Ragde po raz czwarty

Pół roku trwa już moja przygoda z czterema tomami norweskiej sagi Anne B. Ragde i zastanawiające nie jest może to, że losy jednej rodziny mogą nas wciągnąć zapalczywie w ich życie, ale raczej fakt upływu czasu, nieodwracalność zegara, bo przecież niedawno była wiosna i zachwyt nad pierwszym tomem, a teraz już wietrzna jesień i ostatni tom. A niektórym się wydaje, że mają jeszcze tyle czasu na podjęcie jakiejkolwiek decyzji, są niczym Torunn, która utkwiła w toksycznym układzie z facetem od giełdy i psów zaprzęgowych.  Ale o Torunn później…

O ile podczas czytania trzech pierwszych tomów, największą sympatią darzyłem niezwykłą parkę gejów, która szczęśliwie żyłą sobie z dala od trosk w Kopenhadze, to nagle zaczęli mnie oni jakoś irytować z tą swoją szczęśliwością.  Erlend i Krumme byli ikoną związku doskonałego, nigdy się nie kłócili, miłość wylewała się im wszystkimi porami, a chaotyczny Erlend zawsze otrzymywał ukojenie w ramionach grubawego Krumme. Do tego jeszcze umówili się z dwoma lesbijkami, że urodzą sobie dzieci i co wymyślili to zrobili. Teraz już mają własne dzieci, oczywiście inteligentne, ładne i grzeczne, czytają im bajeczki, a do tego jeszcze Krumme dziedziczy po zmarłym ojcu kupę szmalu, jakby dotąd czegokolwiek im brakowało. Naprawdę irytujące.

przebaczenie-na-zawsze-projekt

Margido, właściciel zakładu pogrzebowego, lekko odżył, wreszcie zrozumiał, że musi dostosować się do zmian cywilizacyjnych, a niespodziewana wizyta Torunn, odmieni z pewnością jego smutne i samotne życie.

Nasz ulubiony bohater, czyli niby ojciec, a naprawdę dziadek, wreszcie szczęśliwy w domu opieki, może czytać swoje książki o wojnie, wreszcie uwolniony od upokorzeń. Autorka jakby nie wiedziała co  nim zrobić, ale to właśnie on przekazuje Torunn prawdy o życiu, o przebaczeniu i doskonale go rozumiemy, że nie chce już nigdy wrócić do domu, w którym zaznał tyle złych emocji.

I wreszcie Torunn, która utknęła na pustkowiu z facetem, który od początku wydawał się z innej bajki, jakiś taki za bardzo bogaty, za bardzo przystojny… Torunn zamieszkała z nim z wygody, albo po to, żeby zapomnieć o tej traumie związanej z samobójstwem ojca i pracy przy świniach. A kiedy wreszcie od niego uciekła, okazało się, że facet nie robi scen, pozwala jej zabrać szczeniaka i jeszcze życzy powodzenia.

Torunn wraca do Neshov i wtedy dopiero zaczynamy ją rozumieć, ponieważ od początku było wiadomo, że ona musi tam wrócić. Zawsze z przyjemnością czytamy o tym, jak bohater musi sobie radzić z trudnościami, a jednocześnie staje przed wyzwaniem, o którym wiemy, że jest stworzone specjalnie dla niego. Torunn zaczyna odmieniać Neshov i budować tam coś kompletnie odmiennego, czym było przez lata. Kibicujemy jej w końcówce książki, szczęśliwi, że już nie dostajemy tych cukierkowatych opisów Erlenda, jak to emocjonuje się swoim życiem z kieliszkiem szampana w dłoni.

Czwarty tom sagi rodziny Neshov nic nie zamyka – wręcz odwrotnie, jest zapowiedzią kolejnych tomów. Ragde wypuściła go w 2016 roku i nie zdziwiłbym się, gdyby w przeciągu dwóch lat ukazał się tom piąty. Możliwości jest naprawdę wiele – Torunn pracuje z Margido, a po pierwszych zachwytach, zaczynają się schody. Geje pławią się w pieniądzach i skupiają na wychowaniu dzieci, ale Erlenda ciągnie do Neshov. No i trzeba dla Torunn znaleźć mężczyznę. Może sam napiszę kolejny tom – wydaje się, że ta saga jest ż przepełniona możliwościami i wystarczy tylko mieć talent Ragde i tak sprawne pióro. Niewątpliwie jej sukces bierze się z łatwości opisywania stanów ducha swoich bohaterów, wyobraźni, która podpowiada idealne rozwiązania, empatii i życzliwości. Ragde pokochała swoich bohaterów i bez trudu wchodzi w skórę przedsiębiorcy pogrzebowego, który nagle postanowił zdrowo się odżywiać.

Tytuł „Zawsze jest przebaczenie” brzmi lekko patetycznie, nie do końca wiemy kto komu ma przebaczyć – okropna Anna, która umarła w pierwszym tomie, została upamiętniona przez Torunn, która nadała jej imię swojemu psu, dziadek na pewno nikomu nie przebaczył, Erlend jest szczęśliwy, a Torunn chyba już dawno przebaczyła swojemu zagryzionemu przez własne świnie ojcu. Tak więc czekamy na jakieś nieszczęścia w kolejnych tomach  – z nadzieją, że Smak Słowa to szybko wyda.

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.