Pokuta Kańtoch

Kończąc czytanie  „Pokuty” Anny Kańtoch, zastanawiałem się obsesyjnie, gdzie autorka popełniła błąd i z czym sobie nie poradziła, oddając czytelnikom kryminał, który nie potrafi poruszyć w nas emocji. Pisarka, której „Wiara” spodobała mi się na tyle, że wiedziałem, że kolejne jej kryminały przeczytam z radością i nadzieją na dobrą przygodę, tym razem zabrnęła w ślepy zaułek, ofiarowując nam produkt, z którego nawet sama nie może być zadowolona. Zanim zacznę się znęcać i wyliczać minusy tej opowieści,  napiszę dlaczego jednak „Pokuta” ma w sobie jakiś urok, który zapewne wielu skusi. Kańtoch konsekwentnie cofa się w czasie ze swoimi opowieściami:

„ Wiara”, to powrót do bezpłciowych lat osiemdziesiątych,  a w „Łasce” cofaliśmy się nawet do roku 1955. Tym razem autorka dokładnie podaje dzień oraz godzinę, w której rozgrywają się wydarzenia, a więc wrzesień i listopad roku 1986. Czytelnik mógłby siłą woli  wrócić pamięcią do tych dni, ale tak naprawdę to wówczas bardzo mało wydarzeń mogło wyrwać nas z marazmu, w którym tkwiliśmy. We wrześniu podrożała wódka, a dla równowagi można było się wybrać na „CK Dezerterów” – pamiętam ten seans w kinie „Warszawa, który miał na celu zabić weekendową nudę – siedziałem obok  entuzjastycznie nastawionego Wietnamczyka, którego film niezwykle śmieszył, podczas kiedy mnie nie bardzo. Politycznie był to czas, kiedy Aleksander Krawczuk został ministrem kultury. Kańtoch wprowadza nas raczej w codzienność pospolitych obywateli malej miejscowości nadmorskiej i raczej przeczytamy o brakach aprowizacyjnych niż o zmianach politycznych.  A więc nutka sentymentu za dawnymi latami, kiedy jeszcze byliśmy młodzi i przywrócenie tego klimatu , jaki panuje w miejscowości turystycznej poza sezonem, może nam się spodobać, Anna Kańtoch potrafi pisać zajmująco i nie spotkamy tu fragmentów z nudnymi opisami przyrody, a raczej autorka będzie starała się oddać  jałową atmosferę  mieściny, w której  nic poza deszczem, nie może się przydarzyć. Do tego nudnego krajobrazu, dopasowała nam pisarka bohaterów. I tutaj niestety pierwszy zgrzyt dla czytelnika. Starszy sierżant Krzysztof  Igielski jest postacią mdłą i nie daje się do niego przywiązać ani nawet go polubić. Od pięciu lat pracuje w Przeradowie i jedyne na czym się zna, to rodzaje deszczu, który umila dni służby milicyjnej sierżanta , stąd nie dziwimy się wcale, że zostawiła go żona, którą nieustannie wspomina, nie będąc nawet zdolnym do flirtowania z napotykanymi w trakcie śledztwa paniami.

Igielski prowadzi śledztwo w sprawie zamordowanej młodej dziewczyny i choć milicja ma już sprawcę, to jednak kiedy w listopadową   noc  zjawia się  niczym duch niejaki Kowalski, przyznając się do tej zbrodni, wszystko zdaje się zapowiadać zagmatwaną intrygę, zwłaszcza, że Kowalski twierdzi, że zabija dziewczyny od lat, a ta ostatnia Regina Wieczorek jest jego kolejną ofiarą. Początek zapowiada śledztwo na tyle intrygujące, że potem w miarę przewracania kolejnych stron narasta w nas zniecierpliwienie.  I żeby chociaż ten Igielski okazał się bardziej interesującym gliną, żeby może miał jakieś poglądy na rzeczywistość polityczną w kraju. Albo okazał się dziwkarzem uwodzącym podstarzałe i rozczarowane życiem przesłuchiwane panie – niestety jest mdłym, szarym i nudnym  milicjantem z pustą lodówką i nieistniejącymi pasjami.

Czytelniczki odnajdą być może ukojenie w losach nastoletniej Poli, której zmagania z własną cielesnością, przeplatają się z konfliktami z zaborczą matką. Tych dwoje bohaterów próbuje rozwikłać zagadkę śmierci dziewczyny. Do tego pojawia się szereg postaci drugoplanowych z bardzo tajemniczą Szwedką na czele. Dostajemy historię, która zagęszcza się w miarę czytania i nie sądzę, żeby ktokolwiek miał pomysł jakie może być rozwiązanie tej zagadki- kiedy na ostatnich stronach  dostajemy wyjaśnienie intrygi, autorka jest w stanie wmówić nam  wszystko. Nawet tytułowa pokuta wydaje nam się mało przekonywującym wyjaśnieniem historii.

Niewątpliwie  jest tu jakiś neurotyczny urok opowieści z mordowanymi regularnie co siedem lat dziewczynami, ale Kańtoch nie zdołała tej historii doprawić czymś, co stanowiłoby o sile opowiadania. Brak tu pieprzu,  czy czegoś co uatrakcyjniłoby tę zagmatwaną powieść. Anna Kańtoch powróci z nowymi kryminałami, ale zapewne zacznie nas przyzwyczajać do swoich nowych postaci i zagwarantuje ciągłość tych samych detektywów – na szczęście nie będzie to sierżant Igielski, który przez swoją bezpłciowość, pomimo rozwiązania tej karkołomnej zagadki z dziewczynami,, zostaje przeniesiony na podrzędną placówkę i Kańtoch zapewne już o nim zapomniała.

„Łaska” „Wiara” i „Pokuta” układają się tytułami w taki ciąg katolicki, jakby autorka próbowała stworzyć cykl opowieści, gdzie kościół i religia decydują o postępowaniu bohaterów. W tym ostatnim przypadku religijność może stanowić o losach niektórych mieszkańców Przeradowa, ale raczej nie determinuje losów głównych postaci. Tytuł jest nośny i ładnie się układa z poprzednimi kryminałami autorki.

„Pokuta” pomimo rozczarowania, nie zniechęciła mnie do prozy Anny Kańtoch – nadal będę wyczekiwał na obiecany nowy cykl , który pisarka zapowiedziała, zwłaszcza, że akcja ma toczyć się w Katowicach, a jest to z pewnością miejsce, gdzie dużo może się wydarzyć, zwłaszcza w okolicach dworca PKP albo na deptaku ku niemu prowadzącym, gdzie można kupić stare kryminały.  Przyglądając się autorce, mam nieodparte wrażenie, że trochę własnych doświadczeń, pożyczyła Poli, czyli dziewczynie  zagubionej w przeradowskiej, zaściankowej rzeczywistości i pisząc o dziewczynach pragnących wyrwać się z pozbawionych przyszłości opłotków nadmorskich lat osiemdziesiątych doskonale wczuwała się w ich wyobrażenia. Czyżby Kańtoch  zaczęła pisać, żeby czymś się wyróżnić?- odniosła sukces, w odróżnieniu od powieściowej Poli, która lubi rysować, ale brakuje jej siły, żeby powalczyć o siebie, a nie tylko buntować się przy użyciu żyletki, którą nacina sobie nadgarstki. Szkoda, że Kańtoch nie skupiła się bardziej na tej postaci i nie dostaliśmy więcej dramatycznych przygód węszącej Poli- pikantnie byłoby ją zabić w finale, bo przecież na to się zanosiło, ale pisarce zabrakło odwagi, żeby wykończyć dziewczynę. Można tez było załatwić tego mdłego starszego sierżanta i zakończyć książkę  niejednoznacznym finałem. I właśnie przez ten brak odwagi, „Pokuta” zostawia niedosyt, co nie przeszkadza, żeby będąc w Jastrzębiej Górze  po sezonie, wyobrazić sobie, że gdzieś w pobliskim lasku można się natknąć na zwłoki nastolatki.

Kańtoch wymyśliła całą tę intrygę będąc na Islandii. Mam nadzieję, że nowe kryminały autorki przyniosą zarówno pełnokrwistego bohatera i rzeczywistość, w której każdy odnajdzie coś dla siebie,

Dziękuję Wydawnictwu Czarne za możliwość przeczytania książki.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.