„Szumowiny” Horsta

„Bunnfall” czyli „Szumowiny”, to szósta książka o przygodach komisarza Williama Wistinga. Do tej pory w Polsce ukazały się cztery tomy serii Horsta, te napisane w latach 2011 – 2015. „Szumowiny” cofają nas do roku 2010, a więc nie jesteśmy chronologicznie usadowieniu w życiu bohatera, raczej skaczemy po jego życiu niczym pchła po psie. Kiedy otrzymuję propozycję napisania o losach komisarza Wistinga, nie odmawiam, ponieważ wiem, że dostanę porcję rzetelnej intrygi, skomplikowanej i mięsistej, która dostatecznie mocno wciągnie mnie w swój wir. A więc poczynając od „Jaskiniowca”, przez „Poza sezonem” i „Ślepy tor”, Horst towarzyszy mi co roku. Do kompletu brakuje mi jedynie „Psów gończych”, ale może kiedyś uzupełnię bibliotekę i o tę pozycję.

„Szumowiny” wydają się jedną z lepszych książek Horsta, choć pokazują żmudne śledztwo podobnie do poprzednich. W każdym tomie Horst stara się poruszyć ważną kwestię związaną z bezpieczeństwem obywateli: w „Jaskiniowcu” zwracał uwagę na izolację mieszkańców i ich wyobcowanie, pozwalające obcym podszywać się pod przypadkowych obywateli; w „Poza sezonem” mamy złodziejski gang z Litwy, czyli problem biednych sąsiadów, którzy kradną w bogatej Norwegii, a w „Ślepym torze” mamy do czynienia z odziedziczonymi pieniędzmi pochodzącymi z nielegalnych interesów.

Zmęczony pracą komisarz, po wizycie u lekarza, który rzecz jasna będzie kazał mu się zdrowo odżywiać, co było jak pamiętamy standardowym motywem prozy Mankella,  podobnie jak Wisting żywiącego się w fast foodach, więc nasz pracoholik musi zmierzyć się z wyrzucanymi na brzeg morza odciętymi, lewymi stopami w sportowych butach. Ten zagadkowy fakt jest motorem napędowym intrygi, ponieważ śledczy nie potrafią wyjaśnić, dlaczego ktoś te nogi odcina, dlaczego są to akurat lewe stopy, bez towarzyszącym im ciał. W uporządkowanym, norweskim społeczeństwie szybko udaje się ustalić osoby, które zaginęły, a rolą policji jest powiązanie faktów” wynikających z przesłuchań otoczenia oraz następujących po sobie wydarzeń. Szybko dostajemy wyjaśnienie, co łączyło ze sobą zaginionych, a zagadka odciętych stóp okazuje się wcale nie taka skomplikowana.

Studio_20160830_183725_resized

W każdym kryminale Horsta towarzyszy nam córka komisarza, Line, wplątana przez swoją dziennikarską pasję w śledztwo ojca. Tym razem pisze artykuł o roli więzienia w życiu skazanego, który zostaje wypuszczony na wolność. Horst stawia pytania, jak system penitencjarny resocjalizuje i wnioski wydają się oczywiste, o czym przekonują się nie tylko bogaci Norwegowie – wystarczy porównać statystyki związane z recydywistami w Polsce.

Rzecz jasna można się zagubić w norweskich nazwiskach, nie zawsze udawało mi się zapamiętać kto jest kim, ale dla bystrzejszych czytelników, nie będzie to trudna sztuka, zwłaszcza, że w tego typu kryminale tak naprawdę nie chodzi o to, żebyśmy sami odnaleźli sprawcę. Kolejne fakty przedstawiane przez autora prowadzą nas powoli do rozwiązania, jakby przestępcy nie mieli żadnych szans już na starcie.

Line wraz z ojcem stoczą na koniec morderczą walkę z zabójcą. Ponownie prawdopodobieństwo sceny finałowej stawia pod znakiem zapytania umiejętności konstruowania scen dramatycznych przez skandynawskich mistrzów kryminału, choć zdaje się, że nie o to tak naprawdę w tym wszystkim chodzi, że ważniejsza jest intryga i atmosfera, niż dynamika wydarzeń. Nesbo zapewne uśmierciłby jakiegoś policjanta, dobrze, żeby to był przyjaciel Harrego Hole, albo ktoś z jego rodziny. U Horsta morderca jest ślamazarny choć wcześniej zabijał bez skrupułów.

Horst lubi przytaczać statystyki – pisze o karze śmierci, podaje przykłady z USA: ilość zabitych przez system posiłkujący się karą śmierci to tysiąc egzekucji w czasie trzydziestu lat,  gdy tymczasem skazani w Norwegii, po odsiedzeniu wyroku wychodzili na wolność. Czy chce nam w ten sposób o czymś powiedzieć, zwłaszcza w kontekście morderców recydywistów?

Autorowi spodobał się slogan „Just do it” promujący firmę Nike, a właściwie historia Gary’ego Gilmore’a, który przed czekającym go rozstrzelaniem za podwójne morderstwo i po sutym posiłku, zakończonym alkoholem, po prostu wstał i powiedział „Zróbmy to” – Just do it stało się wezwaniem do czynu, choć ten kontekst zdaje się tutaj przytoczony na siłę.

Lubię kiedy Horst ociera się o metafizykę, kiedy Wisting z córką analizują   przypadkowe spotkania, wtedy książka nabiera innego wyrazu i paradoksalnie, im mniej w niej sensacji. tym jest lepsza. Podobnie jak w życiu Wallandera, Wisting szuka oparcia w kobietach, ale nie potrafi ułożyć sobie życia, poświęcając się w całości pracy.

Starzejący się komisarz zaczyna wzbudzać w nas przekonanie, że jego życie, skoncentrowane na wyniszczającej pracy, nie przyniesie mu szczęścia, że ten typ osobowości skazany jest na porażkę, ale doskonale wiemy, że jest to porażka honorowa, naznaczona sukcesami w zwalczaniu przestępczości. Staromodny Wisting kontynuuje los Wallandera, a podobieństwo bohaterów pozwala nam cieszyć się kolejnymi książkami, mając nadzieję, że wydawnictwo nie zrezygnuje z serwowania nam dawniejszych i tych przyszłych przygód coraz bardziej lubianego dowódcy Wydziału Śledczego w Larvik.

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.