Profiler Jefferson Winter zazdrości ilorazu inteligencji Leonardo Da Vinci. Jest snobem, z praktyką w FBI, pija dobrą whiskey (single malt najlepiej 12-letnią) i pali papierosy nałogowo,(niestety nie wiemy jakiej marki), wzmacniając się dobrą kawą. Lubi bluzy z kapturem i apartamenty w dobrych hotelach. Jego ojciec Albert był psychopatycznym mordercą kobiet, a jego śmierć w kalifornijskim szpitalu więziennym, syn obserwował wraz z rodzinami ofiar. Miłośnicy dziedziczenia wietrzą już podstawowy problem młodego profilera zastanawiając się jak morderczy gen zadomowił się w organizmie Jeffersona. Zaczynamy czytać od egzekucji i słów ojca do syna na więziennym łożu śmierci.
A teraz szukam autora z tą naturalną ciekawością, chcąc wiedzieć jak powinien wyglądać pisarz, z którego książką spędzam ostatnio czas. Urodzony w 1969, Szkot, chudy i zaczynający łysieć, miłośnik koni i gitary. Na jego stronie internetowej, dosyć oszczędnej w informacje, znajduję trzy pozycje: bestseller Lalki, którego okładka polskiego wydania jest kopią angielskiego, okładki i krótkie streszczenia dwóch kolejnych pozycji z naszym bohaterem, które angielskie wydawnictwo wydaje w odstępie miesiąca, czyli Presumed Guilty, będącą zapowiedzią kariery Wintera oraz Watch Me, do kupienia w sierpniu, ale po angielsku, z akcją w gorącej Luizjanie. Po lekturze Lalek już wiem, że sobie nie odpuszczę przyjemności obcowania z Winterem, mając nadzieję, że pierwszy kryminał w dziejach PWN, nie będzie ostatnim.
Tydzień temu spędziłem weekend z „Alex” Lemartie i był to bardzo przyjemny czas, a to co miałem do powiedzenia o autorze, wyraziłem już pisząc o „Ofierze”. Nie warto się powtarzać, dlatego mam już na półce „Ślubną suknię”, która czeka obok „Londynu we krwi” Craiga. Doprawdy smaczne kąski wakacyjne.
Zachłystywałem się Mankellem – niepotrzebnie – ostatnie zdobycze zaskakują klasą, inteligencją i warsztatem. O ile Nesbo zagęszcza powieść z klasą mistrzowską, to Carol, choć mu nie dorównuje, to jednak tylko dlatego, że jest mniej ironiczny, podstępny i prowadzi nas po swojemu klasycznie, krótkimi rozdziałami, które uwielbiam i bez zbędnego marudzenia i zwodzenia, które tak skutecznie zniechęcają do lansującej się na okrągło Bondy.
Winter jest lekko szpanerski, jego partnerka olśniewająca a przyjaciel policjant, któremu pomaga, zbyt płaski. Winter z łatwością forsuje wszystkie swoje pomysły, czasem wyciągnięte z kapelusza, jak na przykład pomysł, żeby przeszukać mieszkanie męża ofiary, choć nie ma ku temu podstaw, ale przecież super mózg Winter wie, że coś tam powinni znaleźć. I znajdują. Lubimy takich bohaterów, którym wszystko wychodzi, choć bardziej identyfikujemy się z Harrym Hole, bo temu zawsze cegła spadnie na głowę. Winter nie jest loserem, być może przez jego iloraz inteligencji, ale nie zauważamy tego jego IQ na co dzień, raczej po prostu go lubimy, z tymi papierosami i pewnością siebie.
Psychopata porywa kobiety, zdradzane mężatki, zawsze w podobnym typie urody, więzi je w domu i przy pomocy zadręczanej siostry (w kazdym razie z początku nam się wydaje, że ona istnieje, ale potem … no dobrze i tak już dużo zdradziłem) znęca się nad nimi do czasu, aż wykona na nich zabieg lobotomii, przy pomocy specjalnego szpikulca. Wprowadźcie sobie do słownika nowe słówko: orbitoklast, czyli narzędzie, które wbijamy w gałkę oczną, aby dotrzeć do mózgu. Pod koniec mamy wrażenie, że skądś znamy ten model psychopaty, co więcej, przypomina sie nam słynna „Psychoza” Hitchcocka. Wintera ściągnięto ze Stanów, żeby rozwiązał zagadkę i od początku mamy pewność, że mu się to uda. Dobrze napisane, dobrze skonstruowane, bez nudziarstwa i zbędnych kawałków. Trochę chropowatości wkrada się w rozmowy bohatera z piękną Templeton, która rzecz jasna musi być równie doskonała jako partnerka, choć nie zagłębiamy się zbytnio w jej życie osobiste – może to i dobrze, bo stracilibyśmy z oczy głównego bohatera a także sedno sprawy z psycholem w tle.
Lalki sprzedały się rewelacyjnie więc z miejsca zwęszono możliwość filmowej adaptacji książki – znany aktor Stephen Fry, przy pomocy swojej firmy producenckiej nabył prawa do telewizyjnej ekranizacji „Lalek”. Przypatrzmy się zdjęciu aktora – to nie jest Winter jakiego ja widzę, ale to już kwestia gustu i tego co widzimy jak czytamy. Ja wolałbym w tej roli kogoś młodszego np. powiedzmy Ewana McGregora.
W czym tkwi sukces Carola, dlaczego zacznie teraz zarabiać miliony? W porywająco śmiesznym filmie „Porwanie Huellebecqa” autor „Platformy” daje się wciągnąć w dyskusje w czym tkwi siła dobrej powieści i pierwsze co mu przychodzi na myśl to wyrazistość postaci. Trudno się nie zgodzić z tą oczywistością, ale zawsze pozostaje jeszcze to coś, co tkwi w głębi czytanej książki – czy w tym przypadku jest to skrajne okrucieństwo, z którym mamy do czynienia? Klasyczni autorzy kryminałów nie sięgali nigdy tak daleko w głąb najbardziej mrocznych otchłani ludzkiego zdegenerowania, nie epatowali nas wymyślnymi możliwościami zadawania bólu, ale świat żąda od autorów wciąż czegoś, co poruszy nafaszerowanych telewizyjnymi obrazkami konsumentów. Dlatego Pani Agatha Christie zdaje się już zbyt nudna ze swoją dżentelmeńską fabułą.