Jędrzej Pasierski, prawnik, który zajmował się zawodowo ochroną środowiska, zbudował swoją najnowszą książkę na zagadnieniach, które ostatnio stały się niezmiernie aktualnymi i niejednemu spędzają sen z powiek, kiedy zaczyna rozważać scenariusze zagłady środowiska. Spotkamy w tym zręcznie podanym kryminale zarówno problemy z energią pozyskiwaną niekonwencjonalnie a nade wszystko poznamy organizacje zajmujące się walką z niszczeniem środowiska, ich niepewny byt związany z finansowaniem opartym głównie na kaprysach możnych.
„W imię natury”to trzymająca w napięciu przygoda, o której można napisać wiele dobrego, tymczasem na początku chciałbym wyrzucić z siebie to wszystko, co mnie w tym kryminale irytowało.
Po pierwsze bohater nie jest postacią, którą polubimy; Mateusz Chabrowski przez wielu zwany pieszczotliwie Mati, jest dosyć mdłą postacią i choć zmuszony jest walczyć na śmierć życie, to jednak jakoś słabo mu kibicowałem, dosyć obojętny na jego przeżycia. Co sądzić o facecie, który zdaje się wciąż użalać nad swoim losem – rezygnuje z wykańczającej go pracy w korporacji na rzecz własnej fundacji związanej z ochroną środowiska. Koncentruje się na zdobywaniu funduszy dla swojej firmy a jednocześnie skupia się na rodzinie, czyli żonie, która jest malarką oraz dwójce dzieci. Od zaginięcia żony rozpoczyna się ciąg sensacyjnych wydarzeń w jego poukładanym i dostatnim życiu. No i tutaj mi zgrzyta, bo nasz Mati tak naprawdę nic nie wie o swojej żonie, którą poznał w dalekiej Brazylii i z miejsca poślubił, nie znając jej przeszłości, a nawet rodziny – oczywiście może się tak zdarzyć, że poznacie kobietę swojego życia i nigdy nie dowiecie się, czy ma ta naprawdę tylko jedno dziecko i czy wszystko co opowiada jest prawdą? Mateusz Chabrowski po zaginięciu żony musi zająć się dziećmi i odkrywa kim jest w rzeczywistości jego żona i jaką tajemnicę skrywała.
A więc nie polubiłem bohatera, który jest jakoś mało przekonywujący. Autor nie prowadzi swej opowieści przyjaźnie dla czytelnika –najpierw Mati opowiada swoją historię w pierwszej osobie, ale potem dostajemy wątek płatnego zabójcy Żeni, który zdradza nam, co doprowadziło go do sytuacji, w której musi podejmować się kryminalnych zadań dla wynajmujących go osobników; wreszcie sama zaginiona żona Chabrowskiego relacjonuje swoje przejścia i nie skupia się tylko na teraźniejszości, ale opowiada nam też o sprawie morderstwa z przeszłości, które teraz wypełzło i rozwaliło życie nie tylko jej ale całej rodziny. To mi przeszkadzało, narracja z kilku źródeł, zaburzała linearność historii a do tego wyczyny tego superbohatera-Mateusza, którego nie podejrzewalibyśmy o to wszystko do czego był zdolny u Pasierskiego.
Wydarzenia i akcja, choć zaburzana retrospekcjami, mknie żwawo i choć jest to dosyć przewidywalne, to jednak czyta się przyjemnie. Od początku wiemy, że wszystko musi się dobrze skończyć, ale ten sielankowy finał trochę mi zgrzyta; autor mógł pokusić się o bardziej przewrotne zakończenie. Nasz Mati zdaje się nie wyciągnie żadnych wniosków z tej historii i oprócz zyskania uznania w oczach nastoletniej córki, która wcześniej nim gardziła, pozostanie biernym uczestnikiem gry, którą zafundowała mu żona. Jedynym plusem może być uratowanie fundacji, której funkcjonowanie przynosi tyle dobrego dla środowiska. Chabrowski jest bezgranicznie zapatrzony w swoją żonę, choć prawda, która wyszła przy okazji, wskazuje, że jest to kobieta zdolna do wszystkiego i słabo pasująca do swojego przeciętnego małżonka.
Zdaje się, co widać po ich wzajemnych stosunkach, że Chabrowski będzie miał trzy światy w przyszłości ze swoją córką, z którą Mateusz nieudolnie próbuje nawiązać jakieś relacje, ale nie bardzo mu wychodzi nawet przekonanie jej do muzyki Dawida Bowiego.
Intryga kryminału jest mocno zagmatwana i wymaga od autora wielu zwrotów akcji i niespodziewanych wyborów, choć wszyscy miłośnicy klasycznych powieści sensacyjnych wiedzą, ż prześladowany bohater zawsze trafia albo do swojego największego wroga, który nieomieszka zaoferować mu swą pomoc, albo do współpracowniczki, która jest zawsze gotowa na każde poświęcenie; tutaj te scenariusze się realizują i jedyne czego zabrakło, to romansu i zdrady, którą poszującemu tajemniczej żony byśmy z miejsca wybaczyli.
Historia właściciela fundacji W imię natury wtopiona jest w funkcjonowanie tejże fundacji i przy okazji poznajemy problemy z finansowaniem takiej działalności, a także spotykamy zagadnienia, którymi się zajmuje, czyli zastępowanie elektrowni węglowych wiatrowymi. Dotykamy tu pytań rodzaju, czy władza popiera likwidowanie zatruwających powietrze węglówek i czy społeczeństwo jest za ekologią, czy raczej woli tradycyjny przemysł energetyczny.
Zapewne można odnaleźć w książce nawiązania do naszej krajowej rzeczywistości i w pojawiających się tu postaciach prominentnych biznesmenów rozpoznać cele brytów z czołówki najbogatszych Polaków, choć ja nie potrafiłem, to jednak bardziej obeznani zapewne dobrze sobie przyporządkują te postaci.
Pasierski odstawił tym razem podkomisarz Ninę Warwiołow , a szkoda, bo wniosłaby zapewne trochę więcej życia w postępowanie dwójki policjantów, którzy zamiast pomagać Chabrowskiemu wikłają się w jego historię, a finałowe sceny z udziałem Listka wymagały nie lada błyskotliwości z mojej strony, żeby pojąć co się właściwie wydarzyło i na czym polega happy end w ogólnym zamieszaniu.Łudząc się , że Nina jednak będzie bohaterką kolejnej opowieści Pasierskiego, ze spokojnym sumieniem mogę polecić wszystkim „W imię natury”, jako krwisty kryminał, w którym czasem główna akcja jest tylko pretekstem do wywleczenia na światło dzienne innych problemów i to nie zawsze świata, ale może też i czytelników?
Dziękuję wydawnictwu Czarne za możliwość przeczytania książki