Nibyświat Masłowskiej

Bo oni nie żyją wcale- zanurzeni w tym świecie na niby, nieistniejącym, a jak już, to tylko w ich malignie, wyobrażeniu, przeskoku – stwarzają własne uniwersum i zapadają się tam niczym manekiny w Gwiezdnych Wojnach.

Pisze się o Masłowskiej wszędzie, analizuje, kartkuje tę prozę, każda chce być jak Sobolewska w Polityce, a tu Urbana potrzeba, żeby dokopać, zaświnić, podrażnić. Masłowska dziś wystrzeliła  lekko podobnie  jak z Wojną, ale tu to już nie dziewczę do pobicia i stłamszenia, ale  ważna choć niepoważna pisarka, chluba i nadzieja, zazdrość Tokarczuk, wyrzut sumienia,

Masło jest utalentowana językowo, słuch posiada wysublimowany, wyłapuje te wszystkie niuanse rozmów pospólstwa, kręci się po targowiskach, miasteczkach niewesołych, podróżuje trzecią klasą i zapisuje frazy, wypowiedzi, namysły, riposty, telewizyjne reklamy i plotki  od kasjerek z Aldi., plączące się po ulicach fantomy ludzkie.

Siła tkwi w konstrukcji zdania, które zazwyczaj nagle potyka się o własne nogi, niecierpliwi, zderza ze znaczeniem, absurdem myśli Doroty, która chce inaczej, lecz zdanie samo wyrywa się z nieuszminkowanych ust i wściekle różowo pomalowanych paznokci. Słowa Masłowskiej uciekają, gubią się,  sklejają  tylko częściowo, tracą sens  zyskując absurdalne piękno, jakby Sabała  prowadził literacki podcast. Masłowską trzeba mianować Nabokovem polskiej prozy, bo tu zdania należy przemyśleć zanim zrozumie się ich przewrotność

A jednak Masłowska wyśmiewa, jej niegrzeczność ukryta w kpinie i szyderstwie jest prawie niezauważalna, bo ona pragnie rozśmieszać prozą, gdzie znaczenia przykryte są  konstrukcją, a ten sztafaż  w każdej chwili potrafi  zwalić ci się na łeb niczym rusztowanie mariackiej wieży. Autorka nigdy nie przyzna się, że pogardza  opisywanymi biedaczkami z ich nieszczęśliwymi romansami i nie ma tu cienia tej klasycznej pogardy Brigitte Bardot na greckiej wyspie.

Tak że jednak, tak. Rozczarowanie.  Jak  rozpędziła się na Silnym, pognała innymi, nie zaskoczyła raną. Kochamy to czytać, podziwiamy, że to umie, rechoczemy jak przy zerkaniu na śmieszne rolki, ale co dalej ósma klaso?

W czym tkwi to oszustwo literackie? W manowcach, rozdrożach przeżartych pustką, bo jeśli nam to pokazuje, co wszyscy widzimy i tym jesteśmy, to przecież nie wyskoczymy ze świata, nie ukrzyżujemy się przez to, że tak jest i będzie coraz gorzej.

„Magiczna” jest pospolita. Jednorazowa przygoda językowo-znaczeniowa. Nie ma tych przygłupich dziewczyn, przepakowanych debili, może i są śmierdzące ubery, ale te światy istnieją w wyobraźni czytelnika, któremu autorka wmawia, że to co pisze, jest gdzieś tam za rogiem, tymczasem to twór jednorazowy, wykwit wyobraźni, przemielony z naszym oczekiwaniem, z naszą wyższością, że to nie my to ci inni ludzie. Masłowska wytyka palcem, pokazuje pokraki pełzające  nam po mózgach.

Przeczytałem i zdjąłem obwolutę, bo czerwona i sztywna okładka  słodko wbija się w brzuch  leżącemu czytelnikowi – a co poza tem?

Obraża  bezdyskusyjnie Masłowska i przypadkowy co weźmie do ręki tę ranę, może i zgubi się w potoku, zatopi w potoczności prozy, odczepi od tej zgrai potworów, którymi być  nie chcemy, a możemy.

Mistrzowska to proza, wycyzelowana, przemyślana i dopieszczona – przysłania resztę forma, wydmuszka z zagubionym sensem, a czy wszyscy muszą  się odnaleźć  w kreacji  rzeczywistości patologicznie zwyczajnej.

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.