, nie zawsze znajdują swoje miejsce w jego książkach, że jak to postulował Witkacy, należy rozdzielić autora od jego dzieła, o czym zapomina Andrea Pitzer, usiłując zrobić z tego niezwykle metafizycznego geniusza, politycznego demaskatora, kiedy tak naprawdę największą siłą jego książek, był to coś, co w literaturze posiadają nieliczni, najwięksi giganci, co pojawia się tak rzadko, że aż żal przypisywać im coś więcej, zamiast po prostu ich czytać.
Nadinterpretacje nadinterpretacjami, pewnie rzeczywiście przesadziła, ale mnie przede wszystkim ta biografia rozczarowała tym, że smaczków było za mało. Miejscami ta książka była zwyczajnie nudna. OK, była myśl przewodnia i trzeba było się jej trzymać, ale w efekcie mamy strasznie jednowymiarowe spojrzenie na życie i twórczość Nabokova.
A „Oryginał Laury” widziałam ostatnio w taniej książce za 20 zł. Miałam kupić, ale tak jak piszesz, to nawet nie jest książka. Jeśli już kupować, to chyba tylko po to, żeby stało na półce i ładnie wyglądało.
Autorka na siłę wkleiła nam tego Sołżenicyna, żeby coś udowodnić, ale jak widać wszyscy mają jej to za złe.
Ja bym chętnie przeczytał biografię Sołżenicyna, a tutaj posłużył on tylko jako pretekst.